środa, 19 stycznia 2011

Dzieciaki z bidula

    Dostają od rodziców piękne imiona, niespotykane. Sara, Klaudia, Laura, Oskar… Dostają nic nieznaczące nazwisko. Dostają adres. Dom dziecka. Więcej nic. Bardzo mały procent tych dzieci jest sierotami. Większość pochodzi z rodzin dysfunkcyjnych, patologicznych, czasem biednych. Prócz spuścizny po rodzicach mają swoje marzenia. Chcą mieć piękny dom, kochającą się rodzinę, psa. Zarzekają się, że nie popełnią błędów rodziców, że z nimi będzie inaczej, że oni nigdy nie opuszczą swoich dzieci. Pamiętam jeszcze, jak znany dziś bywalec sceny mówił, że jego dzieci będą miały pełną rodzinę, bo on nigdy takiej nie miał. Obiecywał i słowa nie dotrzymał. Jego dzieciom zapewne nic materialnego nie brakuje, ale pełnej rodziny nie mają.
    Niestety jest tak, że człowiek powiela znane sobie wzorce. A dzieciaki z domu dziecka mają takie, a nie inne. Widzą rodziców, którzy sobie nie radzą, wychowawcy, przy najlepszych chęciach nie zastąpią domu, rodzinnych domów dziecka jest wciąż za mało. Nie ma kto nauczyć tych dzieci szacunku, miłości i ciepła rodzinnego domu. Potem bardzo szybko zakładają rodziny. Byle do osiemnastu lat, byle wyrwać się spod skrzydeł pani wychowawczyni, byle założyć własną szczęśliwą rodzinę. Szybka ciąża, szybkie rozczarowanie, kolejny dom dziecka. Jak bezdomne psiaki pogłębiające tylko swoją bezdomność. Porównanie okrutne, ale nadto prawdziwe. Są, owszem, przypadki, które się wybiją, którym się uda stworzyć prawdziwy, ciepły dom, ale ich na palcach jednej ręki można policzyć. Reszta powiela znane wzorce, wspierani przez “dumne” społeczeństwo, które już dawno spisało ich na straty.
    Poranieni, ułomni emocjonalnie przechodzą przez system, by wyjść w życie, do którego nie są za grosz przygotowani, do którego nie może przygotować placówka, bo nie jest rodziną. Tworzą swoje związki, swoje układy, kolejny system. Dają dzieciom piękne imiona, niespotykane. Dają nazwiska…

p.s. Pewna osoba pod postem zwróciła mi uwagę na niedopatrzenie z mojej strony, za co jej serdecznie dziękuję. Nie jest to blog profesjonalny, nie chciałam wpisywać tu całej masy pedagogicznych i psychologicznych twierdzeń, ale patrząc na burzę pod postem napiszę. Proponuję znaleźć jakieś opracowanie na temat wyuczonej bezradności, a jeżeli komuś się nie chce odsyłam do komentarzy "by_nie_zwariowac@onet.pl". Proszę również o powstrzymanie nienawiści do osób pochodzących z domu dziecka. Niektórzy trafili na wspaniałych wychowawców, którzy pokazali im jak żyć, dali poczucie wartości, miłość i wsparcie. Ale niektórzy nie mieli tyle szczęścia. Wpadli w system, który dał im strach, poczucie bezsensu i brak wiary w lepsze jutro. Zdeterminowani od początku potrzebują siły, by wyjść z błędnego koła. I obowiązkiem, tak, nie wstydzę się tego napisać, obowiązkiem cywilizowanych ludzi jest im pomóc. Bo to też drugi człowiek.
Jeszcze raz dziękuję "by_nie_zwariowac@onet.pl"

138 komentarzy:

  1. Smutna prawda. Chociaż ludzie się zarzekają, że nie wezmą sobie na współmałżonka alkoholika jak rodzice, to ponad 90% ludzi ląduje właśnie w takim małżeństwie.Gdy dziecko nie nauczy się pewnych wzorców, nie pokaże mu się jak powinny wyglądać zdrowe relacje między ludźmi, to skąd ma się tego nauczyć? Co mnie ostatnio przeraża, to choroba sieroca i zaburzenia więzi u dzieci z domu dziecka. Czytam jednego bloga małżeństwa, które adoptowało dwie siostry i jak walczą i "naprostowanie" ich (z jedną w sumie już się udało, bo nie ma śladów po opóźnieniu, ale druga chyba do końca życia będzie się z tym borykać).Przerażające, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jaką krzywdę wyrządza się dzieciom przez odebranie im rodziców. A wchodzą teraz przepisy, że już kilkumiesięczne maleństwa można oddać do żłobka. Niech się ludzie nie dziwią, że tyle teraz patologii, bo sami do tego doprowadzają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odebranie rodzicom a odebranie. Dzieciaki w bidulu mają rodziców, opiekunów i przez to są bez szans na adopcję. Zresztą, to nie są łatwe dzieciaki i szla.g jasny mnie trafia jak słyszę pomsty do Boga od księży na in vitro, bo przecież tyle sierotek. Ale nie każdy może wziąć taką sierotkę, bo nie każdy sobie poradzi. I potem co? Odda? Jak zabawkę?A wybierają tak, bo to prosty mechanizm psychologiczny. Ta sytuacja jest znana, oswojona, nic nie trzeba zmieniać. Człowiek w większości składa się z przyzwyczajeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mały procent tych dzieci są sierotami. Po polsku raczej normalni ludzie piszą , że jest sierotami.No cóż do anioła dużo ci brakuje , a teksty są jak dla mnie proste jak drut .megan :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieciaki z bidula... Są roszczeniowe, aroganckie, krnąbrne, wszystko im się należy, nic nie muszą bo dostaną. Wiem bo pracuję z tymi biednymi dziećmi. Ten komu zmięKnie serce to frajer, którego trzeba wykorzystać. Cała prawda

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety to prawda,po śmierci matki znalazłem sie w tzw.pogotowiu opiekuńczym w Krakowie / dzisiejsza Siemacha / ,skad po jakimś czasie rozdzielano po domach dziecka.Dzieci które tam były w około 90 % miały rodziców, ja znalazłem sie w rodzinie zastępczej / znajomi mojej matki /Zrobili ze mnie człowieka,skończyłem studia.Przez wiele lat obserwowałem młodych ludzi z bidula w Krakowie.Wtedy za poprzedniego ustroju wszyscy z nich dostawali mieszkania,zakładali rodziny.Widziałem jak byli nieprzystosowani,nie potrafili nic załatwić,czasem nie potrawili sobie nic ugotować ani zrobić kanapki.Widziałem jak po latach szukali rodzicow ktorzy nie chcieli ich znać nawet po latach ,cóz lepiej jest zapomnieć niż mieć wyrzuty sumienia.Niektórzy z nich juz nie żyja ,część stała sie kryminalistami a codziennie widzę dwoje z nich na jak pijani zbierają złom i makulaturę.Tylko rodzinne domy dziecka,szybka adopcja w wieku najlepiej niemowlęcym mogą załatwić ten problem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chcesz powiedzieć że 90% małżeństw jest patologicznych, Ciekawe ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Angel prosze powiedz mi co to znaczy cytuje Twoje slowa "...nic nieznaczące nazwisko...".

    OdpowiedzUsuń
  8. Matka alkoholiczka i prostytutka, ojciec nieznany, wychowywali niepełnosprawni biedni dziadkowie w szemranej okolicy. Tak wyglądało dzieciństwo mojego znajomego, o czym on opowiada bez żadnego wstydu.Nie jest dziś kryminalistą ani menelem, tylko wielkim społecznikiem pomagającym innym, prywatnie szczęśliwym mężem i ojcem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Racja. Żałować to można prawdziwych sierot a nie tej patologii.

    OdpowiedzUsuń
  10. ŻADEN CZŁOWIEK NIE JEST PRZYGOTOWANY DO ŻYCIA, BYŁBY, GDYBY MÓGŁ ZNAĆ WYDARZENIA Z PRZYSZŁOŚCI. CO TO JEST W/G CIEBIE TO PRZYGOTOWANIE? BO PISZESZ O CZYMŚ, A KAŻDY CZYTAJĄCY MA CO INNEGO NA MYŚLI.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zal mi tych dzieci ze los dla nich sie tak potoczyl Zycze im powodzenia zeby los donich tez sie usmiechnol

    OdpowiedzUsuń
  12. Pamiętaj o tym, że to my dorośli jesteśmy odpowiedzialni za wychowanie tych krnąbrnych, wrednych dzieciaków. A z Twojej postawy też czerpią wzorce. Ciekawe czy pozytywne?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ta sytuacja jest nieporównywalna. Twój znajomy był wychowywany przez dziadków, dostał dużo miłości i wspólnie spędzanego czasu. Możliwe że zaznał biedy, ale nie obojętności.

    OdpowiedzUsuń
  14. to prawda są bardzo krnąbrne,aroganckie,biorą wszystko co im się należny nic w zamian miałam dwie w rodzinie starsza wyfrunęła jak tylko osiemnaście skończyła i skończyła w Albercie młodsza powiela to samo i nic nie jestem w stanie zrobić one i tak lepiej wiedza nie liczy się nic,aż serce się kraje jak nie można nic zrobić...powielają schematy swoich rodziców

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgadza się, wiem cos o tym, ponieważ sam adoptowałem malego chłopca, ktory wyrósł na wspanialego mężczyznę, ukonczył studia, ma rodzinę, dziecko. W momencie adopcji w całym Domu Dziecka (około 40 dzieci) tylko to jedno dziecko mogło byc adoptowane, cała reszta miala rodziców. Ci "rodzice" to rodziny patologiczne, które te dzieci trzymały tylko po to by mieć zapomogi i za nie pić!A dzieci były wręcz chore na brak rodziny, miłości. Polskie prawo jest tutaj zapóżnione, bardzo ułomne, dobro dziecka powinno byc na pierwszym miejscu. Jak np po pół roku tacy "rodzice" nie zabierają dzieci do siebie- pozbawiac praw rodzicielskich i do adopcji, niech inni ludzie o dobrych sercach dadzą im szczęście i wychowanie.pozdrawiam 21sk

    OdpowiedzUsuń
  16. ~~~~~~~~~~~~~``25 stycznia 2011 10:35

    Aba te dzieci nigdy nie zaznały milosci nie byly kochane i nie potrafią kochac.To najbizsi ich zawiedli matka ojciec.Musieli szybko dorosnac nauczyc sie poruszac w gaszczu spraw doroslych Co bardzo często ich przerastało , sami dbac o siebie.Ich emocjonalnosc przez to jest rozchwiana - sa najczesciej egoistycznie i roszczeniowo nastawieni do zycia.Wine za to ponosza jedynie dorolsli- nikt nie rodzi sie zły do szpiku kosci

