piątek, 1 stycznia 2016

Podsumowanie roku 2015

Sięgając pamięcią wstecz, w rok, który w nocy przeszedł do historii przebijają mi się trzy najważniejsze zdarzenia. Pierwszym, mega ważnym i w sumie deklasującym wszystko inne jest odzyskanie Przyjaciela. Dało mi to wielki spokój i w końcu jest tak, jak powinno. I w tym miejscu oświadczam, że jak drugi raz mi wywinie taki numer to najpierw znajdę i nakopię do dupy, a jak to nie pomoże i będzie twardy i nieuległy w decyzji, to powrotu nie będzie i żaden urok osobisty i niczym nieuzasadniona słabość mu nie pomoże (to wpisuję w postanowienie noworoczne ;) ) Poza tym na froncie towarzyskim kilku znajomych straciłam, kilku zyskałam, na niektórych nadal czekam. No i cudowne spotkanie po latach :) Cudnie mi. Rok powrotów, jak nic.
Drugim ważnym wydarzeniem jest wymiana okien, w końcu, co ruszyło z kopyta roboty w domu i dzięki czemu płytki na dole już są (brakuje w pokoju, ale to już jak wyjdziemy na górę, bo mamy dość, oboje z Osobistym, bo dzieciom trochę lata, roboty tam, gdzie mieszkamy). W salonie płonie kominek, na który możemy popatrzeć z sofy. Ocieplenie przystopowane przez pogodę, ale i tak nie mamy problemu z dogrzaniem domu, jak się grzało w wigilię, to potem dopiero we wtorek musieliśmy zapalić. Oczywiście w kominku trochę paliliśmy. Do tego trochę nowych sprzętów i nowe auto czyni ten rok rokiem posunięć do przodu i to sporych. Super było.
Trzecią ważną sprawą jest może nie przełom, ale ukierunkowanie moich myśli w kontekście leczenia Córy. Potwierdzona diagnoza i wiara w to, że będzie ok jest bezcenna.
A, zapomniałabym o moim osobistym sukcesie. Ruszyłam tyłek swój szanowny i poszłam do klubu, gdzie ruch pokochałam i wsiąknęłam. Od trzech tygodni nie byłam, bo najpierw byłam chora, a potem Wigilia i Sylwester i mnie już strzyka. Krok w kierunku ruchu to był dobry krok, złapałam bakcyla i za to cenię mijający rok jako ja. Mega postęp w rozwoju osobistym, bo nagle mi się chce i nagle mogę.
A rodzinnie? Wzloty i upadki. Kłótnie, godzenie się i wielka miłość, która nas trzyma w tym naszym domu wariatów. Chciałabym, by trwała dalej i żebyśmy byli fajną rodzinką. Szaloną, robiącą głupoty, ale razem. No, może bym chciała być mniej wkurzająca do otoczenia ;)
Minusy? Hm... W pracy się sypie i nie wiem co dalej. Kocica, która była bardzo długo, odeszła od nas w sposób tragiczny. Ale dzięki temu mamy dwa młode potworki, więc może nie ma tego złego...
Czy coś się nie udało? Nie wiem ;) Na pewno udało się wiele innych rzeczy.
Fajny był ten rok.

2 komentarze: