środa, 5 lutego 2014

Awans, czyli po G mi mąż światowiec

Żeby było chronologicznie:
W Święta Osobisty odebrał telefon, czy chciałby do innego działu. Wracał w styczniu już na nowe, wyższe stanowisko. I z tym wiążą się wyjazdy służbowe. Z ostatniego wrócił 23 stycznia. Dziś pojechał znów. Wraca w piątek. I git, można powiedzieć, niech się obędzie, super, że awansował i docenili, ale...
Dzieciarnia chora. Syn znosi katar, jak prawdziwy mężczyzna, Córa niewiele lepiej. A ja... Ja skończyłam w poniedziałek antybiotyk i chyba tylko to mnie trzymało w całości. Dziś się rozłożyłam. Głowa mi pęka, uszy bolą niemiłosiernie, z nosa się leje, kaszel dusi. Umieram, a z dzieciakami trzeba powalczyć. A Osobisty właśnie śmiga do Wawy, a stamtąd do Anglii. Jakby nie mógł być teraz tu... Ech.
A poza tym, że dziś mi to nie pasuje, to jestem z niego szalenie dumna.

6 komentarzy:

  1. Fajnie, że dumna jesteś z Osobistego, wszak masz powody:) Ale akurat się nie dziwię, że dziś to Ci nie pasuje, bo jak dzieciaki chore, to nie ma w co rąk włożyć, ech...
    Trzymaj się!:) Zdrowiejcie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś to zdrowie nas się nie trzyma, ale dziękuję :)

      Usuń
  2. Ale są też plusy, awans= wyższe zarobki, a przy dwójce dzieci i budowie domu to się przyda :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadza się. Z każdej takiej delegacji też jest dodatkowy grosz, ale w takie dni człowiek widzi jedno: nie ma drugiej pary rąk.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widocznie świetny z Niego pracownik:)

    Ale pewnie i tęsknota Ci doskwiera...

    OdpowiedzUsuń