Wczoraj, podrodze z zakupów zobaczyłam scenę, która mi zmroziła krew w żyłach. Przywczorajszej temperaturze to naprawdę wyczyn. Ale do rzeczy. Staliśmy naskrzyżowaniu na czerwonym. Jasne jest, że dla pieszych zaświeciło się zielone.I na nim chciał przejść chłopiec, 7-mio, może 9 letni. Był w połowie drogi, gdyusłyszałam z boku krzyk kobiety. Kazała dziecku stać w miejscu i się nieruszać. I to dziecko stanęło na środku ulicy, gdy z poprzecznej auta skręcały wlewo. Dziecko przerażone, matka wściekła robiła mu wyrzuty, że przechodzi samoprzez ulicę. Wzięła go za rękę, prawie mu ją wyrywając i przytargała przezdrugą połowę jezdni. Długo jeszcze słyszałam, jak na niego krzyczy, że jestnieodpowiedzialny. Czy aby na pewno on?
Podejrzewam,że to dziecko kiedyś naprawdę wpadnie pod samochód. Przez przewrażliwioną,nerwową matkę. Kiedyś któreś auto się nie zatrzyma, jak on stanie jak wryty naśrodku jezdni, bo mamusia krzyczy. Ale jak to biedne dziecko musi byćwytresowane. Zatrzymał się w sekundę, stał jak zamurowany. Przerażające.
Wcale się nie dziwię, że Cię zmroziło. Też nie mogę spokojnie patrzeć na podobne scenki. Takie zachowanie rodziców więcej krzywdy robi dzieciakom, niż uczy odpowiedzialności. W pierwszej kolejności to właśnie oni powinni ją sobie wpoić, zanim zaczną coś na ten temat mówić potomkowi. Koło mnie na osiedlu jest mały park, a właściwie skwerek- taki ze zjeżdżalnią, ławkami i mnóstwem drzew. Wymarzony azyl w upały. Kilka dni temu, pod wieczór, wyszliśmy z mężem na jedną z tych ławek i mieliśmy okazję zobaczyć podobną scenkę: młoda matka ( na oko z 16 lat) z papierosem w ustach na jednym końcu parku wrzeszczy do dziecka cztero- pięcioletniego, biegającego po drugim jego końcu. Właściwie wrzeszczy to za mało powiedziane: ona tak rzucała przysłowiowym mięsem, że aż uszy więdły. Nic sobie nie robiła ze zgorszonych spojrzeń ludzkich. I teraz dylemat: odzywać się czy nie? Czasem myślę, że moje dziecko będzie jednym z najbardziej rozpuszczonych na świecie:) Nie, no może aż tak źle nie będzie. Ale nie wyobrażam sobie tak wrzeszczeć albo wyzywać...A w ogóle to jak się czujecie?:)
OdpowiedzUsuńMoje dziecko za to będzie najbiedniejsze na świecie i maltretowane, bo komórka na komunię wydaje mi się za dużo, laptopa własnego nie musi mieć 10 latek, a panna w wieku lat 12 nie będzie się malować i nosić szpilek. Przynajmniej takie mam założenie ;)Czujemy się dobrze. Zapomniałabym, że jestem w ciąży, gdyby nie to, że rośnie mi brzuch ;)
OdpowiedzUsuńNiemal potworna scena. Mnie być też zmroziło. Chciałabym wierzyć, że to była jedna jedyna taka sytuacja, ale.... nie, chcę wierzyć, że prócz tego jednego incydentu, to ta matka ma świadomość sytuacji, które mogą zagrozić jej dziecku.
OdpowiedzUsuńHahahahaha, założenia dobre, tylko wierz mi - nierealne :DJak będzie jedyne w klasie bez komórki, to zostanie zepchnięte poza margines. Jak nie będzie miało komputera, to nie będzie miało o czym gadać z klegami z klasy... Szybciutko kupisz. Wierz mi...Moje rozpieszczone nie są, na łeb mi nie wchodzą, mogę na nich polegać, ale oboje 9 i 16 lat od lat mają komórki, i oboje na komunię dostali kompa. Taki świat. Nic nie poradzisz. Chyba, że chcesz ocierać łzy i patrzeć jak twoje dziecko jest wyalnienowane z otoczenia.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ale pomarzyć fajna rzecz, nie?
OdpowiedzUsuńSądzę, że aż za dobrze sobie zdaje sprawę. Tylko nie z tego, że sama jest zagrożeniem
OdpowiedzUsuńNo, ja jestem nerwową matką! Ostatnio o mały włos, a bym taką jedną mamę za... biła! Jechałam autem po bardzo ruchliwej ulicy [ograniczenie do 70 km/godz, wszyscy jeżdżą 80 - 90]. Po "mojej" stronie jezdni, na chodniku stała kobitka z może trzyletnim chłopaczkiem, a po przeciwnej - jakaś jej kuzynka czy znajoma. W pewnej chwili mamunia puściła malucha wołając ze śmiechem "Biegnij do cioci!". Maluch oczywiście wybiegł na jezdnię, prosto mi pod koła! Szczęście, że akurat miałam zamiar skręcać i zwolniłam spokojnie do jakichś 30 - 40 km/godz! A gdybym jechała z pełną dozwoloną prędkością? Mimo małej prędkości opony zaprotestowały piskiem, ale nawet malca nie trąciłam. A wówczas mamusia się na mnie wydarła, że jej straszę dziecko!Ja moją malutką w aucie sadzam na specjalnej poduszce, zapinam starannie pasy, kilkakrotnie się upewniam, czy mała jest zabezpieczona! Nie biega samopas moja kruszyna - na ulicy [jakiejkolwiek] idzie za łapkę, jest nauczona, że sama na jezdnię ABSOLUTNIE NIE WCHODZI!!! I to niezależnie od okoliczności! Ale nie uczyłam jej tego, wrzeszcząc gdy na jezdnię weszła - a po zejściu z asfaltu tłumacząc, dlaczego nie wolno i co złego się może stać - oczywiście w zakresie pojęć dostępnych dla jej wieku.Malutka nie ma komórki, nie ma laptopa, nie spędza godzin przed tv, oglądając japońskie kreskówki. I, niezależnie od tego, że być może będzie izolowana od grupy - nie będzie miała komórki ani loaptopa nawet jak pójdzie do szkoły - nie uważam, by było jej to potrzebne. A co do "pseudoprzyjaźni" zależnych tylko od posiadania gadżetów - lepiej byt ich nie miała! Ja też nie byłam "królową szkoły", za to miast ganiać po imprezach i szpanować nowinkami technicznymi - uczyłam się. I w tej chwili "miss" mojej klasy ma dwójkę dzieci, męża, który porzucił ją dla młodszej i kiepsko płatną pracę w markecie. Co prawda mnie też mąż porzucił dla młodszej, ale mam własną firmę i przynajmniej nie byłam od nikogo [w tym męża] zależna finansowo.
OdpowiedzUsuńTeż bym zabiła. Zadziwiające jest też dla mnie to, że jest tak mało rodziców, którzy tłumaczą. Wolą uderzyć czy wrzasnąć. I tak bo ja tak mówię. Nie jestem za brakiem zasad, ale za wprowadzaniem ich mądrze, tłumacząc, tłumacząc i do znudzenia tłumacząc.A co do komórki. Dziecko pewnie dostanie jakąś, niekoniecznie najnowszy model, jak pójdzie do szkoły oddalonej od miejsca zamieszkania na tyle, że ten kontakt będzie potrzebny. A komputer... Ja posiadam stacjonarny i laptopa, mąż tak samo. Chyba wystarczy.
OdpowiedzUsuńTaaaa - po co tłumaczyć dziecku cokolwiek, mówić o bezpieczeństwie - przecież tego powinni uczyć w szkole. W ogóle w szkole powinni wychowywać dzieci - tak się przynajmniej co poniektórym wydaje. Tylko od czego są rodzice???
OdpowiedzUsuńHahahahahahaha nooo :))))))))
OdpowiedzUsuńOd krzyczenia, zakazów i pozbywania się dziecka przed komputer.
OdpowiedzUsuńJeśli uznam to za zasadne i potrzebne - moja kruszyna też dostanie komórkę. Na pewno nie najnowszy super - model, ale na tyle, by mieć kontakt. Ostatnio [w tym roku w czerwcu] córka mojej kuzynki dostała na komunię Sony Ericsson Txt Pro - jakiś tam super - nowoczesny, biznesowy aparat. W dosłownie trzy dni później małą gdy wracała ze szkoły napadło czterech chłopaków w wieku około 13 - 15 lat, pobili ją i ukradli jej to cudo techniki. Owi chłopcy mieszkają blisko, na osiedlu, chodzą do tej samej szkoły [podstawówka połączona z gimnazjum], a nic im nie można zrobić... Uważam, że posiadanie [i noszenie do szkoły] takich gadżetów, to prowokowanie złodzieii i innych bandytów.A co do wrzasku, klapsa itp jako metod wychowawczych... W tej chwili dzieci nie wychowuje dosłownie NIKT. Szkoła twierdzi, że od tego są rodzice [i słusznie, szkoła ma uczyć, a nie wychowywać, poza tym szkoła nie ma środków "przymusu", by wyegzekwować właściwe zachowania], rodzice - że szkoła [bo oni nie mają czasu, a w końcu szkoła zatrudnia profesjonalistów]... Jak byłam dzieciakiem, to zdarzało się, że sąsiad czy nawet ktoś obcy na ulicy zwrócił mi uwagę - i nie tylko, że nie dyskutowałam, ale jeśli rodzice usłyszeli, to jeszcze od nich miałam "mówkę"! A obecnie? Zwróć ewidentnie źle się sprawującemu dziecku uwagę, zaraz się rzuci jego mamusia, że ona wychowuje swoje dziecko, że ona decyduje itd. Moja mała na szczęście jest jeszcze w wieku, że słucha i poważa co do niej mówię. Mimo, że jestem zamożna i malutka jest jedynaczką nie dostaje wszystkiego co zechce, nie jest rozpieszczana ponad normę. Owszem, chodzi na angielski dla dzieci, na basen, na "koniki" [lubi jazdę na kucach w pobliskiej stadninie]. Ale ani nie nosi sukienek z firmowymi metkami [wkłada to, co jej naszykuję, i tyle], ani nie dostaje gadżetów... Wspomniana wyżej tegoroczna komuniantka potrafi z rana urządzić GODZINNĄ awanturę, bo mama jej nie uprasowała dżinsów "Hanna Montana" czy koszulki "Hello, Kitty"! Taki wychów...
OdpowiedzUsuńPrzydałoby się nieraz wychować najpierw matkę, a dopiero potem dziecko.
OdpowiedzUsuńDziecko w nadmiarze zabawek czy gadżetów się gubi. I jest to zupełnie niepotrzebne. Ale ułatwia wychów właśnie. Nie wychowanie
OdpowiedzUsuńKursy przedmałżeńskie są, a do rodzicielstwa nikt nie urządza kursów... No ale, to podobno ma się we krwi.
OdpowiedzUsuńDziwne zachowanie matki, chocby biorac pod uwage fakt że 7,8 czy 9 latek juz samodzielnie powinien przechodzic przez ulice. Ja mam 3 latka i rok temu skonczylismy z prowadzaniem za rączkę jest bardzo rozumny i wie ze przez ulice trzeba szybko przejśc a nie sie na niej bawic. Oczywiście ZAWSZE w poblizu jest ktoś dorosły, zeby go dopilnowac, ale pozwalamy mu na samodzielność jak najcześciej.
OdpowiedzUsuńI co ?Jesteś bardziej szczęśliwa ?
OdpowiedzUsuńJakby był wytrewsowany , to by w ogóle nie wlazł na jezdnię. Jak się ma dziecko niemotę , to kazdemu mogą nerwu pójść. 24 na dobę ma się dziecko na głowie a tatusiowie to pomagają tylko jak im się podoba. Matki Polki to miniony etos , nieprawdziwość z którą trzeba skończyć . Nie jesteśmy robotami!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z mama dziecka!!! Wedlug mojej oceny zrobila w tymmomencie wszystko aby dziecko ochronic. Lepiej zatrzymac sie niz wykonywac nieprzewidywalne ruchy na jezdni.Pochopne oceny bez poznania szczegolow to zwykle ble...ble...
