W czwartek spałam sobie spokojnie, kiedy obudziło mnie wejście Męża. To akurat nie jest trudne, bo od poniedziałku kaszlało go strasznie. Do lekarza się nadawał, ale w poniedziałek pierwszy dzień w nowej pracy był, więc chodził i pomagał chorej żonie, czyli mnie z czymś na pograniczu zapalenia oskrzeli i mojej mamie, która jest na pograniczu zapalenia płuc. Bo my mamy szpital w domu. Ale do rzeczy. W czwartek wrócił, położył się obok i zaczął przepraszać, bo on nie kupił chleba. Jeszcze na pół przytomna odparłam, że spokojnie, troszkę odsapnie i pojedzie. A on nadal, że przeprasza i że jutro pójdzie do lekarza. Spojrzałam na niego i … Postawiło mnie na równe nogi. Oczy czerwone, mokrusieńki. Kazałam mu zmierzyć gorączkę, bo w moim ośrodku nie miał kartoteki i wiedziałam, że przyjmą go tylko, jak ma gorączkę. Do jego lekarza bym nie dojechała, bo sama byłam na antybiotyku i widziałam średnio.
39.4...
Zapakowałam w auto, pojechaliśmy, udało nam się uprosić, by nas przyjęto i to nawet bez kolejki. Grypa. Więc tak sobie teraz leżymy oboje, kaszlemy na zmianę, wykańczamy kolejne setki chusteczek, czasem mama wpadnie to zakładamy chór kaszlących. Tylko czasem nie ma kto po chleb jechać. A jutro idziemy z mamą znów do lekarza, bo jakoś się nam nie polepszyło. O ile będzie do kogo, bo połowa lekarzy już w czwartek była na zwolnieniach.
Jak czekałam na niego przed gabinetem byłam świadkiem rozmowy telefonicznej kobiety, która dzwoniła do domu, bo jej matkę zabierało pogotowie. Podejrzewam, że dzwoniła do kogoś w domu, by spakował najpotrzebniejsze rzeczy do szpitala.
- No zabierają babcię. No do szpitala.
Tu jakaś odpowiedź z drugiej strony słuchawki zapewne.
- Spakuj tam coś. No nie wiem, co potrzebne. Majtki. I może termos z herbatą. I bułkę. Przecież co oni jej tam dadzą. W tym szpitalu.
Dalej nie słuchałam, ale pomyślałam sobie, że faktycznie najważniejsza do szpitala to jest buła. Bo szpital to po pierwsze głodzi pacjentów, a po drugie to jest na końcu świata i sklepu obok na pewno nie ma. A zaraz potem sobie pomyślałam o tych wszystkich pacjentach, którzy mają w szpitalu dietę, a rodzinki dokarmiają ich bułami, kurczaczkami i jakimiś cieknącymi tłuszczem specyfikami. A potem się dziwią, że kuracja nie pomaga.
Narzeczony mnie straszy, że znowu świńska szaleje. Na pewno coś w powietrzu jest, chociaż okres zimowy, to zawsze stan podwyższonej gotowości ;)Zdrowia wszystkim życzę :)
OdpowiedzUsuńŚwińska już podobno niegroźna, ale i tak zastanawiałam się, jak przy takiej liczbie osób, jaka była w ośrodku są w stanie rozpoznać świńską od koziej czy jeszcze jakiejś. A załatwiła nas nie zima, a roztopy.
OdpowiedzUsuńTo też. Jak jest plucha, to nigdy nie wiadomo jak się ubrać i łatwo o zgrzanie i przewianie.
OdpowiedzUsuńMnie to chyba nawet nie zawiało, bo autem się poruszam, tylko z roboty przywlokłam. Bo u mnie to jak w przedszkolu, ten ma tylko kaszel, a ten tylko smarka... I się tak kotłuje. A teraz to mnie Mój Osobisty zaraził, albo mama, albo oboje :P
OdpowiedzUsuńNajłatwiej o choróbsko wszędzie tam, gdzie jest dużo ludzi (szpital, szkoła, urząd, koncert).
OdpowiedzUsuńBuła :) Buła przypomina mi o tym, że wyczytałam, że należy szykując torbę do szpitala (do porodu) należy uszykować żarcie i picie dla męża. Uszykowałam więc kupę ciastek i soczki. Sama je jadłam następnego dnia po porodzie, bo maż ledwo zdązył przebrać się w szpitalny "Kubraczek" a już było po wszystkim. Ale fakt, po moim prawie trzy miesiącznym pobycie w szpitalu i ośrodku rehabilitacyjnym już wiem, co trzeba spakować. Dwa tygodnie temu, gdy dostałam skierowanie do szpitala spakowalam wszystko w 3 minuty (zapomnialam jedynie o sztućcach i kubku). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż bym docelowo chciała tak szybko urodzić ;) Ale i tak nie spakuję jedzenia mężowi, bo na pewno rodził ze mną nie będzie, bo wiem, że fiknie, a po co mam się o niego martwić, że go tam podeptają ;) Mnie się zawsze wydawało, że do szpitala to najpierw się myśli o dokumentach, piżamie, szlafroku, szczoteczce do zębów itp, potem się ewentualnie panikuje, a potem na końcu o jedzeniu...
OdpowiedzUsuńMimo mojego doświadczenia szpitalnego - podaję ci mój top 10 :) 1. Panika2. łzy3. Panika4. Pidżama, szlafrok5. Szczoteczka, pasta6. Słuchawki+mp3 (w razie napadu paniki pomaga;))7. Żarcie (jeśli jest po 17, to już po kolacji szpitalnej8. Panika9. Osobisty Jasiek -poduszka10. kapcie
OdpowiedzUsuńU mnie panika powoduje, że atak mi mija, bo trwa tak długo, więc reszta punktów odpada. Więc jak już trzeba będzie to panikę odłożę do kieszeni.
OdpowiedzUsuńCo do termosu z herbatą i bułki - to bardzo dobry pomysł. W szpitalu może coś dostanie tego samego dnia, a może nie. Nie rozumiem chamskich i głupich tekstów o cieknącym tłuszczu i kurczaczkach. Z doświadczenia wiem, że często chorzy przyjmowani od południa nie mają nawet odrobiny czegoś do picia i jedzenia, o ile rodzina nie zadba. A szpitalne sklepiki oferuja raczej słodycze niż coś naprawdę do zjedzenia - np. bułke z masłem i serkiem.
OdpowiedzUsuńDokarmianie potem to inna sprawa. I inaczej brzmi bułka z masłem i serkiem, a inaczej kurczak dla kogoś na diecie. To nie jest złośliwie. Ja widziałam chłopca, który miał iść na operację i nie mógł jeść nic, ale babcia i tak mu naniosła właśnie takich kurczaków z rożna, żeby choć z własnej kuchni i go nimi napychała
OdpowiedzUsuńtakim razie dużo zdrowia zyczę! i nie zapomnę jak mi rodzice przywozili obiadki do szpitala. to było bardzo miłe z ich strony.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) Bo u nas nadal szpitalnie... Sama na rosołku mamy przeżyłam tydzień po wycięciu migdałów ;) Teraz patrzeć na rosół nie mogę
OdpowiedzUsuńPracuję w szpitalu i mam poglądna to co ludzie przynoszą ze sobą. To jest bardzo dziwne,ale często nie mają ręcznika,mydełka ale bardzo często mają jedzenie.Wogóle to u nas jest jakiś kult jedzenia. Odwiedzający przynoszą chorym i często jedzą z nimi. Jak na biwaku
OdpowiedzUsuńW lipcu wylądowałam w szpitalu, na oddziale zamkniętym - zero wyjść, zero odwiedzin, nawet, gdybym mogła wyjść - na terenie szpitala i obok nie było żadnego sklepu czy kiosku. Na szczęście karmili całkiem przyzwoicie - dieta dla osób z obniżoną odpornością.Ale trafiłam tam ze zwykłego szpitala, gdzie rzeczywiście porcje były głodowe, więc ta buła (czy cokolwiek innego do jedzenia) to nie jest taki zły pomysł. Zwłaszcza, jeśli pacjent jest przyjęty o dziwnej porze i dowiaduje się, że dla niego obiadu/kolacji nie przewidziano...I jeszcze jedno - jedna z pacjentek, które ze mną leżały na zamkniętym, dostała przed przyjściem do szpitala listę tego, co powinna zabrać ze sobą. Dobrze by było, gdyby inne szpitale zamieszczały takie informacje choćby na swojej stronie internetowej, albo na tablicy ogłoszeń.Dużo zdrowia życzę
OdpowiedzUsuńTak się złożyło że w ostatnim czasie kilka razy pakowałem bliską mi osobę do szpitala. Za pierwszym razem to nic nie zabrałem po kilku wizytach to już pakowałem automatycznie (o dziwo wychodziła tego wielka torba głównie ze względu na środki higieniczne ). Niestety problem pakowania już odszedł .... ale spokojnie mogę wymienić co naprawdę jest potrzebne do szpitala... Jeśli ktoś mówi o zabraniu czegoś tam i buły to znaczy że nie ma pojęcia o przebywaniu w szpitalu o żywieniu i potrzebach osoby tam przebywającej... (ps jeśli chodzi o bułe to jest to zasadne jeśli przyjęcie jest po godz 13 :) )
OdpowiedzUsuńAle tak jest.Jedzenie pod psem i mało.Podstawowych środków-pod wydziałem.Poza tym -od kiedy przy grypie jest dieta?:):)Są choroby {kiedy nie ma diety} że żeby wyzdrowieć trzeba mieć siłę,a żeby mieć siłę trzeba jejść.
OdpowiedzUsuńMiałam średnią przyjemność ostatnio leżeć w szpitalu... Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że teraz pacjent powinien mieć swoje sztućce i termometr... Na szczęście mąż mi szybciutko dowiózł :)
OdpowiedzUsuńJestem pracownikiem służby zdrowia,na emeryturze.Wydawało mi się,ze dobrze się spakowałam do szpitala/miesiąc temu/.Okazało się,ze nie wzięłam papieru toaletowego.Nie byłam na diecie,a porcje/jednego dnia zupa,na drugi dzień drugie danie/nie wspominam o śniadaniu i kolacji wielkości porcji dla dziecka niejadka w przedszkolu.Więc" buły" przez męża donoszone były konieczne.Przetrwałam,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA po co babci majtki w szpitalu?
OdpowiedzUsuńKASA, KASA, KASA I TYLKO KASA
OdpowiedzUsuńpracuje w szpitalu i z codziennego doświadczenia wiem,że np.sztućce są przedmiotem zabieranym ze szpitala do domu .Dlatego jest ich brak w szpitalu.Taka jest rzeczywistość,że nawet wygrawerowane z nazwą oddziału po prostu giną.Smutne to ale prawdziwe.Pacjenci zabierają nie tylko sztućce ale i baseny,kaczki itp. ....
OdpowiedzUsuńNie zawsze w szpitalu jest bar czy sklep z kanapkami, w pobliżu też nie musi być sklep. Już widzę jak będąc w szpitalu położniczym idę w szlafroku do sklepu oddalonego o 300 m. Sorry. Pomyśl co piszesz. Jedzenie w szpitalach jest trochę skromne, oczywiście kalorycznie wystarczające człowiekowi, ale skromne. I żadna mądra osoba nie będzie Ci przynosić do szpitala cieknącego kurczaka. Żadna mądra tylko debil. A jeszcze większy debil będący w szpitalu i wiedzący że jest na diecie go zje. A po któreś tam, jeśli tą babcię zabierali wieczorem, to już na 100% nie załapie się na szpitalną kolację, bo kolację dają o 16 buheheh. Pobądź trochę w szpitalach a potem stwierdzaj co jest najważniejsze :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWychodząc z praktycznego punktu widzenia opartego na standardach naszej polskiej demokratycznej opieki zdrowotnej oraz na też polskiej asfaltowej prawnej dżungli- do szpitala należy zabrać tak na wszelki wypadek testament podpisany własnoręcznie w obecności co najmniej dwóch świadków ,którzy posiadają zdolność prawną .
OdpowiedzUsuńNo tak. Szczególnie kwaśne soczki są "wskazane " dla karmiącej matki a dziecko jest jej w cudzysłowie bardzo wdzięczne bo ma sraczkę od rana do wieczora.
OdpowiedzUsuńNa pewno KOPERTĘ DLA LEKARZA bo inaczej zdrowym się nie wyjdzie
OdpowiedzUsuńOd kiedy to dwie kromki chleba z masłem na śniadanie i kolację i woda z jajkiem na obiad to jest dieta? Pracujesz w tej przestępczej organizacji zwanej służbą zdrowia że tak ich bronisz? Nie dość że 99% lekarzy nie zna się na swoim fachu to jeszcze człowieka zagłodzą. Tak czy inaczej ze szpitala wychodzi się w stanie gorszym niż przed przyjęciem lub w czarnym worku. Na położnictwie nawet nie zapewniają zestawu do pępka! Dobrze że chociaż dają łóżko i pościel.
OdpowiedzUsuńJa jestem za przyniesieniem wody, czy owoców, zeby nie kłopotać pielęgniarki w nocy na przykład, ale całe zapasy to moim zdaniem przesada
OdpowiedzUsuńNie mówię, że to źle, że ludzie przywożą bliskim jedzenie, ale to nie jest artykuł pierwszej potrzeby. Najpierw trzeba pomyśleć o choćby dokumentach.
OdpowiedzUsuńJasne, że zasadne, ale zasadne są też dokumenty, ale komu ja piszę ;)
OdpowiedzUsuńNie napisałam, że pani miała grypę. A dokumenty są troszkę ważniejsze niż buła...
OdpowiedzUsuńSztućce to już były za moich szpitalnych czasów, ale termometr mnie zadziwił
OdpowiedzUsuńPewnie, że czasem są konieczne, byłam stałą bywalczynią szpitali, wiem jak jest, ale przy pakowaniu do to jakoś nigdy o jedzeniu nie pomyślałam. Prędzej o sztućcach, piżamie..
OdpowiedzUsuńBo piżamy nie kazali spakować
OdpowiedzUsuńtak się składa że pracuję w szpitalu i jak widzę te tony żarcia przynoszone np cukrzykom po których dziwią się skąd taki wysoki cukier to aż mi się niedobrze robi. no i kolesie donoszący alkohol chorym z marskością wątroby. ŻENADA
OdpowiedzUsuńTak się składa, że byłam stałym bywalcem szpitali. I nie zrozumiałyśmy się. Dowiezienie do szpitala jedzenia, ok, jak najbardziej ok, ale jeśli ktoś się do tego szpitala pakuje, to trzeba pomyśleć o innych rzeczach, szlafroku, piżamie itp, a potem dopiero o jedzeniu. I właśnie w szpitalu widziałam kurczaczki itp.
OdpowiedzUsuńDobra rada Księdza.Leki było by miło własną pielęgniarkę,obiadki z kateringu i GPS bo po zgonie TATY 8.00 rano spakowali wszystko do worka tylko do 15.00 zapomnieli powiadomic o zgonie
OdpowiedzUsuńKurczę, dopiszę do listy :)
OdpowiedzUsuńA w moim przypadku to jedzenia było nawet za dużo :/ Zdarzało się że masełko oddawałam "współleżącym" albo cośtam wyrzucałam. Co tylko raziło w oczy to godziny posiłków (sute śniadanie, trzy godziny później duży obiad, trzy godziny poźniej kolacja, a potem nic :/), praktycznie zero świeżych warzyw czy owoców, brak zapewnionych kubków czy sztućców. Na szczęście porcje były tak duże że zostawiałam sobie część śniadania i kolacji na "tą drugą kolację", bo niestety byłam w szpitalu skazana tylko na siebie, bez możliwości "dowozu". PS: Nie mówię już że jako wegetarianka codziennie miałam podawane mięso :/
OdpowiedzUsuńBo w Polsce zdrowi leza w szpitalu.Chory nie mysli o jedzeniu tylko o zdrowiu a glodowka oczyszcza organizm.Takich chorowitych powinno sie leczyc ambulatoryjnie.