    OdpowiedzUsuń
  17. żadne dziecko nie zasługuje na taki los, ono nie wybiera sobie rodziców, przychodzi na świat, potrzebuje ciepła, miłości i opieki, a co otrzymuje? nic... jest ciężarem i problemem, któego najlepiej się pozbyć, sama coś o tym wiem, doświadczyłam tego na własnej skórze, byłam tym dzieciakiem z bidula.... nigdy nie uważałam, że coś mi się należy, wręcz przeciwnie, czułam się bezwartościowa, nikomu nie potrzebna... Nie mam dobrych wzorców, nie wiem jak tworzyć normalną kochającą się rodzinę i dlatego jeszcze jej nie założyłam, ze strachu przed porażką nie wiem czy kiedykolwiek będę mieć dzieci.... nie chcę by doświadczyły takich krzywd jak ja i inne dzieciaki z bidula :(

    OdpowiedzUsuń
  18. Przestańcie głupoty wypisywać,jezeli ktos chce życ inaczej to tak pokieruje swoim losem,zeby miec normalny dom i nie powielać patologii swoich korzeni.Ma imię nazwisko nie musi opowiadać ze jest z bidula.Chcę sie wyrwać z przeszlosci to się wyrwę i o niej zapomnę.Tylko,ze polska natura jest wsteczna,nie żyje przyszlościa tylko przeszłością i to jest ten problem.Nie bierze się wzorców z ludzi którzy zyją w tzw normie społecznej i nie walczy się o ułozenie sobie życia tzw w miarę godnego,tylko zjeżdża się po bandzie w dół .Nie wiem czy to brak ambicji zyciowych czy lenistwo.

    OdpowiedzUsuń
  19. ~salina@neostrada.pl25 stycznia 2011 10:50

    > Dzieciaki z bidula... Są roszczeniowe, aroganckie,> krnąbrne, wszystko im się należy, nic nie muszą bo> dostaną. Wiem bo pracuję z tymi biednymi dziećmi. Ten komu> zmięKnie serce to frajer, którego trzeba wykorzystać. Cała> prawdaMasz 100% racji.Dobrze,ze to przeczytalam bo moze mi troszke ulzy.Poswiecilam duza czesc swojego zycia dla takich dzieci i dzis tylko zal mi serce sciska bo czuje sie jak wykorzystany i ciagle jeszcze wykorzystywany jelen.Dla mojej siostrzenicy bylam rodzina zastepcza.jej dwoch braci z innego juz ojca niestety przez lat przebywalo w domu dziecka.Pozniej jeden z nich tez przez prawie 4 lata byl w moje rodzinie.Kosztowalo mnie to wiele zdrowia.Wiele razy sie zawiodlam ale dawalam kolejna szanse.Postawa byla wiecznie roszczeniowa.Duzo by pisac ale boli tak,ze az sie nie chce o tym mowic.Gdy bym mogla cofnac czas chyba drugi raz bym sie tego wszytskiego nie podjela.nie da sie zbawic swiata w pojedynke.Pozdrawiam Cie serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Dużo w tym prawdy........Sama niecały rok temu wyszłam za mężczyznę, który był adoptowany. Może to nie to samo co sierota, ale życie mojego Męża również było tragiczne i smutne...Dzięki Cudownym teściom miał i ma wspaniały dom, pełen życzliwości, zrozumienia, może też zbytniego pobłażania ;) . Tak naprawdę to od człowieka zależy, czy będzie chciał się czegoś nauczyć i nie powielać błędów, choć z drugiej strony, ludzie, którzy są ''poranieni przez życie'' miewają problemy , które większości wydaja się śmieszne...A tak naprawdę, tym wszystkim dzieciom dorośli zgotowali taki los, skąd mieli brać przykład. W tych wszystkich poranionych osobach tkwi to w duszy ciele, sercu....często w najmniej odpowiednim momencie daje o sobie znać. I nie ma co ich winić, bowiem często oni sami nie wiedzą czemu dzieje się tak a nie inaczej. Tylko miłość i wsparcie dają ukojenie..Miłość jest jak głębia, która nie ma końca...Wierzę, że świat wokół jest dobry, może to naiwność....ważne , że to w co wierzymy daje nam Szczęście :))) Moim Szczęściem jest Mój Ukochany Mąż :***

    OdpowiedzUsuń
  21. twierdzisz że z nimi pracujesz więc dlaczego ich tego nie nauczysz jakie powinny być. To nie jest ich wina że uczą się w ten sposób życia. Tylko i wyłącznie jest to nasza DOROSŁYCH wina że dzieci trafiają do domów dziecka i że patrzą na nas tak jak patrzą.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jest to część prawdy. Jestem jednym z dzieciaków. Od nas samych zależy jak dalej potoczy się nasze życie. Czy będziemy mieć cel i dążyć do czegoś lepszego czy będziemy powielać błędy rodzicow. Mnie dom dziecka nauczył samodzielności, odpowiedzialności. Mam już dorosłe dzieci jedno kończy studia drugie rozpoczeło i w miarę normalną rodzinę z wadami i problemami. Tak jak każdy wiodę żywot człowieka poczciwego i zawsze ale to zawsze wspieram innych słabszych, którzy sobie nie radzą. Wydaje mi się że trzeba zawsze podnosić poprzeczkę i dążyć do celu. Moje dzieci nauczyłam wrażliwości i bycia dobrym czlowiekiem. Staram się, żeby mój dom był ciepły w uczucia.................

    OdpowiedzUsuń
  23. mi się udało ,byłam w bidulu i mam za sobą ponad dwadzieścia lat małżeństwa oraz trójkę dzieci(postawiłam na rodzinę)W dzieciństwie miałam wychowanie i miłość mamy,dziadka i cioci. moje kolezanki mają załozone rodziny ,ale i sa takie ze z pokolenia na pokolenie trafiają do Domu Dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie wiem jak jest w bidulu, ale wiem jak to jest być sierotą. Moi rodzice pili, bili się i zmarli jak byłam nastolatką. Wybrałam sobie męża pijaka, mam kochane dziecko - rozeszłam się po 3 latach. Nie chciałam aby moje dziecko przeżywało to co ja w dzieciństwie. Mam pracę, nie piję. Mam rodzeństwo, które nie może sobie poradzić po śmierci rodziców - wini się za ich śmierć.To co przeżyłam i jak mi ciężko samej tego nikt nie wie. Wiem tylko jedno gdybym miała to jeszcze raz przeżyć...........

    OdpowiedzUsuń
  25. smutne, ale prawdziwe..... Też mam takie doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
  26. Niestety wpływ na dziecko ma się w ograniczonym zakresie. Nie żyjemy na pustyni, dzieci spotykają się z innymi dorosłymi, z innymi dziećmi, mają kontakt z mediami. Obecnie dzieciom w ogóle wszystko się należy, a tym z domów dziecka to już szczególnie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jak to co?? Nazwiska godne noszenia powinny brzmiec: Obama, Putin, Tusk, Kaczynski, moze jeszcze Sobieski i Jagiello , reszte proponuje wykreslic z rejestrow.

    OdpowiedzUsuń
  28. Dzieci z bidula są ułomne emocjonalnie. Znam kilka osób z bidula, które teraz są dorosłe. Prawie nic nie potrafią załatwić i niestety, ale prawdą jest że mogą wykorzystywać dobre serce innej osoby do jakichś celów, byle im było łatwiej. Nie potrafią wziąć na siebie odpowiedzialności za siebie. Jednak tym co tam są i tym, co rozpoczęli własne życie, życzę aby wszystko zaczęło układać się jak należy.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nazwisko, które nie niesie za sobą opieki i odpowiedzialności, jest tylko pustym słowem w rubryce.

    OdpowiedzUsuń
  30. Dziękuję za zauważanie błędu, już poprawiam :) A proste teksty trafiają bardziej do każdego odbiorcy.

    OdpowiedzUsuń
  31. Niestety moja ciocia adoptowała takie dziecko w wieku lat 4 wychuchała wydmuchała nie umiał mówić ,zabiedzony ,moczył się w nocy ..tyle ile poświęcili mu czasu miłości dbałości oboje rodzice tego często nie doświadczyły dzieci wychowywane we własnych rodzinach !!! I JAKI FINAŁ TEJ BAJKI ???DZIŚ CIOCIA I WUJEK MAJĄ NAJGORSZĄ STAROŚĆ NA ŚWIECIE ...ten bidul z bidula PIJE JAK SZEWC, BIJE I ROBI AWANTURY Z KAŻDEJ ROBOTY GO WYWALILI ŻYJE Z EMERYTUR STARYCH RODZICÓW ŻADNEGO Z 3 SWOICH DZIECI NIE WZIĄŁ NA RĘCE, NIE PRZYTULIŁ .....nigdy nie doradzę adopcji NIKOMU!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  32. oni wykorzystują wszystkich dla własnych celów, bardzo ładnie manipulują ludzmi, nie potrafią kochać, docenić pomocy, podziękować, popełniają te same błędy co swoi rodzice bo chcą mieć łatwe i proste życie, zero wysiłku i chęci na zmiany

    OdpowiedzUsuń
  33. tak to PRAWDA!!!Pracuję i wiem.Naśmiewają się z ludzi ,którzy im oddali by" serce na talerzu".Tylko się słyszy cyt:;mi się należy;a rodzic przychodzi i robi awantury(nota bene pod wpływem alkoholu) że jego dziecko ma czegoś tam za mało!!!No niestety patologia rodzi patologię.Szkoda ,że społeczeństwo nie wie całej prawdy, jak to naprawdę funkcjonuje-pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  34. Sama nie piszę sobie a muzom, bo pracowałam w domu dziecka. Są dzieciaki naprawdę wdzięczne za pracę, ale są też takie, jak przez Was opisywane. To brzmi strasznie dla kogoś, kto tam nigdy nie był, ale tam jest miejsce tylko na mądre serce. Ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Rodzice zawsze pozostaną rodzicami i wychowawca może wiedzieć, ze są źli, ale dziecko i tak będzie do nich tęskniło i nadal będą idolami.

    OdpowiedzUsuń
  35. Zlikwidować domy dziecka na rzecz rodzin zastępczych, oraz uprościć procedury adopcyjne. A nie że o borze szumiący, biedne dziecko. Sami takich tworzymy!