OdpowiedzUsuń> > Wczoraj, po> drodze z zakupów zobaczyłam scenę, która mi zmroziła krew> w żyłach. Przy> wczorajszej temperaturze to naprawdę wyczyn. Ale do> rzeczy. Staliśmy na> skrzyżowaniu na czerwonym. Jasne jest, że dla pieszych> zaświeciło się zielone.> I na nim chciał przejść chłopiec, 7-mio, może 9 letni. Był> w połowie drogi, gdy> usłyszałam z boku krzyk kobiety. Kazała dziecku stać w> miejscu i się nie> ruszać. I to dziecko stanęło na środku ulicy, gdy z> poprzecznej auta skręcały w> lewo. Dziecko przerażone, matka wściekła robiła mu> wyrzuty, że przechodzi samo> przez ulicę. Wzięła go za rękę, prawie mu ją wyrywając i> przytargała przez> drugą połowę jezdni. Długo jeszcze słyszałam, jak na niego> krzyczy, że jest> nieodpowiedzialny. Czy aby na pewno on?> Podejrzewam,> że to dziecko kiedyś naprawdę wpadnie pod samochód. Przez> przewrażliwioną,> nerwową matkę. Kiedyś któreś auto się nie zatrzyma, jak on> stanie jak wryty na> środku jezdni, bo mamusia krzyczy. Ale jak to biedne> dziecko musi być> wytresowane. Zatrzymał się w sekundę, stał jak zamurowany.> Przerażające.>
OdpowiedzUsuńKażdy taki mądry na tym forum, radzi, uczy, a niby gdzie ta matka miała się nauczyć, jak postępować z dzieckiem. Może miała Rodziców, którzy tak samo z nią postępowali i nie znała innego wzorca, innych zasad. Moim zdaniem niektóre podstawy z psychologii powinny być w szkole i to od podstawówki.A tymczasem dzieci uczy się zupełnie zbędnych rzeczy, często jakichś szczególów, itp
OdpowiedzUsuńI moim zdaniem bardzo dobre masz założenia. I tak trzymaj. Ja mam córkę która ma roczek, i nie ma ani jednej drogiej "topowej" zabawki. Jasne że ma jakieś gryzaki, ale takie które kosztują zaledwie kilka złotych. Natomiast sama robię jej zabawki, takie ręcznie robione, np wsypuję groch do metalowej lub plastikowej butelki, i mamy świetną grzechotkę. Moja córka jest szczęśliwa kiedy robimy coś razem, gotujemy makaron spagetti i się nim bawimy, albo jemy i się bawimy. Naprawdę jest mnóstwo pomysłów na zastąpienie drogich rzeczy tanimi, albo można samemu je zrobić. Nie mówię tu o telefonie komórkowym, czy laptopie. Mojej córce nie pozwolę się malować, ani ubierać butów na wysokim obcasie, skończy się uczyć, to pogadamy. I mam tutaj na myśli studia. Sama byłam w ten sposób wychowywana i wyszło mi to tylko na dobre. Żadna krzywda mi się nie stała. Nie miałam wielu rzeczy co rówieśnicy, ale wcale nie czułam się zepchnięta na margines, wręcz przeciwnie, miałam bardzo wiele koleżanek i kolegów.
OdpowiedzUsuńno a co Ty byś zrobiła? łatwo się pisze na spokojnie ale emocje trudno opanować. Czy masz dzieci?
OdpowiedzUsuńniekoniecznie. Komputer wystarczy 1. Rodzinny z którego każdy korzysta jeśli potrzebuje. A komórki w podstawówce jednak nie wszystkie dzieci mają. W szkołach w regulaminach jest zakaz telefonów. Wszystko się da tylko trzeba tłumaczyć dziecku że to nie jest konieczne. Przez te własne komórki i komputery dzieci nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać. Nie potrafią się umówić z kimś bo "jeszcze do siebie zadzwonią" Paranoja
OdpowiedzUsuńCiekawe czy sama masz dzieci. Bardzo w to wątpię. Piszesz bzdury i tyle
OdpowiedzUsuńZapewne kupię dziecku komórkę, ale nie najnowszy "dotykowiec" czy inny intuicyjny, czytający w myślach, ale zwykły, żeby mogło się skontaktować, jak np będzie wracało ze szkoły wcześniej niż ja. Choć w moim przypadku świetnie działał system karteczek na lodówce ;)
OdpowiedzUsuńMoja kuzynka ma dzieciątko, które ma może 7 zabawek. Ostatnio kupiliśmy jej taką drewnianą zabaweczkę. Była zachwycona. Każdą zabawkę szanuje. W nadmiarze dziecko się gubi i przestaje szanować. A po co kolejny misio? Do wypatroszenia. Stawiam na edukacyjna, szalenie zajmujące zabawki.
OdpowiedzUsuńTen chłopak próbował sam przejść i świetnie mu szło do interwencji matki...
OdpowiedzUsuńTak duże dziecko powinno samo umieć chodzić przez ulicę, szczególnie na zielonym. A to, że kobieta była zestresowana, to inna bajka i pewnie miała tak, jak piszesz, wszystko na głowie itd. Nie zmienia to faktu, że szkodziła sobie i dziecku
OdpowiedzUsuńDziecko szło przez ulicę całkiem sprawnie na zielonym. Do czasu, jak matka wrzasnęła i ono się zatrzymało. To jest nieprzewidziany ruch moim zdaniem. Mogła spokojnie pozwolić przejść do końca, nic by się nie stało.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Są kursy przedmałżeńskie, a nie ma kursów rodzicielstwa, a przecież nie każdy, kto ma dziecko musi mieć ślub. I zamiast na biologi uczyć się o pantofelku, można by się uczyć o rozwoju człowieka, z elementami psychologii
OdpowiedzUsuńMoje dzieci mają 12 i 9 lat. Komputer w domu jest ale w salonie. Specjalnie wygospodarowalismy biurko. Jak dziecko chce posiedziec przy komputerze to jest pod naszą kontrolą i nie siedzi cały dzien. Wiem, ze koledzy mają komputery i tv we własnych pokojach ale tez wiem, ze kolezanka starszej umówiła sie przez internet z 22latkiem-nie było jej 2 dni. Do Lo nie beda miały komputera u siebie w pokoju, nie mają tez tv u siebie. Sasiadka ma 13 lat i od komunii komputer i tv w pokoju a do szkoly odporawdza i przyprowadza babcia, mimo, ze dzieciak ma blisko, przejscie jest na swiatłąch przez jedna jezdnie. Paranoja do skonczenia 18 lat bedą ją odpowadzać a nie wiedzą co dzieciak w internecie robi.
OdpowiedzUsuńPozwoliłabym swojemu dużemu już dziecku spokojnie przejść na zielonym. Bo 7 czy 9 letnie dziecko jest już duże. Jeszcze nie mam. Jestem w ciąży.
OdpowiedzUsuńNie, jeszcze nie mam, oczekuję pierwszego. Ale nie rozumiem co to ma do rzeczy. Jeżeli widzę dziecko, które ma tyle lat i świetnie sobie radzi przechodząc na zielonym do interwencji mamusi, to mam prawo wysnuć wniosek, że pani była nieodpowiedzialna. Dziecko należy nauczyć pewnych zachowań i wzorców. To akurat świetnie je opanowało, tylko kobieta nie dała mu szansy.
OdpowiedzUsuńI takie rozwiązanie jest świetnie, bo w szkole teraz trudno bez internetu i komputera. Sami nauczyciele wymagają. Ale właśnie, jezdnia ze światłami jest zła, a gry i internet jest dobry. Dzisiejszy świat się odwrócił całkiem
OdpowiedzUsuńJak byłam dzieckiem podobną sytuację pamiętam. Też "wlazłam" na przejście dla pieszych pierwsza, mama nie zdążyła mnie złapać za rękę. Potem miałam wielką burę za to. Mama zrobiła z tego tragedię wielkiej rangi, krzyczała na mnie pouczała że tak nie wolno. Nigdy więcej tego nie zrobiłam i pamiętam tą scenę do dziś. Uważam że swoim zachowaniem wbiła mi do głowy że to co zrobiłam było bardzo złe. Ja zrobiłabym to samo gdyby mój syn wbiegł na jezdnię nie oglądając się w każdą stronę. Pozdrwiam!
