poniedziałek, 22 stycznia 2018

Całkiem dobrze i kilka zgrzytów

W piątek dowiedziałam się, że uszy ok, choć katar nadal leczę. W związku z tym w sobotę pojechałam na tańce z Córą i na zakupy. Kupiłam czapkę sobie i szalik Osobistemu. Oboje nie nosiliśmy. Starość, nie radość.
A wczoraj zrobiliśmy użytek z zakupów, bo od razu po kościele zabraliśmy się za budowę igloo i bałwana. Dwie godzinki i stanęło, coś się w nocy tam podłamało, muszę iść poprawić, żeby jeszcze postało, ale nawet, jak się zawali, to mieliśmy całą czwórką masę zabawy.

Moi rodzice wybierają się na Dzień Babci i Dziadka w przedszkolu. Prawdopodobnie przyjadą busem, potem ich tylko odwiozę. Teść nie pójdzie, bo ma nerwicę i nie ma mowy. Kur... Takim tekstem do dzieci wyskoczył, a one potem do mnie, co to znaczy. I znowu Osobisty będzie musiał zerwać się z pracy, żeby teściową zawieźć, a oni mają auto! Nie wiem, czy bardziej mi przykro, czy bardziej jestem zła. Zawsze ma ich w nosie, przecież na chrzcie Córy nie był wcale, na roczku też nie, o dwóch latkach nie wspomnę. Łaskawie pojawił się w kościele na chrzcie Syna i na roczku na pół godziny. Bo co? Bo wnuk, to traktuje inaczej? A teraz już zupełnie ma w dupie. Ale przecież on ich tak kocha i mają go całować i przybiegać się do niego bawić. A ja mam ochotę powiedzieć goń się leszczu, nie będziesz widział moich dzieci, jak w drugą stronę ci ciężko. I nawet, jakbym nie pamiętała o numerze, jaki wykręcił przed ślubem, jak wyszedł, gdy zapraszałam ich do nas na obiad i oświadczył, że on w tym udziału nie będzie brał, a jak Osobisty jest taki głupi, niech sam sobie radzi, potem na ślubie, jak mój brat go musiał odwieźć (to znaczy chciał), bo chodził i marudził, że on musi jechać busem do Krakowa, potem do siebie, bo on musi wyjść, rozwalając nam połowę planu uroczystości, to pamiętam, co zrobił dzieciakom i mnie cholera bierze.
Co jakiś czas mi się wylewa, staram się nie wylewać na Osobistego, ale czasem nie wychodzi.

Kolejna trudna sprawa to taka, że w przedszkolu mają być zajęcia sportowe z piłką. Płatne 32 złote za miesiąc, czyli w porównaniu z poprzednimi 70 za semestr to dużo. Były zajęcia pokazowe, Syn zachwycony i chce chodzić. Córa też, bo jej opowiedział. A dziś idę do przedszkola i czytam, że impreza w ramach zajęć, w Krakowie, bezpłatna, bo zamiast jednych zajęć w miesiącu. Trzeba samemu dojechać i nawet nie w tym jest problem, a w tym, że zajęcia są od 10.30 w soboty. Akurat wtedy, jak Córa ma taniec. W warunkach było, że są takie imprezy, ale nie było nic, że to zamiast jednych zajęć. I teraz nie wiem, co zrobić, bo dzieciaki by chciały chodzić, ale jedne zajęcia miesięcznie będziemy zawsze tracić, bo nie możemy sobie pozwolić na taką jazdę. Bo jak Syn pojedzie, to Córze będzie przykro, jak oboje nie pojadą, to jednak stracimy kasę. Bez sensu to wszystko.

12 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nim się nie przejmuję. Nawet wczoraj Osobistemu powiedziałam, że jakby, nie daj Bóg, coś mu się stało, to ja sobie poradzę, ale oni zostaną sami. Dzieci tylko żal.

      Usuń
  2. Dzieciaki same z czasem zrozumieją co i jak, chociaż teraz pewnie im żal. Ehh przykro to wszystko czytać, na prawdę bardzo przykro. Pewnie kiedyś sie opamięta ale może być już za późno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki wiek, że może się nie zdążyć opamiętać

      Usuń
  3. Przykro...bardzo przykro...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ehh temat rzeka... nasza o dziwo idzie na występ, ale chyba tylko po to,żeby się pokazać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale przykro... Dzieciaki zobaczą same za jakiś czas, jak to jest naprawdę, ale wiadomo, że taka sytuacja boli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni już widzą. Dziś miałam rano karczemną awanturę, podejrzewam, że podłożem jest zachowanie dziadka, a wczoraj Córa obgryzła paznokcie i skórki do krwi.

      Usuń
  6. Szkoda, ale wiesz jak się mówi, kijem Wisły...
    Szkoda też że z tymi zajęciami tak wyszło :(

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas też już przed ślubem przyszli teściowie dawali sygnały, że nie wygląda to wszystko dobrze, ale wtedy niestety najbardziej okłamał mnie mój mąż. Zdawał się widzieć wszystkie błędy rodziców, potępiać je itd. A ja głupia zakochana uwierzyłam w to wszystko, a przede wszystkim w to, że liczymy się tylko my, ja i on... Taaaa, gówno prawda, za przeproszeniem. Jesteśmy po ślubie blisko 13lat i nasze małżeństwo to przeplatanka dni, tygodni, miesięcy kiedy mój mąż raz jest szczęśliwy z nami (mamy dwie córki) albo kiedy tęsknota za mamusią i resztą rodzinki pada mu na mózg. Na chwilę obecną wygląda to tak, że ja od 7lat nie utrzymuję z nimi żadnych kontaktów, po tym, jak właśnie kilka dobrych lat znosiłam zagrywki teściowej wobec nas i wobec starszej córki.
    Niestety, mimo wszystko i tak najbardziej za wszystko obwiniam męża bo okazał się niedojrzałym dupkiem i tyle. Sam nie umie dorosnąć, matka do tej pory manipuluje jego uczuciami.

    OdpowiedzUsuń