    OdpowiedzUsuń
  36. by_nie_zwariowac@onet.pl25 stycznia 2011 12:04

    do autora,treść tego artykułu oparta jest wyłącznie na wiedzy potocznej.Od wielu lat opisane przez Ciebie zjawisko jest badane przez najbardziej prestiżowe ośrodki naukowe na świecie i w chwili obecnej jesteśmy w posiadaniu wiedzy opartej na twardych dowodach psychoneurobiologicznych. W żadnym wypadku przyczyną opisanych przez Ciebie zjawisk nie jest powielanie zachowań rodziców. Jest natomiast "zespół zaburzeń postraumatycznych" tzw DTD (Dewelopmental Trauma Disorder), połączony z "zespołem zaburzeń przywiązania". Przyczyną nabycia tych jednostek chorobowych jest, uwaga!!!! - ZABURZENIE KONTAKTÓW DZIECKA Z OPIEKUNEM PODSTAWOWYM I NAZNACZENIE, POPRZEZ UMIESZCZENIE W OPIECE ZASTĘPCZEJ LUB ADOPCYJNEJ. Występujące objawy są nasilane poprzez a/dalsze ograniczanie kontaktów z opiekunem podstawowym i podstawowym środowiskiem (odcinanie od korzeni) b/negatywna ocena tego opiekuna i środowiska przez opinię publiczną. Dziecko/człowiek zawsze będzie utożsamiać się ze swoją biologiczną rodziną. Jeśli tę rodziną negatywnie naznaczymy, tym samym i w tym samym zakresie naznaczymy dziecko/człowieka. W konsekwencji pojawia się chroniczne poczucie zagrożenia, niskiej wartości i silnie zaniżone poczucie sprawstwa, które stanowią podstawę i nabycia "syndromu wyuczonej bezradności", który na świecie traktowany jest jako poważna jednostka chorobowa, a nie jako, jak czasem można usłyszeć, świadomy wybór strategii postępowania.

    OdpowiedzUsuń
  37. Jak go trzymali pod kloszem, tak to się kończy i nie ma żadnego znaczenia, ze on jest adoptowany.

    OdpowiedzUsuń
  38. Adopcja to wielki trud, nie każdy sobie z nim potrafi dać radę, nie każde dziecko nadaje się do adopcji. Może okrutne, ale jak widzisz, prawdziwe. Dlatego jestem tak przeciwna promocji adopcji dla par, które nie mogą mieć dzieci. Bo dla rodzin, które adoptowały dziecko nie ma potem nic, a powinien być psycholog, pedagog i cała rzesza ludzi, którzy pomogą całej nowej rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  39. Wychowywałam dwie bidulki,miały nasza miłość,cieply dom ,kochających dziadków i niestety nic dobrego nie udalo nam sie wychować skończyly 18 lat i poszly w światn na dlugie 8 lat nie dając znaku zycia.Dziś powrócily ze swoimi dziećmi,i historia zatacza kolo,Znow wychowujemy tym razem wnuki.

    OdpowiedzUsuń
  40. Dziękuję za przypomnienie wiedzy ze studiów. Jestem pedagogiem, ja to wszystko wiem i nigdzie nie napisałam, że oni wybierają sami takie życie, bo im się ono podoba. Wtórne naznaczenie, wyuczona bezradność to są pojęcia dla ogółu społeczeństwa brzmiące jak frazesy. Zauważ, że połowa ludzi pisze, że sami kierujemy życiem, choćby nie wiem co. Wszelkie błędne koło powodowane przez jednostki chorobowe do ludzi wcale nie trafiają. Znam masę ludzi, którzy uważają, że alkoholizm jest dziedziczny i jak ojciec pije to dziecko też, bo ma to w genach."Dziecko/człowiek zawsze będzie utożsamiać się ze swoją biologiczną rodziną." Masz całkowitą rację, napisałam to też gdzieś w którymś komentarzu powyżej. A w przetłumaczeniu na moich czytelników: dziecko powieli te wzorce, bo rodzice są dla niego najważniejsi, a placówka nie da potrzebnej miłości, bezpieczeństwa itd. Gorzej, jak jeszcze placówka naznacza rodziców, a często tak jest. To nie jest wybór dzieciaków, nigdy tak nie mówiłam, nie świadomy. Dlatego nie należy ich dodatkowo karać za podjęcie takiej drogi. Tu trzeba mądrego serca.

    OdpowiedzUsuń
  41. co wy mozecie o nas wiedziec ? nic nie wiecie powielacie sterotypy które kiedyś ktoś napisał a prawda jest zupełnie inna.Dziewczyna z domu dziecka...

    OdpowiedzUsuń
  42. ~dziewczyna z domu dziecka25 stycznia 2011 12:18

    Sama jesteś ułomna emocjonalnie. Ja się wychowałam w domu dziecka, i nie widzę w sobie żadnej ułomności... Co Wy tu wypisujecie za głupoty o powielaniu zachować rodziców??? Mój mąż nie jest alkoholikiem, skończył studia i pracuje na dobry stanowisku. Moi koledzy i koleżanki studiują, maja dobrą prace i każdy z nich świetnie sobie układa życie. Co możecie o nas- dzieciach z domu dziecka wiedzieć? To wy z "dobrych rodzin" jesteście bardzo często zaniedbywani, bo wasi rodzice nie mają dla Was czasu. Znam bardzo dużo ludzi z "dobrych rodzin", ktorzy ćpają kradną i nie mają szacunku do innych... Jak możecie wypowiadać się na temat, o którym nie macie pojęcia? Zastanówcie się!

    OdpowiedzUsuń
  43. Ja niestety pochodzę z takiego bidula gdzie jest jak jest ale starają stworzyć dom dostałam się tam iż moi rodzice są alkoholikami.Teraz mam 20 lat od 18 roku życia zaczęlam "nowy dział w życiu" Czasami zazdroszczę niektórym ludziom w życiu szczęśliwego i normalnego dzieciństwa wraz z kochającymi rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
  44. skąd ty to możesz wiedzieć w moim przypadku to wyprowadziałam sie 100km od domu bez niczyjej pomocy znalazlam prace wynajmuje tutaj mieszkanie i nikogo nie proszę o pomoc. chciałam ci powiedziec tylko iz dzieci z bidula kryją się przed tym iz pochodza z bidula.

    OdpowiedzUsuń
  45. ja wychowalam się w niepelnej rodzinie,i też patologicznej, bo ja taka niepelnosc traktuje jak patologie- kiedy zostaje jeden rodzic i nie potrafi sobie poradzic z prowadzeniem domu, z praca i relacjami z dzieckiemefekt tego jest taki, ze nie chcialam miec dzieci. I calkiem dobrze mi sie zyje chociaz i tez w pewnej patologi..bo rodzina powinna miec dzieci itp najlepiej jest jak jestem sama nikt mi nie przeszkadza, a inni ludzie mogli by zniknac z powierzchni ziemi i wcale bym nie rozpaczala z tego powodu, nawet praca mam taka ze siedze sama w czterech scianach

    OdpowiedzUsuń
  46. ~Aga nie wszystkie dzieciaki z bidula to patologia, nie wszystkie sadza ze sie im nalezy, choc i wsrod dzieci z dobrych domow tacy co wszystko musza dostac od zycia istnieja, tragedia nas dzieci z domu dziecka polega na tym ze juz jako dzieci musimy byc na tyle odpowiedzialni by byc madrzejszymi od naszych rodzicow, od dziecka musimy walczyc, podejmowac zyciowe decyzje, nikt nas nie chroni, nigdy nie mielismy dziecinstwa, wiec coz.... skoro nie bylismy kochani, nie uczono nas zbyt wiele ..... tylko dano nam jesc w domu dziecka, a wychowawcy chcieli odbebnic swoje godziny 8 godz pracy w swoim pokoju socjalnymmm, to do kogo pretensje ze nie umiemy zyc? mnie sie udalo zyc, ale wiem jakim kosztem, i tylko dlatego ze znalezli sie ludzie ktorzy pokazali mi normalne domy, to byly domy moich prtzyjaciol, i zaczelam marzyc, by kiedys miec normalny dom, wiec prosze nie obrazajcie ludzi, ktorycg tragedii nawet nie jestescie w stanie sobie wyobrazic

    OdpowiedzUsuń
  47. Jestem jednym z tych dzieci. Nie będę komentować bzdur, które tu przeczytałam, przede wszystkim negatywnych ocen, bo po co. Wszyscy spoza wiedzą przecież lepiej.Jedna tylko prośba- nie jestem z bidula tylko z< DOMU DZIECKA> Spotkałam fantastycznych dorosłych właśnie tam. Pracuję, kończę studia, rzeczywiście mam gorsze przeżycia niż Ty, on, ona... Z okaleczeniami walczę . Jest dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  48. aJa jestem ciekawa opini dzieci bedacych w rodzinie zastepczej lub takich dorosłych ,którzy z takich rodzin wyszli.Wiem ze zdarzają sie kiepskie rodziny, ale to jest podobno 1%.Sama mam dziewczyne w takiej rodzinie ,nigdy nie była w bidulu ,ale zanim do mnie trafiła nie miała lekko.Nie jest ze mna spokrewniona ,jezeli ja bym jej nie wzieła to trafiłaby do bidula.Zalezało jej zeby trafic do rodziny zastepczej.Jest u mnie 4 rok ,za rok kończy 18.I tu mam problem,bo z jednej strony wiem, ze jak ja wypuszcze to małe sa szanse żeby nie powieliła schematu,cały czas ciagnie ja do lekkiego zycia bez wysiłku i tylko dobrej zabawy,a z drugiej strony mam już dosyc ,czuję sie wykorzystana i .oszukana.Jesteśmy z mezem młodzi,na luzie ,mamy tylko jedno dziecko ,świetny kontakt z wszystkimi znanymi nam nastolatkami nawet tymi niby trudnymi.Dziewczyna ma u nas super warunki,pomoc,otwartosc z naszej strony.Przez pierwsze 3 lata skakalismy koło niej jak koło zgniłego jaja,chodzi w markowych ciuchach,sprzet ma lepszy ode mnie poczynajac od Mp4 przez telefon i inne na laptopie i Aipodzie kończac i co i Porazka.Pomimo tego wysiłku z naszej strony we właczenie jej do naszej rodziny jako po prostu drugiego naszego dziecka .Wie że to czy bedzie dalej z nami mieszkac zalezy od tego czy razem bedziemy sie dobrze czuc we własnym towarzystwie ,ale najwyrazniej nie zalezy jej.Od 4 lat nie udaje mi sie z nia pogadac normalnie o niczym.Nasze kontakty z uporem maniaka ogranicz do wymiany niezbednych informacji i wykonywania poleceń czego zreszta nie znosze bo czuje sie jak Kapo.Zero zinteresowania,nauka aby Polska nie zgineła,bez celu, bez myslenia co jutro ,aby tylko fajnie minal dzień i nic od niej nie chcieli.Nie widze sensu dalszego inwestowania uczuc,zaangazowania czasu o pieniadzach nie wspomne w osobe ktora po czterech latach nie ma ochoty ze mna gadac i zaznaczam ze tak sie zachowuje w stosunku do nas,poza domem to podobno otwarta i towarzyska osoba przynajmniej wsród rówiesnikow.Dla mnie to nadal obca osoba ,ktorej nie znam teraz juz prawie dorosła kobieta ,która jest gosciem i czeka na obsługe.Nie rozumiem takiej postawy i dusi mnie juz jej obecnosć bo nie widze szans na zmiane.Chciałabym dowiedziec sie co o tym mysli druga strona,moze jakies koncepcje.Co mysla te dzieci o nas rodzicach zastepczych,przecież nie sa u nas za karę,a my je bierzemy z załozenia w szczytnych celach a nie zeby skrzywdzic,ja nie jestem w stanie tego pojac przy czym nie oczekuje jakiejs wdziecznosci ale jakiegos kontaktu,odrobiny zaangazowania drugiej strony.

    OdpowiedzUsuń
  49. Mam 54 lata i jestem bardzo byla wychowanką Domu Dziecka.Napewno jest w tym troche prawdy, ale nie wszystko.Wychowanie to dom,ale i szkola i srodowisko.Dawniej tez byly sieroty spoleczne,ale ogolnie wychowanie bylo na innych zasadach ) w szkolach tez.A w mojej sytuacji Dom Dziecka to bylo najlepsze rozwiazanie* i dobrze ze tak sie stalo.

    OdpowiedzUsuń
  50. ~szczęśliwa mama25 stycznia 2011 12:54

    Byłeś tam że się wymądrzasz?? ja tak i wielu moich znajomych też i w przeciwieństwie do tych "NORMALNYCH" dzieci mamy pełne rodziny i jesteśmy szczęśliwi, nam się udało! z kolei ci normalni po roku rozwód!!

    OdpowiedzUsuń
  51. Przygotowanie do życia to na przykład umiejętność zrobienia sobie posiłku, zrobienia zakupów tak, by starczyło do następnej wypłaty. To poczucie bezpieczeństwa i wiara w siebie

    OdpowiedzUsuń
  52. A wiesz, że ta świadomość to dobry początek? Plus otwartość na innych

    OdpowiedzUsuń
  53. ~mieszkanienastyczen@op.pl25 stycznia 2011 13:04

    Może tak... Może nie...Sama byłam w domu dziecka, mam 24 lata i męża jeszcze nie mam (dzieci też nie), choć kandydat chętny jest ;-)Studiuję, pracuje. Podobnie jak kilka moich koleżanek z domu dziecka. Oczywiście nie stanowimy większości, bo w tej jest więcej dziewczyn, które tuż po 18nastce, lub jeszcze przed nią, urodziły dzieci. Ale z tego co wiem, prawie wszystkie mają rodziny, mężów, chłopaków. Próbują żyć tak jak umieją, ale o tym by którakolwiek oddała swoje dziecko nie słyszałam. Tak głębokie powielanie błędów rodzicielskich jest marginesem. A i warto zaznaczyć, że dom dziecka, sam w sobie, może i nie jest domem rodzinnym, ale tam też dziecko może czuć się kochane, doceniane. Tam też może nauczyć się miłości, dobroci. Swoją drogą, to żadne odkrycie napisać, że dzieci powielają błędy rodziców. To każdy wie z autopsji. Nie da się tego uniknąć; może ewentaulnie dużych błędów, ale "drobiazgi" zawsze w nas zostaną. Taka ludzka natura - "Z pokolania na pokolenie".

    OdpowiedzUsuń
  54. To brak siły, brak poczucia bezpieczeństwa i przekonanie, że to i tak nie zmieni. Brak więzi, niskie poczucie własnej wartości wielu ludzi nie pozwala wyjść poza znany schemat. To nie jest ułomność, to choroba

    OdpowiedzUsuń
  55. sama byłam całe życie w "bidulu" a teraz jestem rodziną zastępczą dla trójki dzieci swoich mam dwoje.nigdy nikogo nie wykorzystałam i nigdy niczego nie dostałam za darmo o wszystko musiałam zawalczy sama.znam wiele osób z tegoż bidula które wyszły na ludzi pokończyły szkoły mają prace i nikogo o nic nie proszą bo potrafią same o siebie zadbać a ile jest ludzi z tych porządnych domów które piją ćpają kradną i siedzą w więzieniach.może zanim kogoś osądzicie spróbujcie kogoś takiego poznać osobiście.

    OdpowiedzUsuń
  56. Bardzo mądre słowa, ale w to trzeba wejść, żeby zrozumieć

    OdpowiedzUsuń
  57. To trafiłaś do fantastycznego domu dziecka. Strasznie mnie cieszy Twoja historia :) Powodzenia i miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  58. Inaczej jest, jak ktoś ma oparcie, jak Ty, a inaczej jak rodzice zabierają na święta, a i to czasem nie

    OdpowiedzUsuń
  59. sama byłam całe życie w "bidulu" a teraz jestem rodziną zastępczą dla trójki dzieci swoich mam dwoje.nigdy nikogo nie wykorzystałam i nigdy niczego nie dostałam za darmo o wszystko musiałam zawalczy sama.znam wiele osób z tegoż bidula które wyszły na ludzi pokończyły szkoły mają prace i nikogo o nic nie proszą bo potrafią same o siebie zadbać a ile jest ludzi z tych porządnych domów które piją ćpają kradną i siedzą w więzieniach.może zanim kogoś osądzicie spróbujcie kogoś takiego poznać osobiście.

    OdpowiedzUsuń
  60. MAlino, znam ten bol, tylko nasz chlopiec ma dopiero 11 lat i tez jest u nas 4 lata. Teorie sa rozne, nie chce sie odslonic ze swoimi uczuciami, wstydzi sie pokazac co czuje, bo nikt jej tego nie nauczyl, moze to taka manifestacja, prowokacja i wystawianie na probe itp itd. A zadaj sobie pytanie, czy wlasne dzieci zawsze w tym wieku sa idealne i maja dobry kontakt z rodzicami, a skad sie biora nastolatki na odwykach, w osrodkach socjoterapii? Tez nie mialy rodzicow i byly z DD? Chyba nie. Ja odczuwam to samo, ale wiem, ze do 18 lat mam jeszcze troche. Marze o chwili, aby juz ukonczyl te 18, ale nie wiem tez czy to rozwiaza sprawe czy dopiero sie zacznie, co dalej. Nie ma nasza dziecina tego co Twoja corcia. A moze ma za duzo? Czesto mysle o tym, ze wziac starsza dziewczynke, bo chcialabym pogadac jak matka z corka, ale czy to sie uda? Ciekawy temat, ale czesto ludzie nie maja pojecia o sprawie. To trzeba przejsc. Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  61. Pewnie byś dała radę, bo widać, że silna z Ciebie kobieta

    OdpowiedzUsuń
  62. Przeciętny 18-to 20-tolatek nie jest przygotowany do samodzielnego życia. Różnica jest taka, że dzieci wychowane w rodzinie jako "dorośli" są dalej jej częścią, korzystają z psychicznego wsparcia i pomocy rodziców. Mamusia ugotuje obiadek, tatuś dofinansuje "samodzielne" mieszkanie, doradzą jak załatwić sprawe w urzędzie (lub załatwią ją sami), wyprawią wesele, pomogą w opiece nad dziećmi itp. Większość z nas może liczyć na swoich rodziców... Myśle że ludzie z domów dziecka może liczyć tylko na siebie.. ps. postawa roszczeniowa - to normalna postawa małolatów

    OdpowiedzUsuń
  63. Czytając Cię odniosłam wrażenie, że czytam własne słowa, która wypowiedziałam kiedyś do księdza po kolędzie. Bo atakował dzieciaki z domu dziecka wywyższając te bogate. Widzisz. Fantastycznie, że Wam się udało. To jest Wasz ogromny sukces. Sukces na całe życie. Ale nie możesz zaprzeczyć ,że są też dzieciaki, które nieszczęśliwie wpadają w podobny schemat. Dzieciaki z domów, gdzie wszystko było gotowe, przez co nie umieją zrobić zakupów. To są złe domy, to są dzieciaki, którym należy pomóc. Ale one też istnieją.

    OdpowiedzUsuń
  64. Nieprawda. Potrafią kochać, potrafią się odwdzięczyć, a że nie potrafią podziękować? A kto umie w dzisiejszych czasach. I nieprawdą jest,że to jest łatwe życie i dlatego go wybierają. Wybierają go, bo często nie znają innego, a podjęcie trudu zmiany jest czasem ponad siły dla kogoś, kto nie wierzy w siebie

    OdpowiedzUsuń
  65. To, że korzystają z pomocy nie oznacza, że są ułomne emocjonalnie. W nich buzuje dużo więcej emocji, niż się komukolwiek wydaje

    OdpowiedzUsuń
  66. Kolejna propaganda proaborcyjna, proeutanazyjna w imię jakichś wyższych wartości.

    OdpowiedzUsuń
  67. Pytanie, czy ze swoimi dziećmi nie błoby tak samo.. Zresztą, to były Wasze dzieci

    OdpowiedzUsuń
  68. Pracowałam w domu dziecka, jeśli się mylę popraw - Autorka

    OdpowiedzUsuń
  69. Bardzo się cieszę, że Ci się udało. To taki fantastyczny przykład, że gdzieś są ludzie nieobojętni

    OdpowiedzUsuń
  70. <WITAM serdecznie.Tak sie składa,że chciałam tez napisać kilka ciepłych słów.Mój mąz został adoptowany w wieku 2,5 lat.Nie powiem,że całe jego dziecinstwo to sielanka,bo ciagle gdzies w nim tkwiło to,ze został porzucony.Załozylismy wspaniała rodzinkę;mamy cudowne dzieci.,ale najpiekniejszym prezentem od losu było to,że odnalazło mojego męża jego rodzone rodzeństwo.Naprawdę to był dar od losu,który odniemił nasze życie,dopełniło tę lukę ,która gdzieś tam była...Tego rodzeństwa troszke było,bo az 9-cioro,ale nie zgodze sie,że jeśli zawinili rodzice to dzieci popełniaja takie same błędy.W naszym przypadku historia sie nie powieliła,oby tak dalej.Trzeba poprostu wierzyc i byc lepszym i udowodnic sobie,że człowiek jest cos wart,pomimo,że pochodzi nie wiadomo skąd.Wszyscy przed Bogiem jestesmy równi,nie zapominajmy.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  71. Bo widzisz, są Domy Dziecka i są bidule. Pracowałam właśnie w Domu Dziecka, gdzie codziennym trudem wielu osób pomaga się innym wyjść do życia silnym. Ale pomyśl, że są też właśnie takie bidule, gdzie pani X odbębnia swoje godziny i idzie do domu. A niestety komentarze negatywne... Trzeba zignorować, bo i tak się niczego nie nauczy

    OdpowiedzUsuń
  72. Beti czasami dzieci wychowane przez rodziców, niepijących, niepalących, "porządnych" też zgotują swoim dzieciom "piekło na ziemi".Wszystko zależy od tego czy rodzice nauczą nas kochać i szanować siebie i obdarzą miłością.Niestety oni też wychowani w pełnych rodzinach nie otrzymali miłości, więc nie przekażą jej swoim dzieciom.Tak sobie myślę ,że własnie w tym tkwi problem.Trzeba dużżżo siły i pracy nad sobą, aby nauczyć się kochać siebie, aby czuć się bezpiecznie w tym życiu, bo właśnie brak poczucia bezpieczeństwa powoduje,że wiele w życiu "nabroimy" i wiele osób po drodze skrzywdzimy.Jestem o wiele starsza od Ciebie i dopiero od kilku lat uczę się jak "dbać o swoje wnętrze", ale jeżeli możesz skorzystać z mojej rady przeczytaj książkę "Możesz uzdrowić swoje życie" Louise L.Hay

    OdpowiedzUsuń
  73. by_nie_zwariowac@onet.pl25 stycznia 2011 13:27

    Z kontekstu Twojego artykułu wynika, że główną przyczyną niemożności stworzenia szczęśliwej rodziny jest "powielenie znanych im wzorców". "Znanych" w rozumieniu rodzinnych, istniejących w środowisku, z którego dziecko się wywodzi.napisałaś: "Niestety jest tak, że człowiek powiela znane sobie wzorce."TO ZDANIE JEST NIE ZGODNE Z OBECNĄ WIEDZĄ W TYM TEMACIE. Jest oparte o obserwację i potoczną opinię społeczną, która swoją wiedzę czerpie z kampanii reklamowych. Dodatkowo, To zdanie NAZNACZA DZIECKO/CZŁOWIEKA jako jednostkę z góry skazaną na patologię. Po trzecie sugerujesz tym zdaniem, że jest to RODZAJ WYBORU, czyli coś co świadomego, decyzyjnego. A to jest zespół chorobowy, w który wpędził tych ludzi system. System, który zamiast stawiać na rodzinę biologiczną i w nią inwestować, stawia na opiekę zastępczą i adopcyjną. Pod to drugie robione są kłamliwe kampanie reklamowe, tworzone struktury i prawo. Skupiamy się na tworzeniu czegoś, co cywilizowany świat dawno schował do lamusa, jako metoda oparta na błędnych założeniach. A w tym wszystkim zapomina się o najważniejszym elemencie - CZŁOWIEKU.W ramach dowodu, że tak jest, poczytaj wpisy pod tym artykułem. "Znane wzorce" można również oceniać jako wzorce przekazane im przez opiekunów zastępczych czy adopcyjnych. Ale potwierdzenia tego kierunku myślenia w tym artykule nie znalazłam. Ps.przyczyną prawidłowo ukształtowanej osobowości u umiejętności samodzielnego założenia i utrzymania rodziny przez byłych wychowanków jest 1/stałe szeroko rozumiane wspieranie relacji wychowanka z rodziną biologiczną przez specjalistów, 2/znalezienie wśród szeroko rozumianej kadry "zastępczej" osoby, która swoją postawą daje dziecku stały komunikat "w ciebie warto inwestować jako w człowieka bo jesteś (w mojej opinii) WYJĄTKOWY". "Wyjątkowy" w tym przypadku oznacza - "lepszy od innych, pozostałych". W tym tkwi przyczyna tak małej ilości skutecznych usamodzielnień.

    OdpowiedzUsuń
  74. Niestety jak się lepiej przyjrzeć, to dziś pochodzenie z domu dziecka nakręca spiralę i środowisko wyklucza jednostkę, szkoła uważa za debila i krąg się zamyka.

    OdpowiedzUsuń
  75. Ja już się pogubiłam do kogo co. Ja byłam, jako pracownik, owszem, nie to samo, ale byłam. I cieszę się z każdego, komu się udało. Bo wierzę, że się udaje. A jak już się uda, to na całe życie. I tego Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie chciałam dokonywać odkryć, raczej przypomnieć coś znanego. Bo ludzie traktują dzieci z domu dziecka jak margines, który pcha się do patologii, nie dostrzegając, że np dzieciaki z dobrych domów robią to samo. I fantastycznie czytać o takich przypadkach, którym się udało. Życzę szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
  77. Niestety kolejny stereotyp, że dzieciaki z "dobrego domu" to anioły. Nawiasem mówiąc, nie sądziłam, że moja wypowiedź wywoła taką falę nienawiści

    OdpowiedzUsuń
  78. Jak dobrze, że jesteś. Jak dobrze czytać takie mądre słowa

    OdpowiedzUsuń
  79. Szkoda gadac niech nie zabieraja glosu osoby ktore nigdy nie byly w bidulu nie wiedza co przezylismy niestety przez doroslych.My nie prosilismy sie na swiat wiec nie oceniajcie nas popatrzsie na siebie.POZDRAWIAM WSZYSTKICH Z BIDULA TERAZ SAM MOZESZ DECYDOWAC O SWOJM ZYCIU.

    OdpowiedzUsuń
  80. Witaj, moi rodzice są oboje alkocholikami, nie chcieli nigdy się leczyc , moje dzieciństwo to była jazda bez trzymanki. Wyrwałem się z domu najszybciej jak się dało, i jakoś na mnie się nie potwierdza ta teoria, mam żonę, synka. Pomimo 40 stki na karku czuję się młodo i nie miałem nigdy problemów z alkocholem :)

    OdpowiedzUsuń
  81. Najważniejsze przygotowanie to nauczenie, że sam za siebie odpowiadasz i nikt cię nie zwolni od samodzielnego myślenia. Oczywiście by tego nauczyć potrzebni są właśnie rodzice (czy inni stali opiekunowie). A zwłaszcza obserwacja jak radzą sobie z tym co nowe (np nowe przepisy podatkowe czy nowa pralka).

    OdpowiedzUsuń
  82. Mam 24 lata. Byłam w Domu Małego Dziecka przez pól roku a przez 4 lata w Domu Dziecka.Potem byłam adoptowana. Obecnie moi rodzice adopcyjni są rodziną zastępczą dla mojego siostrzeńca. Czytając wypowiedzi ludzi którzy nie mieli najmniejszego kontaktu z bidulem, adopcą i rodziną zastępczą a wypowiadających się jakby przeżyli już wszystko w tym temacie stają mi włosy dęba i cierpnie skóra już nie mówiąc o złości. Ja przeżyłam niestety to wszystko i jeszcze gorsze rzeczy. Wiem jak bardzo odbiło się to na mojej psychice i wiem również, że do końca życia nie opuszczą mnie straszne wspomnienia z tych wszystkich lat. Sama nie chcę zakładać rodziny, nie chcę mieć dzieci. Błagam nie wypowiadajcie się w tematach, które znacie z opowieści a o których zielonego pojęcia nie macie!!!

    OdpowiedzUsuń
  83. Artykuł nie jest wywodem naukowym, przyznaję, może za bardzo uprościłam. Nie jest to blog profesjonalisty, nie chcę się wymądrzać. Nie chciałam też wywołać takiej burzy pod nim. Wpisy pod postem można niestety podzielić na te pełne nienawiści i te, które pisały osoby, którym na całe szczęście się udało. I choćby dlatego było warto.System jest zły, jasne, przy czym nadal się w niego inwestuje, bo ludzie boją się mniej "placówkowych" rozwiązań. I tu tkwi czasem problem, bo są fantastyczni opiekunowie, którzy potrafią zainwestować w młodego człowieka wszystko i dać mu to, czego potrzebuje do prawidłowego rozwoju intelektualnego i emocjonalnego, ale są też ludzie, którzy leczą swoje frustracje w takich placówkach. I oni nie dadzą dziecku kapitału na przyszłość, nie dadzą innych wzorów. I o tym procencie jest ten post. Jestem zagorzałą przeciwniczką wciskania parom, które nie mogą mieć swojego potomstwa dzieci z domu dziecka, bo nie każdy udźwignie ten ciężar. Ale nie jestem przeciwna rodzinnym domom dziecka, adopcjom, ale mądrze zrobionym, wspieranym przez całe rzesze specjalistów, bo wmawianie ludziom, że od dziś są normalną rodziną to tworzenie fikcji.

    OdpowiedzUsuń
  84. Fantastycznie, że Ci się udało. Życzę dalszego szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
  85. Sam wychowałem sie w biedzie patologii matka alkoholoczka ojca nie znałem później Dom dziecka Jest to straszne przeżycie które odbija sie na dalszym życiu takiego człowieka. Wiem po sobie mam 25 lat a przeszłosc odzywa sie czesto...Nie wiem czemu ale zawsze nas dzieci z Domu Dziecka traktowano gorzej jakbysmy byli gorszym gatunkiem a przeciez to nie z własnej winy ani woli tam trafilismy...stąd u mnie chyba brak pewności siebie. Nie potrzebujemy litosci ani współczucia ale bardziej akceptacji która szukamy chyba całe zycie przynajmniej ja tak mam...Ciezko mi zaufac kobiecie i pewnie jeszcze długo potrwa zanim znajde prawdziwa miłosc co zgadza sie jest to moim marzeniem czas pokaze czy jest mi to pisane.Jestem świadomy swoich przezyc i tego ze musze sie z tym uporać i nie dać sie słabością i nie popełnie błedów rodziców bardziej nazwałbym ich rodzicielami na tym ich rola sie skonczyła...długo miałem złosc na matke itd ale teraz tłumacze sobie i wiem ze miała problemy młody wiek wpadła w alkoholizm i nie miał kto poddać jej pomocnej dłoni, dlatego wiem że w przyszłosci będe chciał pomagac ludziom z Domu Dziecka

    OdpowiedzUsuń
  86. Ja byłam w takim bidulu,chciałabym sie wypowiedzieć.Więc piszesz tu ,że te dzieci sa takie jak rodzice owszem są,a dlaczego?Wychodzą z tego DD bez niczeg ,domu ,pracy itd.nagle musi sobie radzić sam,,,,,,,Często te osoby wracają w ,,rodzinne strony"i oczywiście robią to samo co rodzice.Więć zwracam się do Państwa naszego przygotujce te dzieci do życia pomóżcie im czasem.pozdrawiam p.s. przepraszam za błedy

    OdpowiedzUsuń
  87. Świadomość własnych przeżyć i uczuć to podstawa do wykonania kroku na przód. I niestety chęć podjęcia ryzyka, jakim jest zaufanie.

    OdpowiedzUsuń
  88. Grabki,pamiętaj,że gorsza patologia to tzw.dobre domy czy jak wolisz rodziny.Każdy człowiek rodzi się jak biała karta a dorośli w niej zapisują. Na twojej karcie Ktoś zapomniał zapisać słowa SZACUNEK. Wiesz nawet mi ciebie nieszkoda.

    OdpowiedzUsuń
  89. ~reni44mamazastępcza25 stycznia 2011 14:01

    Nie cała prawda!!! Prawdą jest to, że lubimy czuć się dobrze więc jak przychodzi świąto to pakujemy prezenty i zanosimy do domu dziecka, w sezonie czerwonych mikołajów, bidule są pełne maskotek, misiów, elektroniki i pustych frazesów. W ciągu roku też pchamy kasę lub prezenty bezmyślnie bo wydaje nam się że tak trzeba. Ale gdy szuakmy dla tych dzieciaków rodzin nie koniecznie adopcyjnych tylko tak zwanych wspierających, szukamy chętnych do akcji typu starszy brat i tym podobnych, to okazuje się że nie ma chętnych. Bo tu nie wystarczy chwila zaangażowania, trzeba wziąć odpowiedzialność. Możemy gadać o tych dziciakach co chcemy ale to są dzieciaki które po prostu starają się budować swój świat, tak jak potrafią - dla nas jest on niepojęty, zły dla nich jedyny jaki znają. więc zanim osądzicie przyjrzyjcie się sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  90. Zgadza się, bo system jest zrobiony idiotycznie. Jak ktoś wyżej napisał, rodzina daje dalej wsparcie. DD czasem mieszkanie rotacyjne i nic ponad to

    OdpowiedzUsuń
  91. Aba myślę że powinnaś /piwinienieś zmienić prace i to szybko !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! jesteś tam potworem

    OdpowiedzUsuń
  92. Na tej samej zasadzie nie należy opiekować się starymi i niepełnosprawnymi. Dzieci w bidulach są różne. To prawda, ale trzeba wziąć pod uwagę, że parę lat lub więcej spędzili w patologii nie z własnej woli a to zostawia głęboki ślad. Naszym zadaniem jest zapewnić im inną, lepszą jakość życia i dać możliwość wyboru drogi na przyszłość. Co wybiorą, nie wiemy, ale zawsze warto próbować - każdy człowiek jest tego wart. A ci co piszą, że pracują w tej działce i nie warto to pewnie się wypalili.

    OdpowiedzUsuń
  93. Mówi się, że 'chory' trafi bezbłędnie na 'chorego'. Niestety, razem stworzą kolejny 'chory' dom. Z czego to wynika? Może osoby z domu dziecka i rodzin problematycznych po prostu nie wierzą w to, że są coś warte... że nalezy im sie szacunek ze strony partnera. One w zasadzie nic nie wymagają, bo chyba nikt im nie powiedział, że powinny. To mi trochę przypomina żonę chilijskiego górnika. Gdy on siedział pod ziemią, czekając na ratunkek, wyszło na jaw, że miał kochankę. I cóż światu ogłosiła Zona? że ona bedzie, cytuję 'walczyć o męża'. Rany.... on ją zdradził, nie powiedział nawet słowa 'przepraszam' a ona już ogłasza, że będzie od niego 'walczyć'. Nie pojmuje, jak można się tak nie szanować???

    OdpowiedzUsuń
  94. Trafiłam na dobrych ludzi. Byłam straszną przylepą i jak ktoś okazywał mi serce lgnęłam do niego i trzymałam się z całych sił.Miałam dużo szczęścia, ale też dobrych ludzi. Daltego wiem, że można wyjść na ludzi. Dzieci trzeba uczyć pracy, ale trzeba z nimi rozmawiać. Ja swoim dzieciom mówię, że nie ma problemu nie do rozwiązania, że zawsze trzeba przyjść i powiedzieć, że zawsze znajdzie się rada. Dzieciom trzeba otwarcie mówić o miłości, że są całym naszym życiem. Dzieciom z domu dziecka trzeba to mówić częściej, okazywac uczucia i kochac je bez względu na to jakie są........Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  95. by_nie_zwariowac@onet.pl25 stycznia 2011 14:22

    Z góry Cię przepraszam, jeśli moje wypowiedzi są nazbyt ostre. Ale to nie do Ciebie piję, bo wiem (na podstawie artykułu), że jesteś bezpośrednio związana z tematem opieki zastępczej a tym opisem pokazujesz jak bardzo Ci zależy na tym, żeby uratować jak najwięcej istnień. Wiem również, że ta praca, to jedno z najtrudniejszych zadań jakie stoi przed człowiekiem. Wiem też, że trudno w tym zadaniu o wsparcie specjalistyczne, superwizję etc... Piszesz o dzieciakach z "normalnych" rodzin, które pomimo tego, że mają wszystko podane na tacy, nie są w stanie "normalnie zatrybić". Odpowiedź znajdziesz w moim pierwszym poście. Nigdy nie wiemy co się wydarzyło z życiu takiego człowieka i co jest determinantem jego blokad. Może być to rozwód rodziców, problemy z rówieśnikami, nauczycielami etc. System wciąga w swoje tryby najczęściej rodziny zwane patologicznymi - gdzie występuje bieda, brak pracy, wykształcenia, plus inne patologie, gdzie nie ma wsparcia w środowisku szeroko rozumianej rodziny. Rodzinę, która ma pieniądze, pracę, wykształcenie traktuje się jako "normalną" i z góry zakłada, że nie ma w niej patologii a to nie prawda. Znam wielu "menadżerów" zaglądających notorycznie do kieliszka, wiele "dam" stosujących przemoc psychiczną wobec dzieci. Znam rodziny, gdzie dziecko ma kontakt na co dzień jedynie z gosposią. Te dzieciaki mają takie same zaburzenia jak te "domodzieckowe", z tą różnicą, że rodzice potrafią wynik tych dysfunkcji zakamuflować. Posyłają dziecko do szkoły prywatnej albo fundują nauczanie domowe. Nauczyciele przepychają nieudacznika z klasy do klasy, byleby mieć go z głowy. Potem fundują mieszkanie, samochód, załatwiają intratną posadkę. Płacą za zniszczenia, które wyrządziło. Gdyby nie stała "opieka" finansowa rodziców, historia dorosłości wielu z tych młodych ludzi byłaby identyczna jak tych, o których piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  96. Ja ci odpowiem.Jest bardzo wiele patologii w rodzinach,ale to jest patologia ukryta.W wielu porzadnych domach rozgrywaja sie dramaty,ale ludzie sie tym nie chwala.Wiele sie ostatnio pisze o zdradach,agresji i przemocy.Ludzie pisza o tym anonimowo na forach,bo tylko tak moga opowiedziec o swoim nieszczesciu.Cala ta dyskusja o kryzysach wieku srednigo jest wyssana z palca.Nie ma kryzysow,ale jest strach przed zmarnowanym zyciem i strach przed zla staroscia.To dlatego w wiekszosci ludzie szukaja nowych zwiazkow.Chca uciec ze zlych rodzin i malzenstw.Uciec od patologii, ktora w rownym stopniu tworza kobiety i mezczyzni.Bardzo rzadko zdarza sie normalna,kochajaca sie rodzina.

    OdpowiedzUsuń
  97. Boże co tu piszą za ludzie!!!To właśnie wy nie potraficie Kochać!!!Wy nie macie prawa się wogóle wypowiadać na ten temat bo nie macie o niczym pojęcia!!!To ,że ktos tam pracował nie znaczy że wszystkie dzieci poznał!!! One mają więcej miłosci niz wy!!!Tylko że one zostały zranione i nie potrafią juz okazac miłosci bo ją głęboko ukryli tak, aby nikt juz ich nie zranił!!!Mam nadzieje ze Niektórzy zrozumieją to co napisałam!!!

    OdpowiedzUsuń
  98. ~reni44mamazastępcza25 stycznia 2011 14:25

    Trudno wymagać od chorego aby był zdrowy. Sieroctwo (obojętne czy faktyczne czy społeczne) ktoś określił jako siniaki na mózgu. Nie pisz o czymć o czym nie masz pojęcia. Jestem matką zastępczą żyję w tym środowisku znam te problemy na co dzień. Nie jestem rozemocjonowaną babą która lituje się nad biednymi sierotkami. Jestem kobietą która uczy dzici że kochać to brać odpowiedzialność, że w życiu masz tyle ile wypracujesz, na co dzień zamgam się ze szkołą pracownikami socjalnymi i pseudopsychologami którzy nie mają pojęcia o mojej pracy ale są najlepszymi ekspertami od oceniania. I w tym wszystkim tak samo jak kogoś z porażeniem kończyn nie nauczysz biegać, możesz nauczyć go tylko chodzić, uczymy te dzieciaki chodzenia, codziennie krok po kroku.Na biegnie przeważnie nie mogą sobie pozwolić, zbyt szybko łamią nogi.

    OdpowiedzUsuń
  99. Przykre to co piszesz i pytanie co tam robisz????? Chyba też jesteś bez miłosci i ciepła drugiej osoby , zazdrościsz sierotom,że są sierotami?? Potrzebny Ci psycholog a nie praca z dziećmi

    OdpowiedzUsuń
  100. ~reni44mamazastępcza25 stycznia 2011 14:46

    Niuśka - dziękuję za tą wypowiedź. Takie posty rozświetlają dzień. Dzięki takim jak Ty wiem że to co staramy się robić ma sens.

    OdpowiedzUsuń
  101. Nic dodać nic ująć

    OdpowiedzUsuń
  102. ~Ojciec z wyboru25 stycznia 2011 14:52

    Też jestem ojcem zastępczym. Sam wychowuję już prawie 17 letniego młodzieńca. Kiedy do mnie trafił, miał 10 lat, za sobą trzyletni pobyt w placówkach opiekuńczych, wczesne dzieciństwo spędzone w patologicznej rodzinie, bagaż tragicznych doświadczeń. O tym wszystkim wiedziałem i rozumiałem powagę sytuacji. Nie jest łatwo, ale niczego nie żałuję. Nie żyłem marzeniami, że chłopak będzie tak sam z siebie świadomy, iż nie powinien powielać błędów rodziców, to ja musiałem mu uświadomić, co w dotychczasowym jego życiu było złe, co należy zmienić. A co do niektórych opinii, wyrobionych na podstawie jakiegoś przypadku - mam tylko takie pytanie: czy wszystkie biologiczne dzieci nie są alkoholikami, narkomanami, złodziejami? Nie sprawiają żadnych zmartwień swoim rodzicom, a ci ostatni mają tylko powody do dumy ze swych pociech? Z moich obserwacji i życiowego doświadczenia wynika, że wcale tak nie jest. Nie ma prostego podziału na tych złych z bidula i na dobrych - z rodziny biologicznej.

    OdpowiedzUsuń
  103. moja córka ma przyjaciół z bidula,on 18 lat,ona 17 i na dniach urodzi im się dzidziuś,i tułają się po kątach,po krewnych,bo na mieszkanie muszą poczekać.P.S.moja córka oddaje im prawie całe kieszonkowe

    OdpowiedzUsuń
  104. LUDZIE OGARNIJCIE SIĘ!!!nie wypowiadajcie się w temacie o którym nie macie bladego pojecia!jakim prawem wkładacie ludzi do jednego worka?!jakim prawem oceniacie?dzieci wychowywane w domach dziecka, rodzinach zastepczych czy adopcyjnych nie są "podgatunkiem ludzi"!!!Każdy z nas jest człowiekiem z krwi i kości, a to jakim jest człowiekiem, jak żyje, jak czuje, jak mysli zależy tylko od Nas!!! Nie słuchajcie głupich stereotypów, które nijak przekładaja się na rzeczywistosc, kazdy z nas jest indywidualnoscia i nikt nie ma prawa mierzyc ludzi jedna miara!!!

    OdpowiedzUsuń
  105. Naprawdę nie wiem kto dał ci prawo oceniać i wyciągać takie wnioski. Ja znam wiele dzieciaków z tak zwanych „normalnych rodzin” które nie radzą sobie z życiem (piją, nie pracują, oddają własne dzieci). Sama wychowałam się w Domu Dziecka (buło nas tam około 30) większość ukończyło szkołę średnią około 30% tak jak ja studia i to nie jeden kierunek (oczywiście będąc już na swoim i pracując). Żadnego z nas dziecko nie trafiło do Domu Dziecka. A jeśli chodzi o wychowawców to powiedziała bym, że przychodzą tam po prostu odsiedzieć swoje. Tyle upokorzenia ile od nich dostaliśmy to nigdy w życiu już mnie nie spotkała. Ale dziś po latach mogę powiedzieć, że nauczyło nas to być twardymi i stawiać czoła życiu.

    OdpowiedzUsuń
  106. moja córka ma przyjaciół z bidula,on 18 lat,ona 17 i na dniach urodzi im się dzidziuś,i tułają się po kątach,po krewnych,bo na mieszkanie muszą poczekać.P.S.moja córka oddaje im prawie całe kieszonkowe

    OdpowiedzUsuń
  107. Bardzo się cieszę, że się Wam udało, ale mieliście siłę i motywację, a w domach dziecka, molochach, gdzie jest 100 dzieciaków wychowawcy nie dają rady, dzieciaki też nie. Nie oceniam, nie napisałam, że jesteście źli. Przeciwnie, należy się Wam pomoc, bo trudno Wam było w życiu, nie z Waszej winy

    OdpowiedzUsuń
  108. Chyba napiszę posta o dzieciakach z tzw "dobrych domów". Tekst nie jest oceniający, nie odpowiadam za komentarze osób czytających, a nie mogę całego elaboratu zamieścić w jednym małym tekście

    OdpowiedzUsuń
  109. I to właśnie należy do dorosłych. Bolesne jest to, że w szkole, na podwórku dzieciaki spotykają się z potępieniem, co tylko nakręca spiralę odrzucenia... Ale takie przypadki jak Twój dają siłę do tego, by walczyć, bo o człowieka zawsze warto walczyć

    OdpowiedzUsuń
  110. ~reni44mamazastępcza25 stycznia 2011 15:08

    Nigdy nie ma prostych podziałów i nigdy nie powinno ich być. Na nasze dzieciaki zawsze się mówi że są patologią i już, tak jest po prostu łatwiej. A ja dalej z uporem maniaka będę robić swoje bo wiem że warto. Pozdrawiam i życzę wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  111. A ja obojgu Państwu serdecznie gratuluję i podziwiam. O człowieka zawsze warto walczyć. Przeciw stereotypom, frazesom i złym ludziom. Bo to my kreujemy przyszły świat. Życzę z całego serca wytrwałości, siły i uśmiechu dzieciaków. Przecież to tak wiele :)

    OdpowiedzUsuń
  112. dzieci nie są winne niczemu To dorośli im to zrobili irobią im to nadal najpierw jako rodzice paskudni pijący nie kochajacy samolubni przyparci do muru nie chcą pozbyc się praw poźniej jako wychowawcy nauczyciele bez cierpliwości bez przygotowania zajeci swoimi sprawami jeszcze później my dorośli rodzice naszych własnych dzieci które uczymy i przestrzegamy przed przyjaźniami z 'elementem' bo z nich i tak nic dobrego nie wyrosnie. My wszyscy jestesmy winni!

    OdpowiedzUsuń
  113. Bardzo smutna prawda

    OdpowiedzUsuń
  114. Zawsze ma sens, bez względu na efekt... zawsze i zawsze trzeba próbować....

    OdpowiedzUsuń
  115. Witaj:-)Ja również byłam w "bidulu".Męża poznałam także w :bidulu".Mamy dwie córeczki,które bardzo kochamy...Nie powielamy błędów naszych rodziców i nigdy nie powielimy...Moje córki nigdy- powtarzam nigdy!!! nie ujrzą mnie w stanie upojenia alkocholowego ani swojego Ojca...Nigdy nie będą chodziły głodne do szkoły i żebrały od koleżanek "czegokolwiek do jedzenia"tak jak ja to czyniłam...Dziś dziękuję Bogu za to,że dał spotkać mi tak wspaniałego człowieka na mojej drodze jakim jest mój mąż...pracowity ,nie pijący ,kochający nasze córeczki i zapewniający nam naprawdę godne życie...Dom Dziecka wspominam różnie...czasem bywało naprawdę ciężko,tak bardzo pragnęłam"tej osiemnastki"żebym tylko mogła się usamodzielnić i pójść na swoje...Kiedy już wyszłam okazało się,że życie naprawdę "na swoim"nie jest lekkie,ale razem ze wsparciem męza daliśmy radę:-)Pozdrawiam wszystkich którzy byli i są obecnie w bidulu...Pamiętajcie: nasze dzieci na świat się nie proszą,nie powielajcie błędów naszych rodziców-kochajcie dzieci i dajcie im taką radość życia a przede wszystkim ogrom wielkiej miłości jakiej my jako dzieci nie dostaliśmy...Trzymajcie się cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  116. Życzę Wam obojgu masę szczęścia i uśmiechu na twarzach Waszych dzieci :) Jesteście szczęściarzami :)

    OdpowiedzUsuń
  117. W swoim obecnym zyciu zawsze mówię, że wychowana byłam w domu dziecka, robię to celowo żeby łamać bariery. Chce też pokazać ludziom z tzw. 'dobrych domów" że można wyjść na ludzi, że dzieci z "DD" nie trzeba się bać, zamykac się przed nimi, że trzeba wyciągac do nich rękę.Chce tez pokazać z dzieciom z "DD" że można osiągnąć sukces. Jestem bardzo bogata w doświadczenia, które przeżyłam na własnej skórze, tez miałam wiele pytań do losu, też było cięzko, ale wiem, że warto walczyć...... Książke mozna napisać, pozdrawiam......

    OdpowiedzUsuń
  118. Zawsze drażniło mnie pojęcie dzieciaka z dobrego domu, który jest lepszy. Bo przecież to często nie prawda. A najlepszym przykładem są ludzie, którzy coś przeżyli, bo mówią o sobie, a nie o tym, co im się wydaje. Łatwiej iść za kimś, kto wcześniej szedł tą samą drogą. Musisz być wspaniałą osobą :)

    OdpowiedzUsuń
  119. ~Mariusz Jaworski25 stycznia 2011 16:06

    Bo świat jest dobry. Tylko ludzie ze swoich lęków, niepokojów tworzą fałszywą siłę. Nastawienią na atak i oczękującą, na atak. Tak naprawdę zabiegamy o tak wiele, a nam ludzią jest potrzebna miłość i troszkę, akceptacji.

    OdpowiedzUsuń
  120. Miło przeczytać takie słowa po tej całej masie nienawiści, jaką czytałam w komentarzach wyżej

    OdpowiedzUsuń
  121. by_nie_zwariowac@onet.pl25 stycznia 2011 16:59

    To co napisałaś o profesjonalnym wsparciu, to bardzo mądre podejście. Od kiedy interesuję się pracą z tego typu dziećmi widzę, że nie tylko system opieki, ale także prawny i edukacyjny nie do końca rozumie problem. Pedagogika opiekuńczo-wychowawcza zajmuje się tworzeniem metod pracy ze zdrowym grzecznym dzieckiem. Kandydatom na RA, RZ i RDD wmawia się, ze dostaną pod opiekę biedne sierotki, które szukają kochających rodziców i spokojnego domu. Potem okazuje się, że nagle mamy pod opieką w zależności od formy opieki 1,2,3 dzieci adoptowanych, trójkę mocno zaburzonych lub 6-14 dzieci wykazujących spore problemy emocjonalne i zachowania. Nikt nikomu nie powie wprost, że to dziecko będzie się zmagać z konfliktem lojalności wobec mnogości opiekunów; z braku spójności korzeni nie będzie mogło prawidłowo ukształtować swojej osobowości; będzie się czuć gorsze, naznaczone i wyobcowane (bo innym się to nie przytrafiło). Dziecko będzie walczyć z opiekunem zastępczym i czuć do niego uraz za zabranie go z domu rodzinnego oraz obwiniać biologicznego/podstawowego, że doprowadził do sytuacji umieszczenia. Jeden i drugi będzie budzić w dziecku zagrożenie. Funkcjonowanie z tak obciążonym problemami wewnętrznymi człowiekiem 24h na dobę powoduje, że sami opiekunowie zaczynają tracić grunt pod nogami. Przekazywane metody wychowawcze nie działają a wsparcie specjalistyczne jest niewystarczające tak ilościowo jak i jakościowo. Tutaj szybka terapia nie pomoże, bo najpierw musielibyśmy rozwiązać podstawowy dziecka problem. A tym problemem jest umieszczenie w "bidulu". System prawny też nie jest idealny. W naszym kraju rocznie dochodzi do ok 50 porzuceń noworodków. Ok 200 spraw o pozbawienie praw rodzicielskich jest powiązana z powiadomieniem prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Adopcji natomiast rocznie mamy ok 2,5 tys. Pozostałe z tego odejmowania dzieci pochodzą z rodzin, w których nie doszło do zaniedbań emocjonalnych i przemocy. To są dzieci bardzo silnie związane emocjonalnie z dotychczasowym podstawowym opiekunem. Są to dzieci w wieku do lat 6, starsze trafiają do opieki zastępczej a mogłyby spokojnie przebywać np w internacie a do domu jeździć tylko na weekendy. Jak widać z tych danych, ilość faktycznych sierot społecznych w naszym kraju jest niewielka.

    OdpowiedzUsuń
  122. Tak wiem, otwartości we mnie nie brakuje, ale strach nadal pozostaje, strach że coś sie stanie, że sie nie uda :(

    OdpowiedzUsuń
  123. Żyjemy w kraju, gdzie tylko mówi się o polityce prorodzinnej. Robi się za to coś zupełnie odwrotnego. Rodzina nie ma w ogóle wsparcia, a osobom, którym jest ciężko związać koniec z końcem (na przykład) bo jedno z rodziców traci pracę, zabiera się dzieci. To jest często koniec dla takiej rodziny.W telewizji promuje się biedne dzieciaczki wyglądające przez okno i czekające na nową mamą i nowego tatę, a potem wszyscy ładnie i szczęśliwie odchodzą ku nowemu domowi. A w tym nowym domu dziecko wyzywa rodziców, że chcą kupić jego miłość. Bo sobie nie radzi samo z sobą. Rodzice oszukanego aniołka oddają go do bidula i biorą jego koleżankę. Bo ośrodki adopcyjne nie spełniają swoich obowiązków, albo rodzicom wydaje się, że ich to nie dotyczy i oni "dostaną", o zgrozo, co za pojęcie, cudowne dziecko. A to nie jest targ. Nie można przebierać. Zresztą, ludzie wymagają chyba cudu widząc, że w pełnych, teoretycznie normalnych rodzinach pojawiają się narkotyki, kradzieże i inne problemy. A wymagają od poranionych, rozdartych dziaciaków zachowania anioła. Sami doprowadzamy do tego, że te dzieciaki nie potrafią się wyrwać z zamkniętego koła. Bo szkoła piętnuje ich często tworząc klasy specjalne dla dzieciaków z domów dziecka, bo rodzice zabraniają się bawić z tym elementem. I tworzą się społeczne "wyrzutki", które zaczynają wierzyć w to, co świat dorosłych im podaje. I faktycznie stają się odrzuceni. Przez nas, mądrych dorosłych. Aż mi wstyd.

    OdpowiedzUsuń
  124. by_nie_zwariowac@onet.pl25 stycznia 2011 20:05

    Dokładnie tak to wygląda jak napisałaś. ;)Tyle, że taki sposób popatrzenia na sprawę jest mało sielsko-anielski a tym samym nienośny medialnie. Ani go nie można użyć w kampanii wyborczej, ani z okazji 6 grudnia. Jedynie co robi, to wbija w poczucie winy niewinne osoby, które przecież chcą tylko z dobrego serca bardzo pomóc. Pragną uratować jakieś ludzkie istnienie. W ramach nagrody za ich dobre serce osoby te tez stają się ofiarą opisanego procesu i tak samo jak dziecko często wychodzą z niego z takimi samymi jak ono objawami. Też czują się zdegradowani, gorsi, wyizolowani. Zdarza się, że też uruchamia się w ich głowach syndrom wyuczonej bezradności. Często skłóceni z systemem i otoczeniem społecznym uciekają wgłąb siebie lub na tzw koniec świata. Wypowiedzi zamieszczone tutaj przez byłych opiekunów, stanowią na to bezcenny dowód.

    OdpowiedzUsuń
  125. Wcale się nie dziwię, zostali oszukani i to podwójnie. Po pierwsze placówka podtrzymywała w nich ich wyobrażenia, które dziecko spełnia, jeżeli widzą je raz w życiu, czy nawet parę razy na parę godzin, a po drugie zawiedli sami siebie. Ze społeczników nagle stali się wyrodnymi rodzicami, którzy skrzywdzili sierotkę. Społeczeństwo jest okrutne i natychmiast piętnuje. A syndrom naznaczenia będzie się za nimi ciągnął go końca życia. Dodatkowo będą wszystkim opowiadać, że dzieciaki z domu dziecka są takie i owakie, bo im się noga powinęła.I mam nadzieję, że to jednak nie byli pracownicy, że to prowokacja. Bo pokazuje mi się jedynie obraz wypalenia zawodowego. Choć znam z autopsji, czyli z pracy z niepełnosprawnymi, że niektórzy pracują, choć nie powinni.

    OdpowiedzUsuń
  126. racja.. nie odpowiadasz za komentarze innych.. ale pytam.. jakim prawem TY tak a nie inaczej oceniasz osoby wychowujace sie w dd? skad takie a nie inne wnioski?? po co piszesz o czyms o czym nie masz bladego pojecia?!

    OdpowiedzUsuń
  127. Nie oceniam, nigdzie nie napisałam, że są patologią, że kradną itd, napisałam co obserwuję, co widzę. Nie napisałam też, że tak jest zawsze. I zauważ, że napisałam, wiele razy, ale rozumiem, że przebicie się przez komentarze, że dzieciakom należy pomóc wyrwać się z błędnego koła, które tworzą dorośli. I nie unoś się, bo też oceniłaś, że nie wiem, nie mając o tym pojęcia. Łatwo, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  128. by_nie_zwariowac@onet.pl25 stycznia 2011 23:50

    W każdej dziedzinie są osoby stworzone do roli, w której próbują zaistnieć i tacy, którzy weszli w nią przez pomyłkę. Kiedy zatrudniam pracownika zadaję mu pytanie "jak wyobraża sobie pracę na tym stanowisku; jakie będzie musiał wypełnić zadania itd". Wielu kandydatów nie jest w stanie mi na to pytanie odpowiedzieć. W dziedzinach nowych kształtujemy swoje wyobrażenia na bazie informacji potocznych, medialnych i na własnych dotychczasowych przeżyciach. Odruchowo odrzucamy niewygodne dla nas informacje, twierdząc, że widocznie ktoś się nie sprawdził, ze i tak bywa, ale nam to nie grozi. Wiele osób wchodzi w temat bez wcześniejszego zagłębienia się w niego. Opieka zastępcza to bardzo trudna dziedzina sztuki, podobnie jak każda inna dziedzina, gdzie mamy do czynienia ze zjawiskiem B2B. Tutaj górę biorą emocje, które są podstawowym determinantem wszystkich działań i decyzji. Wiodą prym nad metodyką i zdrowym rozsądkiem. Tak nas stworzyła natura. Wygrywa ten, kto w racjonalny sposób potrafi zapanować na emocjami własnymi i "oponenta". ;)

    OdpowiedzUsuń
  129. Pozwoliłaś sobie na arbitralny sąd. Tam, gdzie ja- to dobrze, tam gdzie inni- to gorzej lub źle.Takich ludzi unikałam i unikam. Ty pracowałaś, ja ich odbierałam. Ty dawałaś rzetelność i świadome wsparcie, ja szukałam ciepła, niekoniecznie popartego wiedzą studiów.Znalazłam. Bez obrazy - jesteśmy wrażliwsi na takie postawy.Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
  130. Nie, to nie był sąd. Bo są inne fantastyczne domy, są ludzie tacy, jak Ty, wspaniali ludzie. Ale są też wytwory systemu. I tylko ludzie mogą to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  131. bardzo łatwo.. bo na pierwszy rzut oka widać, że nie byłaś nawet przez chwilę wychowanką takiego domu i nie masz z tym światem styczności.. całe życie (17 lat) spędziłam w bidulu i raczej wiem o czym mówie!!!!

    OdpowiedzUsuń
  132. Nie mówię, że byłam wychowanką. Ale mam przyjaciół z DD, pracowałam tam jakiś czas, wiem, że to nie to samo. Ale nie oceniaj nikogo, kto według Ciebie miał łatwe życie, bo możesz się pomylić. Wiem co znaczy zmierzać się z tym, co życie przynosi nie pytając o zgodę i rozwala wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  133. Nie są ostre, są prawdziwe. Nawet gdzieś tam na dole, w tych wszystkich komentarzach zarzucono mi, że nie wiem, jak to jest, bo nie byłam w DD i nie mam pojęcia, co to zły start. Łatwo przypisać do kategorii My, Oni. A potem już idzie się za etykietką. Dlatego dzieciaki z tzw dobrych domów są przypisane do schematu, że im się udaje. A czasem są skrzywdzone przez to właśnie, że miały na tacy, a czasem przez brak czasu rodziców. I to dla mnie też patologia, nieprzygotowanie do roli rodzica. Chyba najczęściej. Pominę już skrajnie patologiczne opisane przez ciebie zdarzenia.

    OdpowiedzUsuń
  134. Przypomniało mi się, jak starałam się o pracę tu, gdzie pracuję obecnie. Przed drzwiami spotkałam inną kandydatkę, która zaczęła ze mną rozmowę, że to musi być lekka, prosta i przyjemna praca z takimi ludźmi. Mnie kierownik zapytał, czy się nie boję. Odparłam, że jasne, że się boję, ale wyzwania są po to, by je podejmować. Wiedziałam, że będzie ciężko, że nie będzie lekko i przyjemnie, bo dojdą emocje, nad którymi niepełnosprawni nie umieją zapanować. Nie wiem, na ile świadomie nie odrzuciłam tej wiedzy. Dziś wiem, że poddając się emocjom zrobię im krzywdę, ale poddając wszystko nauce też zrobię im krzywdę.Praca z ludźmi to ciężki kawałek chleba. Niezależnie czy pracujemy w korporacji i załatwiamy zamówienia, odbieramy telefony jako konsultant, czy rozmawiamy z dzieckiem, czemu mama nie zabierze go na święta, albo z kolei właśnie zabierze, a potem zapomni. Ale kto ma pracować z ludźmi, jak nie drugi człowiek?

    OdpowiedzUsuń
  135. To samo mogłabym napisać. Też jestem "zastępcza". Od 7 lat "walczę" z dzieckiem o dziecko. Niektórych urazów nie da się wyleczyć, choćby do ostatniej kropli swojej miłości. Wielu psychologów nie potrafiło pomóc, niektórzy wręcz mówią "tak już jest i będzie".

    OdpowiedzUsuń