OdpowiedzUsuńChory też nie ma sił siedzieć w poczekalni, od dawna można zaobserwować kilometrowe kolejki do lekarzy pań i panów, którzy mają siłę siedzieć tam od 5 do 20.
OdpowiedzUsuńIka50, trawienie zabiera duzo energii a nie daje sily.Dobrze odzywiony w domu moze sobie odpuscic by organizm zamiast tracic energie na trawienie zuzywal ja na walczenie z choroba.Wazne jest duzo pic a nie jesc.Ty chyba jestes starej daty.
OdpowiedzUsuńnigdy nie byłas chyba w szpitalu, ja bylam i schudlam 5 kg, jedzenie kiepskie, maz gotowac za bardzo nie umie- oprocz meza to nie mam nikogo, przynosil mi bulki, chleb wedline, goracy kubek winiary, a obiad szpitalny zawsze wedrowal do kosza, bo zjesc sie nie daloa jak przyjeto mnie w naglej potrzebie do szpitala przed 18 nasta to dobrze, ze mialam ta buke ze soba i herbate ekspresowa, inaczej bym musiala glodowac
OdpowiedzUsuńCieżko sie czyta Twoje teksty...
OdpowiedzUsuńMoja siostra ma bar "z domowymi obiadami" w pobliżu szpitala. Często przychodzą tam pacjenci (piżama, szlafrok) by zjeść coś dietetycznego. Na propozycję dań lekkostrawnych (zarówno zup jak i drugich dań) kręcą głowami i najczęściej wybierają... schabowy z kapustą. Nie przekonasz takiego, ze może mu to zaszkodzić.Mój 13-letni syn trafił do szpitala na operację. Dorosły pacjent przekonywał go aby przed operacją porządnie się najadł, bo później nie dadzą mu jeść. Następny doradzał aby zachomikował sobie batonika na "po operacji". Kilka dni później inny pacjent trafił ponownie na stół operacyjny bo był tak głodny po samej kroplówce, że zjadł fasolke po bretońsku w szpitalnym bufecie.
OdpowiedzUsuńJeżeli obiad się wywala to ja się nie dziwię, że schudłaś, ale wiadomo, ze szpital to nie wypasiona restauracja. Wiele razy byłam w szpitalu, nie wiem, skąd wniosek, że nie, i zawsze jedzenia mi wystarczało, a nawet zostawało. Ale jak się ma wymagania jak w hotelu to ja się nie dziwię. Krewetek w szpitalu nie należy się spodziewać.
OdpowiedzUsuńTakich przykładów jest masa. Osobiście widziałam panią po wycięciu migdałów wcinającą ciasteczka i gorące kubki. A potem się dziwiła, jak dostała krwotoku...
OdpowiedzUsuńDo mojego szpitala należy zabrać sztućce, kubek i papier toaletowy. No i jedzenie bo niezależnie od diety głodzą ludzi niemiłosiernie. A jak ktoś ma 40stopni gorączki, to przecież żaden sklepik go nie uratuje, bo nie będzie miał siły do niego dojść...
OdpowiedzUsuńWidzisz, ale kolejność zachowana ;) jedzenie po podstawowych rzeczach
OdpowiedzUsuńJak człowiek się denerwuje, to własnie takie rzeczy przychodzą do głowy typu bułka. Jest taki natłok myśli, ze się nie myśli. Nigdy nie byłaś w takiej sytuacji?
OdpowiedzUsuńByłam. I właśnie wtedy przychodziły mi do głowy dokumenty, piżama, na pewno nie jedzenie.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś chce poczytać więcej na temat codziennego życia w szpitalu to zapraszam na blog http://loneliness1.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ale ludzie są różni, różnie reagują. Jak mojej mamie lekarka powiedziała, ze musi iść do szpitala, to też zaraz po wyjściu z gabinetu miałam mętlik w głowie. Wszystko układa się dopiero później. Jak sama musiałam jechać do szpitala, to nie miałam tego problemu, chociaż zaczęłam rodzić 2 miesiące przed terminem i nic nie miałam jeszcze przygotowane a była 3 w nocy.
