piątek, 4 listopada 2011

Religia w szkole

    Każdy jakąś religię w szkole miał. Moje wspomnienia dzielą się na pozytywne i negatywne w zależności od tego, kto lekcje prowadził. Przy czym ja jeszcze pamiętam lekcje w salkach katechetycznych przy kościele. W szkole podstawowej miałam trzy siostry i księdza. Ksiądz przygotowywał tylko do komunii i był naprawdę fantastycznym człowiekiem. Siostry zakonne… jednej baliśmy się panicznie wszyscy, druga na lekcjach wyszywała, a trzecia byłą bardzo sympatyczna i faktycznie przekazywała jakąś wiedzę religijną. W liceum też miałam dwóch księży. Jeden zdecydowanie nie powinien księdzem być i mówić o wartościach chrześcijańskich. Drugi coś tam próbował, ale z reguł dało się go naciągnąć na rozmowy o wszystkim. Co w sumie też było cenne.
    W związku z tymi dość skrajnymi doświadczeniami i niedawną walką o to, żeby w szkole była etyka, doszłam do pewnego wniosku. Niech będzie religia. Ale nie prowadzona tak, jak do tej pory. Moim zdaniem najlepiej by było, gdyby osoba wykładająca religię pokazała każdą religię świata oraz prądy filozoficzne. Owszem, wymagałoby to zmian w programu nauczania, bo nie da się tego pokazać i przekazać w rok. Ale skoro historia może się ciągnąć przez cały cykl nauczania, czemu nie zrobić czegoś takiego z religią? Czemu nie poznać Biblii, Koranu, innych świętych pism, dzieł filozofów i etyków. Może mniej byłoby nienawiści, bo poznalibyśmy inne religie, inne możliwości. Naprawdę chciałabym, by to tak wyglądało. I nie byłoby sporów, że religia tak, etyka nie, albo religia nie, etyka tak i tak w kółko, bez porozumienia. Inną sprawą jest rzetelność i obiektywność poprowadzenia takich zajęć. Ale jak się chce, to się może…

16 komentarzy:

  1. Ja też różnych spotkałam księży i katechetów. Ale w liceum przez dwa lata miałam księdza, który właśnie sporo czasu poświęcił na przekazaniu nam podstawowej wiedzy o pozostałych najważniejszych religiach (islam, buddyzm itp) i odłamach chrześcijaństwa. Prócz tego brał na warsztat "gorące" tematy (in vitro, aborcja, antykoncepcja) i nigdy nie uciekał od dyskusji, a wielokrotnie niektórzy w mojej klasie nie zgadzali się z nauką kościoła i za każdym razem cierpliwie tłumaczył i wyjaśniał dlaczego właśnie tak KK naucza.

    OdpowiedzUsuń
  2. I wiele się z Tobą zgadzam :) Religia powinna być bardziej na luzie też. Wejdź do mnie :)http://zooom.blog.onet.pl/Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się w stu procentach. Sama wspomnienia z lekcji religii w liceum mam koszmarne: prowadziła je świecka katechetka, która mimo wszystko kazała mówić do siebie siostro, miała ośmioro (!) dzieci (niechby miała i dziesięcioro, nie mam nic przeciwko, ale wciąż powtarzała, że trudno jest wykarmić tak dużą rodzinę, ale Bóg dał, Bóg wyżywić pomoże...) i wmawiała nam, że smerfy to dzieci szatana:):) Najpierw się z tego śmialiśmy, ale potem zrobiło się dość niemiło, gdy na jedną z lekcji sprowadziła swoich znajomych- dość powiedzieć, że cała otoczka przypominała sektę... Babka straciła pracę po tym incydencie, a na jej miejsce przyszedł ksiądz, który czytał na lekcji gazety sportowe...Nie wiem, dlaczego na przedmiocie "religia" nie mówi się o innych- jakże ciekawych- wierzeniach. Może to się jeszcze zmieni?:)Zdróweczka dla Was:*

    OdpowiedzUsuń
  4. my też nad tym dumaliśmy z R. i doszliśmy do wniosku, że ten przedmiot powinien się nazywać religioznawstwo z efementami filozofii :P

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak to właśnie powinno moim zdaniem wyglądać, bo coś wnosi...

    OdpowiedzUsuń
  6. Co masz na myśli mówiąc o luzie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa "przygoda". Ale pozbawiliście kobietkę pracy, nie wstyd Wam? :P:P

    OdpowiedzUsuń
  8. Nazwa całkiem trafna, ale pewnie połowę rodziców by wystraszyła, bo za mądra, więc nazwy na wszelki wypadek bym jednak nie zmieniała

    OdpowiedzUsuń
  9. ~marta.ja1@onet.eu6 listopada 2011 17:39

    Z tymi lekcjami o różnych religiach masz rację. Chociaż ja miałam w szkole tak, że byliśmy podzieleni na grupy i każda miała przygotować prezentację o innej religii. To samo miała ostatnio młodsza siostra. Ale to niestety musi się chcieć osobie prowadzącej religię. My pod tym względem trafiłyśmy na świetnych księży.

