piątek, 16 grudnia 2022

Świąteczne wspomnienia

Piekło się u nas dużo ciast. Różnych. Ale najbardziej pamiętam metrowca. Metrowiec, dla niewtajemniczonych, to ciasto sklejone masą: biała kromka ciasta/masa/ciemna kromka/masa/biała kromka... I tak dalej do końca blaszki lub podkładki. I w jedne święta składałyśmy z mamą na stole, a potem miałyśmy przesunąć na dyktę, by wynieść do zimnego ganku. Miałam mega odpowiedzialną funkcję trzymania tej dykty.
- Trzymasz? - spytała mama.
- Trzymam - odparłam z pewnością w głosie.
Tak, macie rację, metrowiec spadł na podłogę, bo trzymałam za koniec z dala od stołu, a ciężar ciasta zsuniętego na deseczkę po prostu ją przeważył. Potem za każdym razem trzymałam mocniej i bliżej stołu.
W domu składam na blaszce.
Chyba upiekę metrowca.

Miałam z pięć lat, mój starszy starszy brat (dla odróżnienia od starszego młodszego) ubierał choinkę, mama coś robiła w kuchni, a ja oczywiście przy bracie. A co zawsze się robi przy ubieraniu choinki? Sprawdza światełka. I kiedyś one naprawdę w lutym działały, więc się je chowało na następny rok, a w grudniu, po wyjęciu z pudełka okazywało się, że nie działają. I sklepy w wigilię były zamykane dość szybko. A to była akurat wigilia. I właśnie wtedy wpadłam do kuchni, cała we łzach:
- Mamo, mamo, bo Staszek powiedział, że szlag trafił oświetlenie, choinki nie będzie.
Podejrzewam, że skończyło się na ostrej burze dla brata, a choinka była.
Ten sam brat władował mnie w beciku na sanki. A potem w zaspę, bo auto jechało. Mama wspominała, że przyniósł mnie i odtajał nad piecem kuchennym, bo nie było wiadomo, gdzie nogi, a gdzie głowa. Bałwanka ze mnie zrobił.
A obaj bracia dopinali do sanek lub wózka psa, żeby nie musieć pchać pod górkę. I ten pies mnie nigdy nie wywalił.

3 komentarze:

  1. To nie były święta, ale ja weszłam do tortownicy ze świeżo upieczonym biszkoptem. Stała na kamiennej podłodze. Mama mnie przeganiała żebym się tam nie kręciła bo wejdę w ciasto. No i w pewnym momencie ślad mojej całej stopy został tam odbity.
    Nosicielka samotności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja kiedyś bujałam się na takim małym stołeczku i mama też ostrzegała, żebym tego nie robiła. Ale byłam mądrzejsza. I wylądowałam pu.pą w kociej misce ;) Chyba lepsze, niż biszkopt, bo chociaż zimne było.

      Usuń
  2. tak wielu ludzi z różnych powodów narzeka na święta, że drogo, że kłótnie, że dużo pracy, a ja kocham ten czas :) a najbardziej chwilę, gdy wszystko już gotowe i jeszcze nie zaczynamy, robi się nagle tak magicznie! I takich magicznych, podniosłych, pełnych radości chwil Wam życzę!

    OdpowiedzUsuń