Dziś zakończyłam 37 tydzień, czyli do porodu dokładnie 3 tygodnie. Nadal tego nie czuję. Czasem zastanawiam się, czy może powinnam zacząć się stresować, czy coś...
Bilans jest taki, że nadal mogę sobie obciąć paznokcie u nóg. Choć przyznaję, że prawa noga wymaga więcej wysiłku i podejścia na dwa razy, ale daję radę. Spokojnie też ogolę nogi, bo depilatora jednak jakoś boję się wyciągnąć. Bikini też nie stanowi wyzwania, choć nic nie widzę, ale na macanego idzie mi zdecydowanie lepiej, niż z lusterkiem. Próbowałam raz, pozacinałam się i od tego czasu ufam swoim palcom. Sama jeszcze zawiążę buty. Więc nie jest ze mną tak źle.
A Dzidzia ma przykazane nie wychodzić przed 6 grudnia, a na pewno nie samego 6. I nie chodzi o Mikołaja, tylko o to, że Tata ma kolację służbową i głupio by było na niej nie być. Czyli wychodzimy później. Generalnie to mam plan, chytry plan, który podlega negocjacji z Dzidzią właśnie. Na razie nie zgłasza sprzeciwu. A plan jest mianowicie taki, że moja mama ma wizytę u kardiologa na 16 grudnia. Tak więc postanowiłam, że około 6 rano dostaję skurczy, jem małe śniadanko, zbieramy się we trójkę do samochodu i jedziemy. Tutaj mój plan się trochę rozjeżdża, bo zastanawiam się, czy by od razu nie wpaść do pracy Mojego Bardzo Osobistego Mężczyzny wypisać urlop, ale chyba za dużo wymagam. Wracając do planu głównego. Dojeżdżamy na miejsce, mama idzie do lekarza, my na salę porodową, o 10 Małe jest na świecie i mąż z mamą jadą spokojnie do domu. Podoba mi się ten plan.
Nie ma co, plan super :D Tylko życie uwielbia rozpieprzać wszystkie plany ;)
OdpowiedzUsuńOj zazdroszczę tych czynności które możesz wykonywać. Ja sama buty założę, ale paznokcie obcina mi Mąż i okolice bikini to też teraz jego działka, dla mnie to zbyt ciężkie :) Mam nadzieję, że Dzidzia będzie chciała z Tobą współpracować i urodzi się tego 16 grudnia :)
OdpowiedzUsuńwiem ;) Nadal cicho liczę, że się zaprze i wyjdzie w styczniu :P
OdpowiedzUsuńMój mąż powiedział, że się boi tam operować ostrzami, bo siebie potrafi zaciąć, a co dopiero tam...A Dzidzia ma jeszcze inny termin, styczeń mile widziany ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko ułoży się po Twojej myśli :)Kurde ja nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mając brzuszek będą problemy z goleniem i obcinaniem paznokietek ;o;o;ofifolek.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńPlan jest rewelacyjny i oby się w jak największym procencie spełnił :)razem-razniej.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPlan pierwsza klasa! Oby wszystko ułożyło się po Waszej myśli:)
OdpowiedzUsuńMój Kochany Mąż jak mu przeczytałam Twojego posta z uroczym uśmiechem odparł tylko "Powodzenia..." z głową w lodówce , a potem stwierdził "Tak Kazio...ciocia ma plan...Jak ty się miałeś rodzić to tez był plan...oj i to jakie były plaaanyyy...ale słuchaj ...wiesz jak fajnie zrobiłeś? Zdążyłeś na swoje urodziny ! " ;)A ja to...nic nie powiem, bo i tak mi "Cichoooo" zaraz powiesz :P
OdpowiedzUsuńDobry plan :) Ja planował poród na początku lutego, moja mama trzymała kciuki, za 6 lutego, bo to tez jej urodziny. Jula przyszła na świat w walentynki. A planowałam romantyczne walentynki :)
OdpowiedzUsuńSpoko plan, tylko trzeba przekonać do niego potomka ;)))
OdpowiedzUsuńI z wieloma innymi rzeczami też :P
OdpowiedzUsuńSpełni się na pewno w tym, że się urodzi, mniej pewnie, że w grudniu, a reszta... to już nie moja decyzja ;)
OdpowiedzUsuńAż taką optymistką jednak nie jestem, ale warto mieć marzenia, prawda?
OdpowiedzUsuńMów, mów, zdaję sobie sprawę z tego, że najpewniejsze jest to, że się urodzi, a reszta... zostawiam Dzidzi tą pierwszą decyzję
OdpowiedzUsuńA nie romantyczne? Piękniejszego prezentu nie mogłaś zrobić mężowi :)
OdpowiedzUsuńNa razie nie zgłasza protestów :) pewnie postawi mnie przed faktem dokonanym
OdpowiedzUsuńSuper plan, az sie usmiechnelam :)))) niech sie spelni w takim razie :)))
OdpowiedzUsuńno to nie pozostaje mi nic innego jak trzymam kciuki za realizację tego planu, nie ma co - planu super :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) szkoda, ze to nie ode mnie zależy ;)
OdpowiedzUsuń