czwartek, 11 lutego 2010

Walentynkom ciągłe nie

            Nieobchodzę walentynek, nie lubię ich zwyczajnie. Bo co to za radość, jak w jedendzień jest fajnie, bo kolacja koniecznie z różą, bo na nic oryginalnego sięnikt nie porwie. Parę pięknych słów, szeptanych w przyćmionym świetle knajp,które nastawione są na kolosalne zyski w ten dzień. I tylko dlatego sączerwone, przytulne zakątki, serduszkowa zastawa i cały ten szum. Bo to jestkasa, ogromna kasa robiona na naiwnych, którzy w jeden dzień pokazują całemuświatu, jak kochają. A dla mnie… Dla mnie ważniejsze jest to, że On czekał zemną parę godzin w poczekalni do lekarza, że tulił i rozśmieszał, kiedy pogłowie chodziły czarne myśli. Że pojechał ze mną na pogrzeb i podstawił autopod bramę, bym nie zmarzła. Kiedy łzy zamarzały na mrozie wziął mnie za rękę.Dla mnie miłość to codzienny sms z życzeniem dobrego dnia. Wolę paczkę tabletekna gardło niż najpiękniejsze kwiaty, które zwiędną. Wolę serduszko narysowanena kartce i zostawione mu za wycieraczką samochodu. I kolację przygotowanąrazem, bądź jedno dla drugiego. Z sercem, nie z restauracji, gdzie wszystkosmakuje tak samo. Nic nie smakuje tak dobrze, jak razem robione zwykłeherbatniki. Bo to są małe gesty, które można zrobić co dzień. A nie tylko 14lutego. Bo wypada. Stawiam na miłość co dzień, nie w jeden dzień.

15 komentarzy:

  1. Zgadzam się, że to ogromna kasa i że codzienna miłość jest najważniejsza, ale dla mnie jedno drugiemu nie przeszkadza

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie strasznie, tak jak dzień kobiet... brr... Więc też nie pytaj co i jak.... grrr

    OdpowiedzUsuń
  3. zapalka_na_zakrecie@op.pl11 lutego 2010 18:27

    Zgadzam się z Tobą w 100%, nie lubię tego święta, wszystko takie sztuczne i nieszczere ... brrr, ja też wolę zwykłe, niezwykłe gesty codziennie ;-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że nie jestem jedyna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podpisuję się pod każdym słowem obiema moimi ręcami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A poza tym, oprócz tego że może i mam problemy pscyhiczne to na epilepsję chora nie jestem, więc kurka jaki Św. Walenty. jednakżę idę do kina w ten dzień, bo.......innego dnia iść nie mogę a że przypadło na 14-go no ćóż.....

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzień jak każdy inny :) Więc baw się świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Walentynki to jedno z komercyjnych świąt. Ale można zadbać aby był to wyjątkowy dzień. Wcale nie po to, aby wydać mnóstwo kasy i zaszaleć. Można miłość okazywać codziennie i jednocześnie sprawić, aby jeden raz w roku było wyjątkowo i niesamowicie ;-) Trzeba tylko mieć z kim spędzić ten dzień...

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie łapię tego na jeden dzień, nie przekonuje mnie, bo takich dni może być dużo.... Jestem antywalentynkowa na maksa

    OdpowiedzUsuń
  10. sevgili@amorki.pl10 lutego 2012 00:15

    Bo tak naprawdę, jak się jest z kimś, to walentynki obchodzi się przez cały rok, a nie 14 lutego. "Walentynką" jest to, że będąc w biegu w sklepie [w biegu zawsze, bo zawsze mam za mało czasu, a na włóczenie się po sklepach po prostu kompletnie go brak] pamiętam, by włożyć do koszyka paczkę jego ulubionych ciasteczek, takich z kawałkami czekolady. "Walentynką" jest to, że on wie, iż moje ulubione kwiaty to konwalie i zawsze na wiosnę przynosi mi bukiecik pierwszych jakie znajdzie. "walentynką" jest 1 000 000 000 drobnych codziennych gestów, wspólne obserwowanie nocnego nieba, bilety do teatru czy na koncert...A na marginesie: właściwie "walentynki" to święto NIESZCZĘŚLIWIE zakochanych, którzy w ten jeden dzień mogli wyznać uczucie nie będąc wykpionym. Więc obchodzenie "walentynek" przez pary to kpina. Chyba, że tak codziennie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Akurat znów się zbliżają i szczęśliwa jestem, że nie widzę tego całego picu, czerwieni i komercji bijącej z każdej witryny (bo nie chodzę po sklepach z racji Dominiki). I jakoś mi fajniej zjeść zwykłe tosty przy wspólnym stole, niż wykwitną kolację w tłumie. Bo to też właśnie codzienna miłość. Pięknie napisałaś to wszystko

    OdpowiedzUsuń
  12. sevgili@amorki.pl10 lutego 2012 18:38

    A ja dziś dostałam "przedwczesną" walentynkę - mąż nabył bilety na koncert Sikorowskiego i Turnaua na 19 lutego, więc w tym roku postanowiłam też "obejść" walentynki! I w związku z tym upiekę wspaniały, wielki sernik w blaszce w kształcie serca [w końcu walentynki, nie?]. Ogromny sernik, utarty na puch, leciutki i pełen rodzynek, migdałów, a po wierzchu oblany roztopioną czekoladą - taki grzech ciężki przeciwko diecie i zabieganiu. Przeciwko diecie - chyba nie muszę tłumaczyć czemu, a przeciwko zabieganiu - bo na codzień mam za mało czasu, by się bawić w pieczenie. A na marginesie: 14 lutego wraca z rejsu brat mojego męża, kawaler i zadeklarowany singiel, więc jakieś ciasto i tak bym na stół podała :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przy czym kształt nada charakter :) Miłego koncertu :)

    OdpowiedzUsuń
  14. sevgili@amorki.pl14 lutego 2012 20:56

    No i patrz jaki pech! Akurat wczoraj wieczór mnie naszła wena na dłubanie i "wykończyłam" rozpoczęty jeszcze latem jasiek dla przyjaciółki. Długo trwało, bo wzór sobie zarzyczyła paskudny: śliczny, ale wredny do haftu - pulchne serducho w pięciu odcieniach czerwieni, oplecione girlandą błękitnych róż, na tle promienistego słońca. Efektowne bardzo, do wyszywania ochydne. W każdym razie późno w nocy dokończyłam ostatnie ściegi, całość wytrzepałam, odprasowałam, zawinęłam w bibułkę i dziś po pracy zawiozłam do psiapsióły. Ucieszyła się jak diabli,bo czekała na to cudo jędoląc w końcu pół roku, po czym ucieszona wrzasnęła "Ooo! Walentynka!". No i nijak nie da się zaprzeczyć - słodkie serduszko, kwiatki... Chciałam jej zabrać to paskudztwo i dać jutro, ale nie pozwoliła, bo, jak twierdzi "znowu by musiała pół roku czekać". No więc jednak obeszłam walentynki. A sernik wyszedł mi wspaniały i nie zostało nawet okruszka [mój osobisty mąż wylizał miskę po masie serowej, a jego brat wyskrobał blaszkę! to łakomczuchy!]...

    OdpowiedzUsuń