piątek, 20 listopada 2015

Córa u immunologa

Moje starsze dziecko ma stały zestaw leków. Rano Xyzal, Bioaron C, Immunotrofina. Wieczorem Bioaron C, tran, pędzlowanie gardła płynem Lugola i psikanie do nosa Avamysem. Zna to na pamięć. Do tego średnio dwa razy w miesiącu dochodzi jakiś inny psik psik do gardła, nosa, jakiś syrop... Czemu? Bo migdały zasłaniają całe gardło i walczymy, by ich nie wycinać, bo mogą odrosnąć. Bo każda infekcja może się skończyć zapaleniem ucha, czy innymi powikłaniami. Dlatego ja widzę katar i panikuję. Pominę, że moje ukryte anginy i"no takie ma gardło" doprowadziły do koszmarnie wysokiego ASO, a to z kolei do częstoskurczu. Panika numer dwa gotowa.
W piątek pękłam i poryczałam się Osobistemu do słuchawki. Bo ona nie ma dzieciństwa, bo ja ciągle sprawdzam, czy nie cieknie z nosa, boję się, że zawiozę ją zdrową do przedszkola, a ona znowu coś złapie, bo odporność ma nikłą. I wtedy Osobisty kazał ją zapisać do immunologa. Facet mnie kiedyś postawił na nogi w trzy dni. Wizytę mieliśmy wczoraj. Pierwsza wolna. Siedzieliśmy tam z pół godziny, jak nie dłużej. Obadał ją, wysłuchał moich żali, spostrzeżeń, zerknął na kartę od laryngologa, bo to ta sama placówka i mają wgląd, do dermatologa i... Potwierdził diagnozę. I potwierdził, że mogą odrosnąć i on by ich nie tykał do 7 roku życia nawet, a na pewno do 5, kiedy dzieci kończą dziurę odpornościową. Ale... Rozróżnił mi te, które mogą odrosnąć od tych, które nie odrosną. Otóż chore nie odrastają, odrastają tylko spuchnięte. I teraz dostała jedną tabletkę na dzień do ssania, żeby zobaczyć, który typ ma. Bo jak tylko spuchnięte, to zabieg nie ma sensu. Do tego zalecenia odnośnie antybiotykoterapii w razie zachorowania na coś, co antybiotyku potrzebuje i osobno na anginę. Osobno też dostała zalecenia przy wirusach. Słowem, staramy się obkurczyć, bo logopeda nie ma zastrzeżeń, słuch jest w porządku i utrzymuje jako taką drożność oddychania. Do klepnięcia przez laryngologa zalecenie odnośnie wirusów, ale poza tym zaczynamy działać w stronę obkurczania, bo jemu się wydaje, że to się uda. I absolutnie nie wolno nam podawać nic na odporność, bo... to może być przyczyna! Bo migdały mają właśnie funkcję odpornościową, a dając jeszcze leki, można je przestymulować.
I coś, co mi sen z powiek i tak dalej... Ona ma katar i kaszle, bo złuszczają jej się migdały i musi się pozbyć wydzieliny. Ona nie jest chora, ona tak ma, choć wygląda koszmarnie, ale nie zaraża nas, mających z nią największy kontakt, bardziej, niż jakby jechać z nią w tramwaju. Muszą tą wiedzę przekazać w przedszkolu, bo okazuje się, że może chodzić, a co najważniejsze - nie musi brać leków na ten kaszel i katar.
Niby nic, niby tylko połączył wszystko w całość, wyjaśnił coś, co pani laryngolog wiedziała, ale albo nie chciała (niekoniecznie ze złej woli, bo mówiła to samo, choć bez podania rozróżnienia), albo nie umiała przekazać, ale wyszłam stamtąd z nową siłą i nadzieją. Z przekonaniem, że to, co robię, jest słuszne.

7 komentarzy:

  1. Pamietasz jaka ja wrociłam od immunologa? 25 lat koszmaru i rok terapii...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po wczorajszej wizycie żałowałam jednego: że tak późno :)

      Usuń
  2. Dobrze, ze poszliscie! Czasami naprawde mozna duzo stresu i zdrowia zaoszczedzic- jesli trafimy oczywiscie do dobrego lekarza!
    Powodzenia w dalszym dzialaniu!! Zdrowka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszło na to ze każdy dobry tylko widzę zatrzymali dla siebie. A ta szczepionkę co dostała laryngolog nie może dać podobno

      Usuń
  3. Najważniejsze, że byliście u lekarza, teraz już wiecie, jak trzeba działać. Trzymam mocno kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Najważniejsze ze te działania będą bardziej kierunkowe :)

      Usuń