    OdpowiedzUsuń
  10. Faktycznie miałaś szczęście. Rzadko się zdarza, by komuś się chciało mówić o czymś, co nie jest tym, z czym styka się na co dzień

    OdpowiedzUsuń
  11. sevgili@amorki.pl8 listopada 2011 20:51

    A w szkole do której ja chodziłam był przedmiot religia, a ci, którzy na nią nie chodzili mięli zajęcia z religii i filozofii. Z religii - nie katolickiej, a z WSZYSTKICH znanych religii świata! Na cykl lekcji o judaizmie - przychodził rabin, na te o islamie - imam. Przychodzili też nauczyciele buddyzmu, znawcy innych, mmniej popularnych wyznań, zapraszano wykładowców filozofii z Uniwersytetu, pisarzy... Księży też! Na te zajęcia mogli chodzić wszyscy uczniowie zainteresowani, a obowiązkowo - ci, którzy NIE UCZĘSZCZALI na religię katolicką. i to jest najlepsze rozwiązanie. Chcesz zgłębiać wiarę "ogólnopaństwową" chodzisz na religię. Nie chcesz? Wolna wola, ale to nie znaczy, że masz godiznę czy dwie mniej zajęć niż inni. Jesteś osobą wierzącą, ale chcesz poznawać świat, szukasz innego sposobu myślenia, interesują cię inne kultury? Zapraszamy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Według podstawy programowej właśnie dla tych, którzy nie chodzą na religię powinna być etyka. Ale w wielu szkołach nie ma nauczyciela, bo np chodziłoby na te zajęcia 2, 3 uczniów. I się nie zatrudnia, bo bez sensu. A religia prowadzona właśnie tak, jak opisujesz tą drugą opcję, byłaby świetnym rozwiązaniem. Bardzo mi się podoba to, co opisujesz, sama pewnie chętnie bym chodziła, nawet chętniej niż na "ogólnopaństwową". Bo właśnie trzeba poznać też inne, swoją też, owszem, nawet głębiej, ale nie żyjemy w zawieszeniu i odosobnieniu.

    OdpowiedzUsuń
  13. sevgili@amorki.pl10 listopada 2011 21:03

    Jako osoba wierząca - przez całą szkołę chodziłam na religię "ogólnopaństwową". Jako osoba ciekawa świata i zachłanna na życie - chodziłam też na "religie i filozofię". Miałam szczęście do mądrych księży uczących religii - jak na przykład mimmo młodego wieku wspaniały, dobry, łagodny i nieskończenie cierpliwy ks. Jacek Bramorski - traktujący uczniów po prostu jak ludxzi, partnerów do dyskusji. Nie obawiał się przyznać, że czegoś nie wie, ale gdy zadaliśmy mu pytanie, na które brakło mu odpowiedzi - szukał! W mądrych książkach, radził się swoich przełożonych, aby na następnej lekcji móc powiedzieć "Już wiem!". Co do wykładów z "reilii i filozofii" to wiem, że np. imam z nieodległego meczetu nie wziął za nie złotówki - muzułmanie mają jako NAKAZ religijny nauczanie i krzewienie wiary w Allaha - więc skorzystał z okazji. Nauczyciele buddyzmu też prowadzili wykłady za darmo! Więc, skoro z powyższego wynika, że nie jest ot kwestia kosztów, chyba po prostu miałam szczęście i dyrekcja w mojej szkole miała szerokie horyzonty, otwarty umysł i dobre pomysły! Ufff... Rozpisałam się, ale temat mnie zawsze rusza, mimo, że szkołę ukończyłam już czas jakiś temu! Sorry, więcej nie będę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Pisz, pisz, ciekawa jestem poglądów innych, a Twoje doświadczenia są jeszcze ciekawsze, bo takie inne od tego, z czym się spotykałam i spotykam. I godne naśladowania. Po części, a nawet bardzo zazdroszczę takiej szkoły i takiej dyrekcji. Mojej nic nie brakowało, ale religia była zdecydowanie religią i prowadzona jak prowadzona. Fajnie trafić na swojej drodze na ludzi z powołaniem, a Tobie się udało. Jest się czym chwalić

    OdpowiedzUsuń
  15. sevgili@amorki.pl11 listopada 2011 13:38

    U mnie w szkole też r e l i g i a była zdecydowanie religią - katolicką i prowadzoną "tradycyjnie" - tyle, że miałam szczęście mieć mądrego księdza - nauczyciela. Natomiast przedmiot dla chodzących na religię dodatkowy, dla "niewierzących" obowiazkowy nazywany "Religie i filozofia" był wspaniałym pomysłem dyrekcji, przygodą dla uczniów i pod wpływem mądrych słów wykładowców - niezwykłą podróżą w głąb samego siebie. W moim mieście mieści się meczet - bywam tam czasem, i nie zdarzyło się, by imam nie miał dla mnie czasu - oczywiście z pełnym poszanowaniem obowiazujących reguł [np. wchodzi się BEZ obuwia, kobiety nie wchodzą do "męskiej" części itp]. Jest też kościół baptystów - też zdarza mi się ich odwiedzać. Z przykrością tylko stwierdzam, że wielu [podkreślam, WIELU a nie wszyscy!] księży katolickich potrafi być opryskliwa, traktuje wiernych jak stado głupich baranów, nie umie [bądź nie chce] odpowiadać na zwykłe, proste pytania dotyczące prawd wiary + demonstracyjnie zachowuje się, jakby byłi wszechwiedzący... Smutne to, ale takie są moje doświadczenia. Inna kwestia, że równie spora jest grupa tych, którzy są kapłanami z powołania. Żal tylko, że ilekroś pytam o cokolwiek imama w meczecie czy któregoś ze Świadków Jehowy - oni mają czas i ochotę na dyskusję, uzasadnienie swojego zdania, przekonywanie, a księża często traktują problemy wiary swoich parafian powierzchownie, z lekceważeniem... Oj, a obiecywałam, że nie będę....

    OdpowiedzUsuń
  16. Zgadzam się z Tobą prawie w pełni. Prawie, bo nie mam kontaktu i nigdy nie miałam z duchownymi innych religii.

    OdpowiedzUsuń