OdpowiedzUsuńCo innego jezdnia bez sygnalizacji. To dziecko weszło na zielonym, oglądnęło się. I całkiem dobrze mu szło :)
OdpowiedzUsuńNiestety patologicznych rodziców nie brakuje...
OdpowiedzUsuńDo patologii to mam nadzieję, że jeszcze było daleko.
OdpowiedzUsuńNo, cóż przeczytałem tylko dwa wpisy, od razu widać ze nie macie dzieci i nie wiele o tym wiecie. nie pochwalam opisanej sytuacji. Natomiast pisanie " ze kiedyś wpadnie pod samochód" to juz prawdziwy brak wrażliwości. Na prawdę nie wiem po co sa te blogi!!! Aha dziecko szczęśliwe jest wtedy kiedy zna i porusz sie według zasad a nie kiedy wszystko może !!! Pewnie i tak to usuniesz. PozdrawiamJanusz
OdpowiedzUsuńnasze dobre założenia weryfikuje rzeczywistość:) z drugiej strony trzymając dzieci z dala od tzw. luksusu od dzieciństwa uczymy ich podziału na lepszych i gorszych przy czym to nasze dzieci są te "gorsze". Może wystarczy abyśmy sami umiejętnie podchodzili do rzeczy materialnych? Tak trzeba mieć komórkę, ułatwia życie i dziecku i rodzicom. Moje dzieci mają. Sami sobie wybrali modele w tym przedziale cenowym na jaki ustaliłam limit. Są zadowoleni, wiedzą, że to tylko przedmiot użytkowy, który może być ładny i nie musi kosztować majątku. Komputer jest domowy, do podziału dla wszystkich. Muszą umieć go obsługiwać, im wcześniej tym lepiej dla ich przyszłości. Drogie buty czy spodnie? Ok czasem tak, dla poprawy nastroju, sprawienia radości, nie dlatego że są drogie ale dlatego, że są fajne. Wiedza co to szacunek dla pracy, dla rzeczy które dostają. Wiedzą, że nie na wszystko nas stać, ale nie musimy zawsze rezygnowac z przyjemności, tylko trzeba to dobrze zaplanować. Zdrowe podejście, tak myślę. Nie przesadzajmy w żadną ze stron.
OdpowiedzUsuńStuknijcie się w łeb i właśnie przez takich rodziców jak ty i tobie podobnym tak ten świat wygląda. od dwna wiadomo że komórki szkodzą- może dajcie je najlepiej już 3latkom.......
OdpowiedzUsuńNo założenia zawsze są założeniami, a życie swoje :) Ale podobna mi się opisany przez Ciebie system i właśnie do takiego będę dążyć. Bo dziecku nie potrzeba podającego kanapki telefonu za 2 tys bo go okradną. Nie należy przesadzać w żadną ze stron i tyle :)
OdpowiedzUsuńMoja córcia w tym roku też przystępowała do komunii. Nie dostała ani telefonu, ani komp., ani tym bardziej jakiegoś quada. "komórkę" kupiłam Jej sama za 50 zł używaną na allegro, komp jest w domu stacjonarny a w tym wieku wystarczy jaj będzie jeździła rowerem. Pieniążki które zebrała na komunię chce przeznaczyć na nowe mebelki do pokoju. I nie jesteśmy rodziną biedną, a raczej stać nas na życie powyżej pewnych standardów, ale moim zdaniem dziecko ma być przede wszystkim wychowywane a nie rozpieszczane. Ktoś powie, że współczuje mojej córci, ale po rozmowie z Nią na pewno zmieniłby zdanie. Zamiast wydawać kasę na super drogie gadżet, wolę z córkami jechać na weekend nad morze, czy jechać z Nimi 2 razy w tygodniu na koniki (co uwielbiają). A więc zastanówmy się co kupujemy kilkuletniemu dziecku, bo za parę lat zarzyczy sobie samochód i co wtedy kochani rodzice zrobicie...?
OdpowiedzUsuń"kruszyna", "łapka", "malutka" - ludzie, opanujcie się, nie możeciue pisać "dziecko", "ręka" czy, ostatecznie, "rączka". Niezależnie od tego, czy ty byś zabiła czy nie - pomyśl nawiedzona babo o tym, że czasem szybciej skutek odnosi, jak sie krzyknie, niz jak sie tłumaczy, zwłaszcza jak nmie ma na to czasu, bo właśnie jedzie samochód.
OdpowiedzUsuńDlaczego mam usuwać? Usuwam tylko to, co jest zaznaczone powyżej. Każdy ma prawo do własnego zdania i ja je właśnie tym, które Cię tak oburzyło wyraziłam
OdpowiedzUsuńSamochód by się zatrzymał, bo jechał warunkowo w lewo. A dziecko było na światłach, miało prawo przejść
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Ma ROCZEK. Jak będzie miała 7, to będzie gorzej. Ja mówiłam tak samo jak Ty. Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje poglądy.
OdpowiedzUsuńja mam syna który ma 10 lat i córke która ma 4 lata i staram się z mezem ich wychowywac na taki sposób aby zawsze mieli zaufanie do nas . Mój syn dopiero w tym roku dostał komórke i nie siedzi przed nią i nie spi z nia a córka tak samo .Więc myśle ,że to zależy od dzieci.I też nas nie stać na wszystko nie mówiąc ,żeby z dziecmi jechać na wakacje ,bo o tym można zapomnieć ale zawsze staramy sie im to wynagrodzić. Na razie nie słyszymy ,że obiekcji ,że nie mają wszystkiego. I nawet jak idziemy do marketu to pytaja mi się czy mam wiecej pieniążków żeby im coś kupić i jak mówie ,że nie to nie ma histeri bicia jak nie raz widze co dzieci wyprawiają jak im rodzic czegoś nie kupi. Ale co zrobic to nan nas rodziców spoczywa obowiązek wychowania dziecie tak aby jak dorosna odnalezli sie w życiu dorosłym. I trzeba znimi duzo rozmawiac i spedzać jak najwięcej czasu z nimi. Bo ja będąc dzieckiem tego nie miałam ,więc staramy się jak możemy aby dziecie z dzieciństwa miały wspominienia radosne i czasami też i smutne.Pozdrawiam mamusia
OdpowiedzUsuńodczepcie się wreszcie od matek, ojców - od rodziców!!! zewsząd tylko krytyka, aż się niedobrze robi, a nikt nie napisze ile nocy nieprzespanych, że za swoim rodzinym dzieckiem to w ogień by rodzice poszli itp. Czytam onet i wciąż atakuje się rodziców (oczywiscie tych naturalnych, bo adopocyjni to same ideały). O co chodzi???
