poniedziałek, 14 września 2015

Wszyscy żyją?

Pewnie się zastanawiacie, jak udała się wizytacja, tfu wizyta. Otóż wszyscy żyją, prawie. I to nie przeze mnie, choć podejrzenia padły takowe. A bo czemu? A bo temu, że Córa w sobotę nie żyła, bo rzygała, a wczoraj obudziła się i znów urządziła mój przyjaciel kibelek. A w nocy przyjacielem został kibelek  też dla Osobistego. Osobisty na dwie strony. Więc wizyty nie było, ale teściowa już uznała, że od jedzenia. Otruć rodzinę chcę, jak nic. A Córze przeszło po Nasivinie, bo rzygała tylko katarem. Dziś cudnie radosna pogalopowała do przedszkola. A Osobisty zawlókł się do lekarza i ma niniejszym tydzień zwolnienia.
Buty zamówiłam. Po tym, jak zaczęłam marudzić Osobistemu, że może czarne, że po co dokładać kasę i tak dalej. To na mnie naburczał i kazał kupić, a jak chcę oszczędzić, to mam się sama uczesać i umalować, choć niekoniecznie. I mam wyglądać ładnie i kupić sobie te czerwone dodatki, bo to mała kasa, a mi na pewno poprawi humor. W sumie to moje krótkie włosy fryzjera faktycznie nie bardzo potrzebują, a makijaż zrobić umiem. Mama zgodziła się dziećmi zająć, choć wyraziła wątpliwość, czy dzieci padną tak szybko, jakbyśmy chcieli. No cóż, miała nas troje, może wiedzieć, co mówi. Pożyjemy, zobaczymy.
Jeszcze tylko wymyślić prezent. Osobisty jest za kasą, ja za prezentem. Więc rozważamy kompromis i wsadzenie kasy w kopertę. Pod postacią biletu do spa, na masaż, termy, czy inną kamasutrę :P Ewentualnie pudełko z przegródkami "na kwiaty" "na fryzjera" "na piwko z kolegami"... Negocjacje trwają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz