piątek, 7 stycznia 2011

Urlop na żądanie

            Wczorajbiadoliłam cały dzień, że nie chce mi się jechać do pracy. Ale dziś rano sięspokojnie zebrałam i … zadzwoniłam po urlop bezpłatny. Nie doszłam bowiem nawetdo garażu, ponieważ miałam na schodach lodowisko rodem z Kevina samego w domu.Potem było tylko gorzej, ale nie przyznaję się do spowodowania tej gołoledzimarudzeniem. Mąż chciał wyjechać o 9 i też się poddał. W wyniku czego nadzisiejszych zakupach zaopatrzyliśmy się w 10 kg soli, choć On jest zakupnem łańcuchów. Na szczęście po porannym sypaniu resztką soli mogliśmy się nate zakupy udać. Pomijając, że pobłądziliśmy po drodze przez wszechobecneremonty to spędziliśmy na nich masę czasu. Nie znoszę zakupów. Ale mąż ma za tonową wiertarkę. A ja kwas foliowy ;)

2 komentarze: