poniedziałek, 1 marca 2010

Pech mnie dopadł...

            Wymyśliłamsobie, że ja do pracy jadę i już. Tak, wiem, co na ten temat myślicie, alezapewne jest to mniej obraźliwe niż to, co pomyśli sobie o mnie mój lekarz..Ale w pracy też ciepło, więc czemu nie… A już dwa i pół tygodnia siedziałamprzecież w domu…

            Weszłamrano do garażu, przekręcam kluczyk… Jeszcze raz… I znów… Brawo za debilizm.Tydzień temu zostawiłam autko na pozycyjnych. Pewien osobnik pocieszył mnie, żenie stało na nich cały tydzień, najwyżej z trzy dni. Potem akumulator padł. Noi w efekcie musiał mi sąsiad pomóc. Ale w końcu dojechałam.

            Czy jamówiłam, że kocham tą robotę? No to kocham. A teraz jest najfajniej, bo tużprzed Wielkanocą i stroiki robimy i mamy cudne kurczaki, wstążki, jaja,koszyczki i kwiaty. Narobiłam dziś całe pudło tych cudeniek. I… Tak, niemylicie się. Znowu mnie ciągnie. Co przewidziała oczywiście moja koleżankarehabilitantka. Dostałam polecenie służbowe pójścia do lekarza. Jutro muszę,ale… Po pierwsze to ja nie chcę. Bo ja lubię tą moją robotę. Nie, nie jestempracoholikiem. Nie i już. Wzmiankę, że mnie zwolnią, lepiej zostawię dlasiebie, za dużo osób chce za to mordować. Ale ja nie chcę na L4…

            Najlepszena koniec. Wracam sobie spokojnie do domu. Komornik. No wiedziałam, że czaszatankować, więc ok., zrobię to jutro w drodze do lekarza. Podjechałam pod dom.I zostałam. Bo błoto. I stoję sobie tak, z niepewnym akumulatorem, z rezerwąpaliwa… Mroooozu…

2 komentarze:

  1. Kumulacja ;( to niestety trzeba czasem przeczekać

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, to po prostu cały świat mi mówi, że powinnam siedzieć w domu na czterech literach a nie do pracy latać...

    OdpowiedzUsuń