czwartek, 19 marca 2009

Marzanna

            Zuczestnikami warsztatów zrobiłam dziś Marzannę. Pogańskim zwyczajem wrzucimy jądo Wisły. Piękna nam wyszła, z warkoczem, różowo-niebiesko-zielono-żółtymbalejażem, z kusą spódniczką i wielkimi oczami. Słomę na nią zachamęciłam zpobliskiej stajni, może konie się nie obrażą, resztki, co zostały im oddaliśmy.Marzannę chciałam nawet iść dziś utopić, żeby przestało tak sypać śniegiem, alereszta się nie zgodziła. No i wracałam do domu w zawiejce, nawet czapkęmusiałam ubrać.

            Z gorszychwiadomości, jeżeli po świętach się nie odezwę to znaczy, że popełniłam rytualnesamobójstwo. Czemu? Bo dzisiejsza próba przedstawienia wielkanocnego powaliłamnie do poziomu podłogi. Wyszło gorzej niż za pierwszym razem. Mamy miesiąc.Musi się udać. A jak nie to stanę przed rodzicami i ogłoszę porażkę…

4 komentarze:

  1. zapalka_na_zakrecie@op.pl20 marca 2009 11:34

    Topienie marzanny wspominam bardzo milo, cala szkola wedrowala wtedy nad rzeke, pieklismy kielbaski, mielismy jakies tam wiosenne przedstawienie i te nieszczesna kukle w wode rzucalismy ... ach ..

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz Angel, że ja tylko RAZ w życiu topiłam marzanne - w 4 klasie szkoły podstawowej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A my mieliśmy albo dzień szkoły albo sportu, ale Marzanny nie mieliśmy

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja ani razu, teraz nadrobię :P

    OdpowiedzUsuń