…a jamiałam pecha, bo faktycznie potrzebowałam pomocy. Zaczęło się niewinnie, wponiedziałkowy wieczór. Bolały mnie plecy. Zdarza się, Dominika swoje już waży,około 5 kilo non stop podnoszone, noszone i odkładane niewątpliwie robi swoje.O północy nie mogłam znaleźć sobie pozycji wygodnej do karmienia. Rano było jużkoszmarnie. Mąż zapakował mnie w samochód i zabrał do lekarza. Owszem, przyjętomnie od razu, ku ogromnemu niezadowoleniu kolejki, bo jak to, a recepty?Podejrzenie kolki nerkowej, od razu skierowanie na badania, czekanie na niegodzinę i powrót do gabinetu. Powinnam wejść od razu, ale jakiś miły pan, niezważając na to, że zwijam się z bólu prosił, bym go wpuściła, bo on musirecepty przepisać, bo ona ma by passy i musi mieć te leki. Nie miałam sił siękłócić, wpuściłam. Na protesty męża pan nie zwrócił uwagi. U lekarzapotwierdzenie, że nerki, dostałam zastrzyk z No-spy i Ketonalu, czyli od razudostałam też zakaz karmienia przez dwa, trzy dni. A jak mi nie przejdzie, tomam jechać na pogotowie, a potem na SOR. Do wieczora nie przeszło, ale doszpitala nie pojechaliśmy, bo Domiś tak strasznie płakała, a ja nad nią, że sięzdecydowanie nie dało. Wzięłam drugi Ketonal i jakoś przetrwałam noc. W środęrano znów wylądowałam u lekarza, dostałam skierowanie do chirurga. Ale sięspóźniłam, godzina 12.30, drugi przyjmuje od 16. A w poczekalni już pełno.Kolejny miły pan wyliczył mi, że będę 8. Na to wszystko się rozpłakałam.Kolejka o tyle się ulitowała, że kazali mi iść na pogotowie. Ale… U nas nie działa,jak są lekarze pierwszego kontaktu. Znów mąż podjął decyzję, jedziemy doszpitala. Kolejna kolejka, kolejny płacz. Mogłabym rodzić jeszcze z pięć razy,bo mniej boli, niż mnie bolało we środę. Czekałam i czekałam, w końcu kolejkasię za mną wstawiła i mnie przyjęli. Zbadali, dali leki (I tu chwała lekarce,która mnie uspokajała, bo przyznałam, że psychicznie też siadam przez to, zeodstawiłam Małą), wysłali na badania. Przyszła do mnie pielęgniarka i zapraszamnie na salę. Na moje pytanie, czy jestem przyjęta do szpitala, odpowiedziałatwierdząco, na co ja oświadczyłam, że się nie zgadzam. Powiedziała, że mamsobie rozmawiać z lekarzem i trzasnęła drzwiami. Wróciła po chwili,podejrzewam, że lekarka jej powiedziała, że ma ze mną inaczej gadać, bo ja znówsię rozpłakałam mężowi w rękaw, o siebie, o Dominikę, której nie mogłamprzecież zostawić, o czas… Wyjaśniła, że chcą podać kroplówkę i zabierze mniena taką salę, gdzie to zrobią i wypuszczą do domu. Zgodziłam się, dostałamnawet takie miejsce, gdzie mogłam spokojnie pokarm odciągnąć. Kroplówka zeszła,poszłam rozmawiać z lekarzem. Mieli już badania. Wynik: bardzo duże zakażeniedróg moczowych i kolka nerkowa. Dostałam antybiotyk, Ketonal i No-spę forte izakaz karmienia przez okres 5 dni plus 24 godziny po zakończeniu antybiotyku.Pani doktor długo ze mną rozmawiała, uspokoiła mnie odnośnie karmienia,psychicznie mi pomogła bardzo, mówiła, że Mała się będzie najadać, ja sięwyleczę i wrócimy do normy, że ważne jest moje zdrowie, a krzywdy jej nierobię. Do domu dotarliśmy o 20. Po dwóch dniach męczenia się poczułam ulgę.
