wtorek, 17 marca 2009

Spalona przyjaźń

            Nie wiem coto przyjaźń po związku. Każdy proponował, żaden nie wytrwał. Choć szansę mieli.Jak minęła, zrobiłam dużo, by mnie znienawidzili, naprawdę dużo. Po co mają iśćprzez życie sądząc, że coś jest nie tak z nimi. Lepiej niech uważają, że ichbyła to wredna małpa co ich skrzywdziła i nie doceniła. Nie wiem dla kogolepiej, dla nich, dla kolejnych dziewczyn czy dla mnie. Chyba dla każdego pokolei.

Nie wierzę w przyjaźń po związku,choć podobno do tego trzeba dojrzeć. Nie dojrzałam. Spokojna rozmowa niekosztuje mnie wiele, ale przyjemności mi nie sprawia. Nie umiałabym iść zktórymś na spacer czy do knajpy i normalnie rozmawiać. Nie wiem z czego towynika. Może z podejrzeń, że proponowali przyjaźń licząc, że mi się odwidzi.Może dlatego, że zawiodłam się i to najbardziej jak mogłam, bo na prawdzie. Araczej na jej przeinaczaniu i udawaniu czegoś, czego nie było. Przyjaźń opieramna szczerości. A skoro nie było tego w związku o poziom wyżej to i w tym niżejnie będzie. Dlatego nawet nie będę się starała. Niektóre rzeczy lepiej zostawićza sobą, niech nie będą częścią teraz, skoro padło postanowienie, że są tykoprzeszłością. Owszem, taką, której się nie zmieni, która czegoś nauczyła, alejednak przeszłością. To spalone mosty.

26 komentarzy:

  1. MAM DOKŁADNIE TAK SAMO. Jakbym czytała o sobie. Nie wierze w przyjaźń po miłości, bo przecież był powód, że ta miłość - związke się skończył/ła. W moim przypadku ZAWSZE palę mosty tak jak napisałaś, aby facet myślał, że to moja wina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to pisałam to pomyślałam, że w sumie to głupie... Czemu on sobie potem ma żyć spokojnie w nieświadomości błędu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo jemu tak bedzie łatwiej zapomnieć... tak to bedzie wracała jak wyrzut sumienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ok, ale jak uważa, że jest święty to jeszcze bardziej będzie nalegał. Choć w moim przypadku podziałało kreowanie się na s.ukę. Bo to też słyszałam

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie Kochana też działa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko jak potem przekonać kogoś, kto jest tym właściwym, że to tylko kreacja. Teoretycznie on wie, ale z czasem się wrasta w tą rolę i już nie wiadomo, gdzie jest ja a gdzie udawanie przed światem twardej i ze skały

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak, ryzyko jest. TO jest bardzo trudna kwestia i nie ma na nią recepty. Genralnie facet powinien wiedzieć kim naprawde jest jego ukochana ale dobrze wiemy, że myślenie faceta różni się od myślenia kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  8. zapalka_na_zakrecie@op.pl18 marca 2009 10:38

    Moje stosunki z eksami sa poprawne, ale do przyjazni im daleko i nigdy sie w takowa nie przerodza ... przyjaciel to w koncu ktos na kogo zawsze mozna liczyc, czyz nie?

    OdpowiedzUsuń
  9. ja nie pale mostaów ... oni je palą..a wzasadzie ich partnerki - oni moze by potrafili - nawet mieli checi,,, tylko jeden dorosl choc a zone i dzieci ..zawsze jest byl i bedzie...zna mnie na wskrs jest jak brat ...bo milosc to poczwarka - albo przepoczwarza sie w pieknego motyla ..albo w modliszke nienawisci..albo w wazke przyjazni... ja w nia wciaz wierze ,,,bo jej doswiadczam,,,i wiem ze wszyscy twierdza ze sie nie da... wolno wam ...ja wiem..bo czuje i mam ten skarb. I mam narzeczonego ktory tez to rozumie i szanuje dla niewtajemniczonych.

    OdpowiedzUsuń
  10. I cieszę się, że Wam się udaje :) mimo mojego podejścia. Zresztą, wiesz jak jest

    OdpowiedzUsuń
  11. Dokładnie, a rozstanie zazwyczaj kończy się rysą, chyba, że jest za obopólną zgodą i się wypaliła miłość... Wtedy owszem, uwierzę w przyjaźń, ale inny przykład... nawet poprawnie się nie uda

    OdpowiedzUsuń
  12. Jest inne, a jak się dobrze gra to można zniechęcać długo

    OdpowiedzUsuń
  13. A co masz konkretnie na mysli?

    OdpowiedzUsuń
  14. Granie złej i niedostępnej czasem prowadzi do tego, że żaden się nie zblizy

    OdpowiedzUsuń
  15. a ja mam inaczej... nie jestem już z kobietą, z którą spędziłem najdłuższy fragment życia... udzieliliśmy sobie moralnego rozwodu, potem sąd udzielił formalnego... ale nadal łączy nas przyjaźń... może dlatego, że nie rozstaliśmy się w konflikcie, że odpowiednio wcześnie umieliśmy uchwycić moment, zobaczyć, że dalszy ciąg nie ma sensu i rozstaliśmy się spokojnie, na poziomie?... może... ponoć jesteśmy ewenementem, ale dla nas ten "ewenement" to właśnie normalność...

    OdpowiedzUsuń
  16. Tego właśnie nie ujęłam, że jeżeli rozstanie jest za obopólną zgodą, jak u Was, to jest inaczej, bo nie tarci się fundamentów, nie podmyło zaufania...