OdpowiedzUsuńTak z drugiej strony, to jakim prawem inne samochody miały wjechać na przejście dla pieszych, kiedy pieszy ma światło zielone i jest na jezdni? "Zielona strzałka" do tego nie obliguje... Ja już pomijam to, ze chłopiec stanął, ale mógł się potknąć i przewrócić, to też by się zatrzymał w ciągu sekundy. Żaden samochód nie ma prawa wjechać na przejście, gdy ktoś na nim jest.
OdpowiedzUsuńCzegoś tu nie rozumiem, dziecko weszło na zielonym,rozglądnęło się itd? To JAKIM CUDEM auta jechały na niego? O co ci tak naprawdę chodzi w tej notce? Żeby przykopać matkom, czy pokazać jaka ty to już jesteś doświadczona -chociaż póki co dysponujesz wyłącznie teoretyczną wiedzą? Wysnuwasz daleko idące wnioski, a do tego piszesz niepełną prawdę. Skoro chłopiec szedł ulicą na zielonym (jak sama piszesz) a matka go zawołała (może dlatego,że wcześniej się pokłócili ,mały jej zwiał itd itp) stanął i nic mu nie było. Proponuję ci, skup się na swoim dziecku bardziej niż na obserwacji innych matek. Najmniej w tym kraju nam potrzeba ekspertów od naprawiania świata, z bajzlem we własnym grajdołku.Święta Matka Zbawicielka. A teraz mnie możecie zjeść, z czym tam chcecie. Kłaniam.
OdpowiedzUsuńTo co w takim razie ci zmroziło krew? Przeciez wypadku i tak by nie było.
OdpowiedzUsuńWidzisz, sytuacja takie, jak opisałam po prostu bardziej rzucają się w oczy. Poczytaj blogi, które nie są polecone, o dzieciach itd, a znajdziesz to, o czym piszesz
OdpowiedzUsuńNie napisałam, że wjechały, napisałam, że skręcały. Widziałam zajawkę na Onecie, troszkę przekręcili moje słowa.
OdpowiedzUsuńDzieci w podstawówce czy gimnazjum bez komórki i osobistego komputera wcale na margines nie zostają zepchnięte. Trzeba im tylko jasno wytłumaczyć do czego służy komórka, komputer i telewizor oraz DAĆ PRZYKŁAD NALEŻYTEGO KORZYSTANIA z tych zdobyczy techniki. To właśnie dzieci owładnięte światem komórki i komputera stają zostają zepchnięte na margines. Bywa tak, że to marginesy szersze od tekstu zasadniczego... Dziś jedno dziecko na studiach, drugie przed maturą. Sporo AUTENTYCZNYCH znajomych, a nie z Facebooka na którym konta nie mają, a świetnie i wyraźnie wśród znajomych istnieją. Komputery w domu były dwa - żony i mój. Dostęp był zawsze lecz nie do gier. Komórki były na dni wyjazdowe i ZAWSZE starsze używane, służące do komunikacji, a nie durnego i zgubnego w dorosłym życiu szpanu. Nasze dzieci potrafiły imponować swoją osobowością, znajomością wielu zagadnień będącą wynikiem naszych szerokich zainteresowań i ilości przeczytanych przez dzieci książek, znajomością dwóch języków obcych dającą poczucie pewności w tzw obcym świecie, swoją fizyczną ruchową sprawnością nie zdruzgotaną przed ekranami PC i TV, opowieściami wakacyjnymi lecz nie z hotelowego pokoju iluś tam gwiazdkowego, a raczej trudami wypraw pełnych różnego rodzaju przygód. Jak wnioskuję z ich dzisiejszych wypowiedzi, swego dzieciństwa nie zamieniłyby na świat komputera, komórki i telewizora, który stoi większość czasu zamknięty w szafie, by nie szpecił wystroju pokoju...
OdpowiedzUsuńZ musztardą poproszę ;) Nie napisałam, że auto by na niego wjechało, tylko, że skręcały w lewo. Onet przekręcił moje słowa na głównej. Pewnie stąd całe nieporozumienie. A dla kierowcy takie nagłe zatrzymanie jest zachowaniem nieprzewidywalnym i różne rzeczy mogą się zdarzyć. Tyle. I wyraziłam swoją opinię, nie chcę nikogo zbawiać, bo wtedy to musiałabym wysiąść, podejść do tej matki i strzelić jej mówkę umoralniającą. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKrzyk na dziecko i to, że ono się zatrzymało na zawołanie. Szarpanie i pokazywanie tego, że pomimo tego, że zachowało się poprawnie, zrobiło coś źle.
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam z Hetmanem. Matka krzyknęła na dziecko, bo pewnie się wystraszyła. To zupełnie naturalna reakcja. To wcale nie znaczy że ta matka wychowuje dziecko krzykiem albo że mu na spokojnie pewnych rzeczy nie tłumaczy.
OdpowiedzUsuńOk, tylko nie rozumiem całej procedury szarpania i wydzierania się potem przez pół ulicy.
OdpowiedzUsuńCzytając komentarze mam wrazenie, że większość będzie wychowywać swoje dzieci idealnie, a ich pociechy będą takie, jak sobie teraz wyobrażają, czyli idealne. Wyłapywane są i nadmiernie krytykowane każde potknięcia rodziców. To jest charakterystyczne dla ludzi nie mających jeszcze dzieci lub mających malutkie. Sama po części taka byłam i podchodzę do tego ze zrozumieniem. Warto uzmysłowić sobie jednak w końcu, że dziecko to człowiek i nie musi być idealny ( na pewno taki nie będzie), my, rodzice też nie jesteśmy idealni. Tworzenie idealnego obrazka w swojej wyobraźni i później na siłe realizowanie go może być szkodliwe. To moze być zbyt duża presja dla dziecka, ale także dla rodzica. Kazde dziecko jest inne, ma kontakt z różnymi dziecmi, jest w róznych grupach. Wskazana jest elastyczność, a nie sztywne zasady z naszej wyimaginowanej teorii. Dobrze zdać sobie sprawę, ze wychowanie dziecka to nie idealistyczny obrazek, jaki sobie wymyśliliśmy. Taka świadomość zmniejszy frustrację dziecka i rodziców. Każdy z nas popełnia błędy i będzie popełniał.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Chyba sobie wydrukuję ten komentarz i będę do niego wracać w chwilach zwątpienia. Ale do tej notki tez, by nie przewrażliwić dziecka
OdpowiedzUsuńCiekawe co ma nacelu taka pisanina ? Jakies wnioski? Petycja do Prezydenta? Jakas inicjatywa spoleczna dla uchwalenia zakazu wolania na dzieci:)) Opisali sie omamrotali i rozeszli kazdy do swoich zajec. Czesc podbudowalo wlasne ego jacy to oni wspaniali bo oni by tak nigdy nie krzyczeli bo dziecko to nie rzecz tylko myslaca istotata bo tak bo siak:)) Szkoda bylo waszego czasu.. lepiej byscie cos sensownego zrobili dla waszego pracodawcy:)))
OdpowiedzUsuńWymiana poglądów to się podobno nazywa ;) Miłej pracy, chyba, żeś pracodawca i śledzisz, kto nie pracuje ;)
OdpowiedzUsuńCo Ty piszesz. Matka była przerazona nie mniej niż dziecko. Krzyczała i moze po tym przypadku obydwoje nauczą się, że na jezdnię nie należy wchodzić na czerwonym świetle. Miałam identyczną sytuacje niedawno w Poznaniu. Jako stateczna Pani chciałam przejść w kier. dworca, na czerwonym, bo długo jakoś nic nie jechało. Na mnie nikt, prócz wewn. ała! nie krzyczał, kierowcy ścianą jadący na mnie zatrzymali się i umożliwili mi przejście.
OdpowiedzUsuńCzerwone było dla samochodów. Zielone dla pieszych, gwoli wyjaśnienia.
OdpowiedzUsuń12 latka malująca się to nie taka młodapierwszy raz pomalowałam włosy w 2 klasie podstawówki :)obcasy nosiłam już w zerówce:) (i dalej uważam, że to najwygodniejsze buty), malować siebie i paznokcie też zaczęłam w podstawówce;) w gimnazjum chodziłam w pełnym make up'ie w lo zaczęło mi przechodzić, na licencjacie wcale się nie malowałam a teraz tylko czasem leciutko;p, a moje włosy nie widziały farby od dobrych 8 lat. Ważne jest by dziecko samo o sobie decydowało i nauczyło się odpowiadać za swoje czyny a nie tylko je ograniczać :)
OdpowiedzUsuńTeż co znaczy malować, a malować. Sama miałam farbowane włosy w podstawówce. Ale nie na taki kolor, co zabijał przechodniów i nie co tydzień na inny. I makijaż wieczorowy do szkoły też nie bardzo :)
OdpowiedzUsuńTak łatwo oceniać innych, prawda?
OdpowiedzUsuńTo opis, nie ocena. Nie napisałam nic o wyrodnej matce, czy patologii czy idealnym sposobie na wychowanie.
OdpowiedzUsuńa może ojca!!
OdpowiedzUsuńCzcza gadanina :)) zupelnie bez sensu!!
OdpowiedzUsuńA nie przeraziło Was to, ze kierowcy w ogóle nie zważają na pieszych na drodze?Mnie przerażają jeszcze motocykliści pędzący na tylnim kole przez środek miasta.Was nie?Może wreszcie jako społeczeństwo ludzi powinni zacząć piętnować takie zachowania.Powiadamiać policję, pisać donosy, zwracać uwagę?
OdpowiedzUsuńHm. Tylko tu działa zasada, niech zrobi ktoś inny. Poza tym, pewnie będzie mała szkodliwość społeczna (bo pieszy może zaczekać, motocyklistę słychać, to po co lezie pod koła itp) Już pominę, że od razu podniosłyby się głosy o ograniczaniu swobód i wolności.
OdpowiedzUsuńBardzo dobre spostrzeżenia. Tego typu postępowanie rodziców jest powszechne i, co więcej, bardzo wielu ludzi nie widzi w tym nic złego. Im więcej krytycznego spojrzenia na nerwowość, tresurę i ZŁE traktowanie dzieci, tym lepiej.
OdpowiedzUsuńTo że dziecko się zatrzymało w miejscu na polecenie rodzica to bardzo cenna umiejętność i radzę wyuczyć dzieci - oczywiście już te małe.Inna sprawa to kiedy rodzic powinien wydać polecenie.Ale spokojnie dzięki tej umiejętności/posłuszeństwu można spokojnie spacerować z 3 latkiem (oczywiście nie tracąc czujności)
OdpowiedzUsuńartykuł ok ale sentencja nie ta albo nie masz dzieci albo są jeszcze za małe fakt że szarpać bić i tak dalej to nie ta droga ale całkowicie bezstresowe wychowanie efektów nie przynosi niestety
OdpowiedzUsuńCo z tego, że skręcały? Przecież mają obowiązek się zatrzymać jak ktoś jest na pasach.
OdpowiedzUsuńCiężko komentować coś, czego się nie widziało. A nawet jeśli się widziało, to ryzykownie komentować, nie znając całej "historycznej podbudowy". Wiesz, ja się boję ludzi, którzy "WIEDZĄ I OCENIAJĄ", nawet jeśli nie mają "czegoś naostrzonego co już na mnie czeka" ;-)A swoją drogą, na pewno wiele racji masz [choć pewnie nie całość]. Ja natomiast, ze swojej strony wolę już takie przewrażliwione mamusie o jakich piszesz, niż statystyczną "młodą mamę z wózkiem". Statystyczna "młoda mama z wózkiem" podchodzi do ulicy i po prostu wchodzi. Często patrząc w drugą stronę. Lub rozmawiając przez komórkę. NATURALNIE ZANIM SAMA WEJDZIE, TO WPYCHA NA ULICĘ WÓZEK.Źródło problemu [jak wielu komentujących zauważyło] jest takie, że aby wsiąść na skuter [o pojemności powyżej 50cm3] trzeba mieć uprawnienia, dokumenty, zezwolenia, prawa jazdy itp... A dzieciaka może sobie machnąć każdy.No ale to już pretensje do Matki Natury. Jest jak jest i nikt tego nie zmieni. A blog fajny, pomimo że "trochę jednostronny". Ale gdyby przymierzyć do statystycznego blogu, to wprost genialny. Moim zdaniem rzecz jasna.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak ktoś już wyżej napisał - bredzisz.Ciekawe w jakim wieku Twoje dziecko będzie poprawnie reagowało na komendę "STÓJ" - radzę wcześnie zacząć. Jeśli założenie jest takie, że dziecko samo nie przechodzi przez ulicę (nawet jak jest zielone) to nie przechodzi i już, ale zawsze ma ZAREAGOWAĆ na komendę STÓJ. Dziecko nie jest w stanie ocenić zagrożenia, nawet strasznie samodzielny i mądry siedmiolatek. Rodzice też nie zawsze mają "pełen kąt widzenia". Jeśli dla Ciebie przerażające jest bezwzględne posłuszeństwo dzieci (w pewnych sytuacjach, które dzieci doskonale wyczuwają) to nie wróżę Ci sukcesów wychowawczych.
OdpowiedzUsuńnie wszyscy rodzice są aż tak nerwowi... ostatnio mnie też mocno zmroziło jak jadąc samochodem przed maskę wybiegła mi może 6-7 letnia dziewczynka, za butelką która jej upadła na szczęście nic nie jechało znaprzeciwka i dałam radę ją ominąć hamowanie nie wchodziło w grę zbyt mała odległośći a wiesz co było w tym najlepsze.... matka tak była zajęta pisaniem smsa że nawet nie zauważyła całej sytułacji ... i jak myślysz która matka lepsza... Twoja czy moja???Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTylko od tego niestety się robi większy rozłam miedzy rodzicami i ludźmi popierającymi kary i złe traktowanie, a tymi z poglądami, że tłumaczyć, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć. Ale może w końcu i to się zmieni :)
OdpowiedzUsuńKu przestrodze! Podobna historia Bartka pobitego przez mamę i dziadka na terenie szkoły, w uzgodnieniu z dyrekcją. Bartek goniony przez mamę i jej siostrę o mało nie wpadł pod samochód, wybiegając na oślep ze szkoły! www.tatabartka.blog.onet.plPozdrawiam Witek
OdpowiedzUsuńJestem za mądrym bezstresowym. Czyli: dziecko ma powiedziane co wolno, co nie wolno i ma zaznaczone wyraźne granice, których się przestrzega. Żeby nie dokładać stresu, a nie pozbawić go zupełnie, bo wtedy to chów, a nie wychowanie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńI zatrzymały się. Skręcać sobie przecież mogły. Przy czym nagłe zatrzymanie mogło różne rzeczy spowodować u kierowcy.
OdpowiedzUsuńNiestety 90% ludzi, którzy mają dzieci nie powinno ich mieć
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinię. Jednostronny, bo to moje zdanie, nie zauważyłam jeszcze rozdwojenia jaźni ;)No owszem, mamusie wpychające najpierw wózek są przerażające. Ewentualnie dzieciaki, które biegną na drugą stronę, bo mama kazała biec do cioci, nie patrząc itd. Jest pełno niebezpiecznych zjawisk, niestety.
OdpowiedzUsuńChyba nie ma tego założenia, bo kobieta czekała tylko na tym przejściu, a po drodze ze szkoły, którejkolwiek było z pięć bez światłowych przejść. No ale to nieistotne. Dzieci należy nauczyć też odpowiedzialności i samodzielności. Nie można wiecznie dziecka prowadzić za rączkę
OdpowiedzUsuńDokładnie. Bo to, że dziecko umie, uchroni je na przejściu bez świateł, a to, że rodzic nie umie...jw
OdpowiedzUsuńZdecydowanie wolę moją. Ale przypomniało mi się, jak kiedyś sama prowadziłam, wbiegło mi na ulicę dziecko, za piłką, zdążyłam zahamować, a mamusia się na mnie wydarła, że przestraszyłam jej dziecko tym piskiem hamulców. Nie wpadło mi wtedy do głowy zapytać, czy miałam przejechać...
OdpowiedzUsuńJak w uzgodnieniu? nie rozumiem/ nie chcę rozumieć?
OdpowiedzUsuńAlbo przejść kurs, jak adopcyjni
OdpowiedzUsuńTakich rodzicow powinno sie karac, za glupote. Jak dziecko moze samo wejsc na ulice? co robila matka- moze myslami byla jeszcze w sklepie, jak co to lepiej nauczyc dziecko wczesniej zachowania na ulicy i nie bedzie problemu.
OdpowiedzUsuńZgadzam się co do nauczenia dziecka zachowania na ulicy, jak najwcześniej. Ale początku komentarza nie rozumiem...
OdpowiedzUsuńMatka po prostu boi się o swoje dziecko, i w takich sytuacjach nic dziwnego, że może się zdenerwować. Gdy małe dziecko idzie z matką to nie powinno samo wybiegać na przejście. Nie wiem jak wy ale ja nie jestem na tyle ''wyluzowana'' żeby spokojnym głosikiem zawołać swoje dziecko ''chodź tu Patryczku do mamusi bo cię może bum bum uderzyc''. Najłatwiej jest krytykować kogoś siedzieć przed komputerem ,pisząc bloga a o macierzyństwie nie mieć bladego pojęcia.
OdpowiedzUsuńUczyć jak najbardziej, ale chyba nikt poza Tobą nie widział odpowiedzialnego i samodzielnego siedmiolatka. Nie przyszło Ci do głowy że chłopiec na ulicy zrobił 33 raz ten sam numer (wlazł na ulicę) przy czym 20 z poprzednich było "na czerwonym", albo prosto pod koła? (w związku z czym miał absolutny zakaz wchodzenia samodzielnie na ulicę)Mam nadzieję, że życie nie zweryfikuje Twoich wyidealizowanych poglądów i niewielkiej wiedzy zbyt boleśnie.
OdpowiedzUsuńKobieta na drodze ma psychikę kury...
OdpowiedzUsuńWyraźnie napisałam, że dziecko miało 7, moze 9 lat. I faktycznie niewyraźnie moze, że nie szło z matką, a matka wyszła mu naprzeciw.
OdpowiedzUsuńAle tym razem weszło poprawnie i zostało za to ukarane, co zaowocuje pewnie tym, że kolejne 20 wejdzie na czerwonym, bo mu się wodę zamiast mózgu zrobiło. Dzieci się mylą, rodzice się mylą i będzie tak do końca świata. Ale nie karzmy za dobre postępowanie. Nie wystarczyło podejść do dziecka, na tą ulicę, pochwalić, że pięknie, a nie drzeć się na pół miasta i wywołując jakieś dziwne sytuacje?
OdpowiedzUsuńPrędzej kota, zawsze pod koła, nawet, jak dalej ;)
OdpowiedzUsuńJeśli sytuacja opisana przez Ciebie wydarzyła się dokładnie tak jak piszesz, to faktyczne, matka powinna inaczej się zachować (nie wiemy, czy histeryczka, czy połączenie sytuacji z aktualnymi kłopotami losowymi kobiety i nieprzemyślane w związku z tym posunięcie). Wygląda na to(komentarze), że masz małe lub żadne doświadczenie jeśli chodzi o dzieci. Mam 3 letnie dziecko i wychowuję je określając granice - nie jest łatwe utrzymać w ryzach dziecko, które ciągle wypróbowuje swoje granice i próbuje je przesuwać i jak mu się uda choć o milimetr osiągnąć cel, to powrót do oczekiwanego przez rodziców stanu jest baaardzo trudny. Młody ponad rok temu potrafił 120 minut płakać w swoim pokoju, zanim dotarło do niego, że płaczem nic nie wskóra. Teraz jest rozumniejszy, jestem w stanie mu coś wyjaśnić.Poza tym od 14 lat prowadzę zajęcia dla dzieci tzw. trudnych.
OdpowiedzUsuńGłowna notka jest potrzebna, żeby nie robić aż tak rażących błędów wychowawczych.
OdpowiedzUsuńDoświadczenia praktycznego nie mam żadnego. I dziękuję za ten komentarz bo daje mi wiarę w to, że to, co sobie założyłam, czyli jasno wytyczone cele i pewna doza stanowczości, da się zrealizować.
OdpowiedzUsuńTylko i wyłącznie dlatego. Dla przypomnienia, kiedyś, gdzieś, jakby
OdpowiedzUsuńWodę z mózgu to Ty byś dziecku zrobiła - dla dzieci zasady muszą być PROSTE, a zasada (zapewne również w przypadku tego chłopca) JEST prosta: NIE WCHODZIMY NA ULICĘ SAMI, NIGDY. I nie można zbyt wcześnie "warunkować" wyjątków. Ocena tego co w jakiej sytuacji można dopuścić jako "wyjątek" jest oceną konkretnego rodzica względem konkretnego dziecka. Chłopiec został "ukarany" za łamanie zasady.Wydzieranie się to trochę co innego - kwestia temperamentu, zmęczenia, itp. Im bardziej będziesz sobie wmawiać, że nigdy nie krzykniesz na swoje dziecko (w dodatku "nadaktywnie" i bez sensu dla postronnego obserwatora) tym większe spotka Cię rozczarowanie.
OdpowiedzUsuńJa mam 2 dzieci-11 i 5lat.Też mówiłam,że nigdy nie kupię synowi komórki itd.Zmieniłam zdanie,gdy syn zaczął sam chodzić do kolegów.Kiedy spóżnieł się odchodziłam od zmysłów.Teraz dzwonię i nie martwię się,Czasem dzwoni on-czy może zostać dłużej itd.Do szkoły telefonu nie bierze,bo nie ma takiej potrzeby(mieszkamy 5min pieszo od szkoły).Jeśli chodzi o komputer-w domu jest 1.U syna w pokoju.Syn owszem gra na nim,ale nie siedzi przed nim 5 godzin dziennie.Mając do wyboru komputer,a pójście do kolegi,na rolki,na rower zawsze komputer przegrywa.Ostatnio zapytał się mnie"Czy mogę sobie składać pieniądze na laptopa?".I zgodziłam się.Cieszę się,że nie przyszedł do mnie i go nie zażądał-tylko sam chce na niego naskładać.Czasem jedzie(w soboty)z mężem do jego pracy i pomaga mężowi-za co dostaje pieniądze.Jeśli chodzi o sytuację na ulicy.Ja w podobnej sytuacji zachowałam się tak samo.Mieszkamy na wsi i syn przechodzi przez ulicę sam u nas już dawno,jednak w mieście jest inaczej.A krzykami zagłuszyłam swój strach(było to 2 lata temu).Przeraziłam się nie na żarty,gdy nagle wyszedł na ulicę,a ja nie zauważyła,że światła się zmieniły.Bo wierzcie mi lub nie,że gdy dziecko wyjdzie na ulicę to najpierw próbujecie je zatrzymać,a potem patrzycie na światła,a nie odwrotnie!
OdpowiedzUsuńPoglądy co do komórki i komputera weryfikuje życie. Przy czym właśnie, komórka do kontaktu, nie szpanu. Może masz rację z tym patrzeniem najpierw na dziecko, potem na światła. Ale szarpanie i krzyk to już jednak przesada
OdpowiedzUsuńCóż, później sie dziwimy że tyle patologii się namnożyło w naszym otoczeniu i nie tylko naszym. Ostatnia scenka, która mi spokoju nie dała:Matka idzie z chłopcem może 9 letnim przez ogródek Jordanowski i krzyczy okropnie:"Ty gupi jesteś, ja sie nie będe wracać na czwarte piętro, bo ty chcesz skarpetki ubrać, ty taki siaki i owaki..."Dzieciak w milczeniu z widocznym zawstydzeniem, ba zażenowaniem podążał za rozwrzeszczaną matką. I czułam to, jak on sie wstydzi, jakie ma poczucie winy, jak mu głupio jest. Przecież takie zachowania rodziców nie uczą dzieci szacunku do swoich rodzicieli!Żałuje, że się wtedy nie zatrzymymałam, ta kobieta była straszna po prostu.
OdpowiedzUsuńNo to idźmy dalej, zakładasz, że przechodziło źle. To jakim cudem pozwoliła mu samemu iść skąd szedł, po torbie sądzę, że z treningu. Od sali do tego miejsca było jeszcze z 5 przejść, bez świateł. Jasne zasady. Ok. Jak najbardziej jestem za. Ale przestrzegane z obu stron.Wchodząc głębiej jest masa niuansów. Mnie przeraził sam fakt krzyku, szarpania i całej agresji tej sytuacji.
OdpowiedzUsuńNie uczy szacunku do nikogo. Ale przypomniała mi się scenka, jak młoda mama, z papierosem w ręku do dziecka w wózku, może miało rok, wrzeszczała, że się posikało i ona "kur, znowu musi, kur.. przebierać cię, ty mały chu.." no, bez komentarza
OdpowiedzUsuńTo niech kierowca myśli, w końcu nie jest kilkuletnim dzieckiem. Skoro ma prawo jazdy, to przepisy ma znać. Jest ktoś na przejściu, to stoi. staje nawet jak nikogo nie ma i jak widzi, że nikt nie zamierza iść, to wtedy może ruszyć.
OdpowiedzUsuńZasady, zasady, zasady......wszyscy ich potrzebujemy.
OdpowiedzUsuńTeż jestem taka "wytresowana"... Mam bardzo nerwową rodzinę... O Mamusi już nie wspominając...Chłopiec biedny, współczuję - wiem, co przeżywa.
OdpowiedzUsuńa tatuś przy zdarzeniu nie był a takie szczegóły opisał, no no no. Internet przyjmie wszystko kochany panie. Lepiej niech się pan zastanowi nad soba... moim zdaniem historyjka MOCNO podkoloryzowana.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że kazała mu stanąć w miejscu, być może uratowała mu życie.Widocznie nie wiesz jak reagują kierowcy w tej sytuacji.
OdpowiedzUsuńmoja matka mnie tak wychowywała tresura każdego dnia i różne inne gorsze rzeczy. Teraz jej nienawidzę bardziej niż jakiegokolwiek wroga. Gdyby umarła to był by mój najszczęśliwszy dzień w życiu.
OdpowiedzUsuńJasne, ale jak ktoś wykonuje gwałtowne nieprzewidziane ruchy może spowodować drgnienie nogi. Wystarczy. Zresztą, post nie był o jadącym kierowcy
OdpowiedzUsuńA dziecko najbardziej, bo dopiero poznaje świat
OdpowiedzUsuńTo trauma na całe życie. I to się niestety przenosi. Życzę powodzenia w życiu :)
OdpowiedzUsuńChłopak spokojnie przechodził na zielonym, auta spokojnie czekały, aż przejdzie, by móc przejechać. Stając jak wryty mógł dopiero spowodować, że ktoś by go potrącił
OdpowiedzUsuńPrzykro mi...
OdpowiedzUsuń