Nie mamżalu do lekarza pierwszego kontaktu, choć szkoda, że od razu nie dałaantybiotyku. Ale nie wiedziała czy może, ratowała karmienie. Mam żal do osób wkolejce, które są najważniejsze na świecie, ich sprawy są nie cierpiące zwłoki,a drugi człowiek może robić, co chce. Mam żal do systemu, który każe wypełniaćróżne druczki i papiery, kiedy potrzeba udzielić pomocy. I w końcu mam żal dotej pielęgniarki, która traktując mnie, jak osobę obyta na SORze i znającą ichprocedury doprowadziła mnie do załamania.
Dziśostatni dzień antybiotyku, jutro wracamy do karmienia piersią. Przez cały czas walczyłamo każdy mililitr ściągając ile się da. Boję się tylko, że Domik nie będziechciała wrócić do ssania, bo z butelki łatwiej. I mam wniosek. Ile się da, chcękarmić piersią, bo zrobienie butli w nocy to zadanie dla dwóch osób, bo inaczejDominika tak się złości, że nie sposób jej uspokoić. A pierś jest raz dwa. Możeodpocznę. Bo przez karmienie sztuczne, choć karmił mąż i odciąganie, nie miałamna nic czasu.
Straszne to jest, co człowiek musi przechodzić, żeby się dostać do lekarza, szczególnie w tzw. nagłym wypadku. Ludzie w kolejce nie przepuszczą, bo jak to, oni stoją od czwartej rano, a tu ktoś sobie na gotowe przyjdzie i już, lekarz machnie ręką i zbagatelizuje sprawę, a Ty człowieku cierp. Wrrr... Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze. Przyznam, że jak czytałam początek, to się trochę wystraszyłam, ale mam wielką nadzieję, że już jest lepiej. Kuruj się, Kochana, zdrówka dużo!
OdpowiedzUsuńDziwię się, że nadal panuje taka znieczulica. Nie cierpię ludzi, którzy nie są świadomi, że obok nich żyje też inny człowiek, czasem z problemami gorszymi od nich samych. Ech...Jak zdrowie? Już dobrze? Jak przeżyła to Domiś? Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej :)
OdpowiedzUsuńNo ja muszę napisać, że w ogóle się nie dziwię, że trafiłaś na takich ludzi w kolejce. Niestety, takie czasy nastały i taka chamówa, że bardziej dziwi spotkanie miłego, uczynnego i bezinteresownie pomagającego człowieka. Od razu się niektórym włącza podejrzliwość, że typek na pewno coś kombinuje. Mam nadzieję, że już lepiej i jako-tako odpoczywasz.
OdpowiedzUsuńTo chyba niemyślenie, a nie znieczulica...Domiś butlę kocha, choć pierwsze dni były ciężkie, ale Tata nadrabiał brak mamy
OdpowiedzUsuńJuż jest całkiem dobrze :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, miłe zachowanie to rzadkość. I to w każdej dziedzinie
OdpowiedzUsuńa ja widzę, że kolejnej młodej matce się wydaje, że to ona i jej rodzicielstwo są najważniejsze na świecie, że tylko jej się spieszy i tylko ona ma do wszystkiego prawo. dlaczego matki polski żyją w przeświadczeniu, że każdy ma im ustępować w kolejce, w autobusie i w każdym możliwym momencie bo przecież wielce urodziła dziecko!
OdpowiedzUsuńWidzisz, chyba nie czytałaś dokładnie. Ja nie chciałam wejść, bo dziecko. Dziecko było pod dobrą opieką, a że hormony szalały, trudno. Przy czym martwiłam się nie o czas, a o karmienie piersią. Chciałam się dostać szybko, bo bolało, bardzo bolało. Nie życzę ci takiego bólu, ale wtedy byś się przekonała, jak to jest chcieć dostać się do lekarza.
OdpowiedzUsuń