    OdpowiedzUsuń
  17. ~szczęśliwa :)20 marca 2009 12:09

    Hmmm( trochę inaczej).......Ogólnie zgadzam się z Twoją opinią, ale też nie ma potrzeby oceniać wszystkiego marginalnie.Moim zdaniem, to jak z kwiatami i ziemią. Jeśli raz posadzisz piękny i "wymagający" kwiat/ a tym jest miłość/, który wyjałowi tę ziemię, to następny zasadzony po przekwitnięciu "miłości" nigdy nie osiągnie "zdrowego i pięknego wyglądu".Najlepszym sposobem jest wymiana tej ziemi :) Przyjaźń wymaga tzw. "białej karty" a nie wymazania połowy książki i próbowania czegoś innego :).Nie wiem czy jasno ujęłam co miałam na myśli, ale próbowałam .Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Zrozumiałam tyle, że tez uważasz że na nadwerężonym zaufaniu się nie da budować

    OdpowiedzUsuń
  19. ~szczęśliwa :)21 marca 2009 16:54

    Dokładnie tak :). Przytoczę Ci moje osobiste spostrzeżenie ;).Lata temu wstecz sprzedano dom i ogródek mojej babci, pomimo intencji i woli jaką wyraziła za życia.Dom miał stać wieczność (nawet po jej śmierci) a główną pieczę ( spadkobierca) sprawować miał najstarszy syn.Jej wola nie przetrwała nawet dwóch lat."Posiadłość "została sprzedana największemu wrogowi (sąsiad) choć była chęć kupienia przez wnuczkę babci / nie mnie lecz kuzynkę/;). I teraz pierwszy wniosek-pytanie( mniej adekwatny do poruszanego tematu ): -Po co planować przyszłość, na którą nie będziemy mieć nigdy wpływu? ;)))/ zbyt odległa/ Drugi jest taki: - co można poczuć patrząc dziś na to samo miejsce, a jakże inne od naszego wyobrażenia z przeszłości?, czyli możesz zaakceptować inną formę od tej , która już nigdy nie jest do odbudowania?/ wizja wspomnień z dzieciństwa, ciepło, przywołanie widoku babci w tym samym oknie, którego już nie ma?/Jesteś Aniołku kobietą, która poszukuje bardzo mądrych i wyjątkowych wartości, to piękna cecha, ale musisz przygotować się na to, że możesz życie spędzić na bezowocnych poszukiwaniach ;)))).Po miłości nie ma już nic, są tylko zgliszcza.Pozdrawiam serdecznie.:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Przecież właśnie to napisałam...... To, że dawałam im szanse, nie oznacza, że wierzę w przyjaźń po związku

    OdpowiedzUsuń
  21. ~szczęśliwa :)22 marca 2009 09:55

    A ja nie powiedziałam, że mam inne zdanie niż Ty ;)), z jednym małym wyjątkiem : nie daje nigdy żadnej szansy jeśli nie widzę sensowności tej decyzji ;), nie ma we mnie wiary oraz brak pozytywnych uczuć.Nic wbrew sobie, innej opcji nie ma ;)).

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja już też nie... Bo czemu ja mam być miła, jak oni nie byli i nam nie wyszło... Szansę mogę dać, jak się wypaliło powoli uczucie miłością zwane, ale nie przez brak zaufania czy zdradę, wtedy można budować, ale cywilizowanych rozstań jest mało

    OdpowiedzUsuń
  23. sevgili@amorki.pl10 lutego 2012 19:20

    A ja mam inaczej. Mam jednego "eksa", który został przyjacielem. Ale tu była inna sytuacja: z Grześkiem przyjaźniłam się od podstawówki - tak na śmierć i życie. I jakoś tak w okolicach matury wszyscy znajomi zaczęli nas przekonywać, że bylibyśmy świetną parą, bo rozumiemy się bez słów. No to spróbowaliśmy "być razem". I po chyba dwóch miesiącach doszliśmy do wniosku, że jeszcze tydzień i się znienawidzimy. Więc się rozstaliśmy i wróciliśmy do zwykłej, normalnej przyjaźni. I jesteśmy przyjaciółmi do teraz, mimo, że odległość nam jakby koliduje [ja mieszkam nad naszym, polskim morzem, a Grześ w Australii]. Ale od czego skype? ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Do tego zapewne obie strony muszą dorosnąć lub może zwyczajnie miłość wyrosła z przyjaźni przeradza się znów w przyjaźń, bo nią zwyczajnie nie przestaje być? Chyba, tak patrząc wstecz (nawiasem mówiąc powodujesz przypominanie sobie przeszłości z tych postów i nowe refleksje się pojawiają), my nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, a jedynie parą. Pewnie też dlatego nie wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  25. sevgili@amorki.pl10 lutego 2012 21:22

    Powiedziałabym raczej, że moja i Grzesia przyjaźń nigdy nią być nie przestała, a cały ten związek był bardziej "próbą" niż realną miłością: my po prostu się nie kochaliśmy, nie tak, jak powinno się w związku. A co do odgrzewania starych tematów: taka już wredna małpa jestem, że lubię grasować po archiwach, zawsze się coś ciekawego nasunie, jakaś refleksja, inny punkt widzenia, nawet zmiana poglądów pod wpływem jakichś tam doświadczeń...

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak, w Twoim przypadku tak, ja zgeneralizowałam troszkę.Zmiana poglądów... Jak czytam sama siebie już je widzę, a przecież piszę stosunkowo niedługo, ale tylko krowa i tak dalej

    OdpowiedzUsuń