niedziela, 8 czerwca 2008

Niedzielny wypad

            Wycieczka zaplanowana, wczoraj trochę strachu o plany. Miało padać, ale na szczęście się udało i nie padało. Spotkanie rano, potem wizyta na zamku. Brak ludzi, cudownie, cicho. Następnie kolejny punkt programu, padło na Dolinki. Dobrze, tylko droga mało znana i znów zaliczyliśmy pobłądzenie. Jest jakaś droga, no to jedziemy. Tylko… Asfalt zwinęli, ale chłopaki uznali, że jadą… Tak… Droga polna, ze specyfikacją polna, łamane przez polna, czyli koleiny i w środku garb. No brawo, prawie się zawiesiliśmy, w końcu spotkani rowerzyści mówią, że dalej jest lepiej, no to jedziemy dalej, bo cofnąć się nie da bez nawrotki. Mili rowerzyści nie dodali, że po drodze jest kawałek koszmarny wręcz  bardzo smutny  Przejechaliśmy, już dawno nie cieszył mnie tak widok cywilizacji. W końcu dotarliśmy do Dolinki. W całości, ale ja się prowadzenia już nie podejmę, czas kupić dokładną mapę tych terenów.

            Piękne widoczki, czyste powietrze, sporo śmiechu i radości. Oby to nie było tylko moje wrażenie. Jeszcze obiad, lody, spacer. Było bajecznie :)

4 komentarze:

  1. Ooo jak się cieszę,że miałaś taki miły i pełen wrażeń dzień. Takie ekstremalne przygody też są fajne i potrzebne;) Pozdrawiam i przesyłam całuski;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Gorzej, bo ja ostatnio tylko takie ekstremalne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to sobie troszke wojowalas na takiej cudnej drodze ale trzeba byc na wszystko przygotowanym tak samo jak w zyciu nie ma tylko prostych dróg pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. I dlatego jest pięknie.

    OdpowiedzUsuń