sobota, 24 lutego 2018

Morskie pogody, które prawie sztormem się skończyły



Wczoraj rano wstaliśmy spokojnie i zaczęliśmy się przygotowywać do wyjazdu na pierwszy koncert Shanties 2018 dla dzieci. I zastanawiałam się, jaki tytuł tym razem Klang nadał swojemu występowi, dlatego weszłam na stronę festiwalu. I patrzę dalej i mówię do Osobistego, że nieźle byśmy czasowo popłynęli, jakbyśmy poszli na koncert o 22 w piątek, bo to 30 lecie Mietek Folk i na pewno potrwa. Patrzę dalej, a tam grają Mechanicy. Pełna dziwnych uczuć zerkam na koncert sobotni, tam Mechaników nie ma! A ja w kalendarzu mam zapisaną sobotę, mama umówiona do opieki nad dziećmi na sobotę!
Patrzę na bilety. A tam, jak byk stoi 23 lutego godzina 22. Serce mi przyspieszyło, telefon do mamy, że mi się pomyliło i że dziś ma się zająć dziećmi. A ona mi na to, że ok, ale u nich grypa. Miała nadzieję, że do soboty choć trochę się wykuruje, ale możemy ich przywieźć. Uznałam, że oni i tak mają grypę, więc nic się nie stanie. Przy czym myśleliśmy, gdzie ich można zostawić. No i wyszło, że nigdzie.
Po cudownym koncercie Klangu pojechaliśmy na obiad i do moich rodziców. Syn oczywiście chciał zostać, wszystko było ok aż do wyjścia, gdzie wielki ryk i tulenie się i bęęęędęęęę tęęęęęsknił maaaamoooo... Bosz... Serce się krajało i chciałam już nie jechać, ale dał się przekonać. Z Osobistym pojechaliśmy do domu, a z niego na koncert, już bez wymarzonej kolacji, bo na obiad zjedliśmy tyle, że nie byliśmy w stanie nic zjeść.
Weszliśmy jeszcze, jak trwała próba, a wyszliśmy o 2 w nocy. Kilka razy popłakałam się ze śmiechu. Mietek Folk, Mechanicy Shanty, Zejman i Garkumpel. Starzy wyjadacze, świetni showmani i do tego przyjaciele, którzy opowiadają żarty i anegdoty ze swojego życia, a do tego dogryzają sobie. Plus kilku debiutantów, którzy im do pięt nie dorastają, może się wyrobią. Muzycznie też pięknie, energetycznie przez holenderskich Pyrates na wzór piratów z Karaibów (na stronie piszą, że z Wielkiej Brytani), choć z Osobistym uznaliśmy, że oni bardziej szkoccy, bo tacy skoczni. Fantastyczni.
Na koniec wyszli bardzo dobrzy muzycznie, z pięknymi tekstami, ale balladowi wykonawcy, na rozgonienie imprezy. O 2 w nocy faktycznie zabójstwo. Wyszliśmy z ogromnym niedosytem, a ja z przekonaniem, że nie darowałabym sobie, jakbym poplątała daty.
Do łóżka położyliśmy się po 3, a o 7,30 już dzwonił budzik, bo trzeba było jechać po dzieci i na koncert Zejmana i Garkumpla, drugi dla dzieci. Znów wesoło, głośno, śpiewająco. Z fantastycznymi KrzyKaśkami, które robiły chórki i piękną choreografię.

- Mamo, chociaż ty nie śpiewaj - słyszę nagle Syna.
- Czemu? Śpiewam ci do ucha?
- Tak. A oni to robią lepiej.

I tyle na temat kariery muzycznej.

11 komentarzy:

  1. Pięknie :)
    nosicielka samotności

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!! Czulam to napiecie i ten opis przeniosl mnie na koncert!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja już czekam na za rok :) tylko lepiej będę daty sprawdzać :D

      Usuń
  3. Super �� jednym słowem udany weekend

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo udany weekend :) I u nas było koncertowo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha ale Cię załatwił ;) Mnie ze śpiewaniem może nie ganią, ale jak mam coś narysować, to Kasia i Martyna patrzą z politowaniem :D

    OdpowiedzUsuń