OdpowiedzUsuńPewnie, że różnie, ale nie oznacza to, że nie może mnie sytuacja śmieszyć czy zadziwiać. Pobyłam trochę na oddziałach i wiem, że potem właśnie tacy ludzie przynoszą kurczaki z grilla pod szpitalem czy inne smakołyki, którymi bardziej szkodzą. I to jest już straszne.
OdpowiedzUsuńA co powiesz na taki obiad w dziecięcym szpitalu klinicznym(córka,4 lata,nie miała zaleconej diety)- zimna pseudo-fasolka po bretońsku do tego kulka zimnych kartofli "wytłuczonych" ze smalcem(tak przynajmniej wyglądały)+ zimna zupa warzywna. tj. woda, w której pływały 3 kawałki ziemniaka oraz 5 kawałków marchewki. Nakarmiłabyś czymś takim 4-letnie dziecko, czy raczej oddałabyś nietknięte a dziecko zabrała do przyszpitalnego barku na obiad( za 50pln!!!) dwudaniowy, który wyglądał i smakował jak jedzenie dla ludzi?Swojego własnego pobytu w szpitalu również nie wspominam przyjemnie, ale może to taki folklor lokalny.
OdpowiedzUsuńTacy bardzo chorzy a gustuja w szpitalnych przedmiotach, hahaha.Wspolczuje wam,ze musicie byc tez straznikami broniacymi wartosc szpitala przed chrymi zlodziejami.Powinni nawet z chochelkami przychodzic,nie tylko sztuccami.
OdpowiedzUsuńByłam w szpitalu, niejeden raz i głodna nie chodziłam. Smaczne nie było, ale takie jak opisujesz też nie. I wtedy faktycznie przywiozłabym coś dziecku lub kupiła. Ale na początku nie mówi się o jedzeniu, pobyt to jednak co innego, niż pakowanie się do szpitala.
OdpowiedzUsuńWSZYSTKO ! Zawiozlam mame i pizame i byla kleska, dowiozlam: papier toaletowy, mydlo, reczniki, grzebien, wode, soki, kanapki (jest cukrzykiemi je dwukrotnie czesciej czego w szpitalu nikogonie obchodzi), i kase zeby dac w lapepielegniarkom zeby pomogly jej sie umyc jesli mnie nie bedzie (miala zlamana prawa reke) matka miala codziennie ocukrzenie, KOSZMAR. Juz powiedzialam mezowi ze jak bede miala trafic do szpitala to niech mnie od razu w leb lopata palnie i z glowy.
OdpowiedzUsuńBo trzeba brać wszystko. Tylko wydaje mi się, że o jedzeniu to się myśli na szarym końcu, dopiero jak się zobaczy jak jest, a nie na wszelki wypadek
OdpowiedzUsuńjakbys do jedzenia w wszpitalu dostala to co ja, tez bys wziela zapasy.
OdpowiedzUsuńpo moim pobycie w szpitalu wiem już, że oni faktycznie tam daja mało jedzenia.. bardzo mało nawet tym osobom, które nie musza być na żadnych dietach. przynajmniej tam gdzie bylam a byl to duzy instytut. wiec sie nie dziwie koniecznosci zabrania wlasnego jedzenia;/ No chyba ze ktos np. chce skorzystac z okazji do odchudzenia:P
OdpowiedzUsuńjak bylem w szpitalu to moi znajomi wysmiali mnie przez telefon jak im powiedzialem co jest potrzebne. chodzilo o prezerwatywy :) poprostu RAJ :)
OdpowiedzUsuńWiem, że dla niektórych to mało, ale o tym mysli się raczej na końcu, są wazniejsze artykuły do zabrania.
OdpowiedzUsuńJakby Cię jakaś pani napadła? No przezorny zawsze ubezpieczony ;)
OdpowiedzUsuń