wtorek, 25 czerwca 2013

Krajobraz po bitwie, przepraszam, wodzie

Dom zalany na wysokość jednego pustaka. Wełna mineralna kapie. Łaty mokre, dość wysoko, bo ciągnęły wodę. To znaczy wody już nie ma, już w sobotę nie było, ale ściany mokre. A od wczoraj u nas leje, czyli nie schnie. Poprzenosiliśmy wszystko do blaszaka, łaty mają trafić na górę, bo tam się przydadzą.
Ale z przyjemniejszych. Wytachałam się na górę. To wyczyn, bo to po drabinie, a ja się generalnie boję. Córę Osobisty wytachał i w końcu sobie okna obie obejrzałyśmy. Podobają mi się. Z zewnątrz lekko zaokrąglone, no i mahoniowe. Wewnątrz dość klasyczne, białe, choć listwa przy szybie bardzo cienka. W sumie, jakby grubsza była, to to okno byłoby ogromne. I tak jest grube i dość ciężkie. I klameczki mamy takie cudne półokrągłe. Córa okna doceniła, jak je otwarłam, skakać chciała. I do rury, którą docelowo mają iść przyłącza różne też chciała wejść. Nie pozwoliłam, bo może by się na ramionach zatrzymała. A na dół jednak daleko.
A dachowe są do umycia. Pędzę lecę, szczególnie myć to nad klatką schodową. Zaraz, my nie mamy klatki... Właśnie... Poczekają do następnego roku, może odskrobię.

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Inni maja gorzej, nam zalało goły dom, czystą wodą...

      Usuń
  2. Angel oszczędzaj się troszkę, proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oszczędzam się, styropian nosiłam i parę łat, takich krótkich, lekkich, przecież Osobisty to by mnie chyba zamordował, jakby było inaczej

      Usuń
  3. O kurczę, współczuję... Tylko nie szalej tam za bardzo z tym sprzątaniem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam nie było nic ciężkiego, tylko stąd, tam i jeszcze tam... uciążliwe

      Usuń