poniedziałek, 17 lipca 2017

ZOO i niespodziewany nocny gość

Mamy listę planów wakacyjnych, krótkich wycieczek, miejsc do odwiedzenia. Wczoraj zaliczyliśmy jedno z nich, spędzając niedzielę w ZOO. Chcieliśmy głównie zobaczyć żyrafy, bo ostatnio byliśmy miesiąc, czy dwa przed otwarciem ich wybiegu. Korzystając z doświadczenia z tamtego razu zostawiliśmy auto przy Focha i wsiedliśmy w autobus, który podwiózł nas prawie pod samą bramę. Poprzednim razem bowiem, podjechaliśmy na parking przy Babie Jadze, a potem dyndaliśmy na nogach, bo nie chcieliśmy się tarabanić do busika z wózkiem i brzuchem, bo w ciąży z Synem byłam, a przecież to blisko. Tia... Jasne... Dlatego tym razem wybraliśmy autobus.
Z domu wyjechaliśmy po 9, po drodze zakupy, bo picia nie mieliśmy. Do kas kolejki spore, ale wiadomo, niedziela, piękna pogoda, to w ZOO tłumy, spodziewaliśmy się tego.
Obeszliśmy całe, kilka miejsc nawet widzieliśmy kilka razy. Dzięki temu udało nam się zobaczyć prawie wszystkie wielkie koty w ruchu. I karmienie pingwinów. Wybieg naprawdę robi wrażenie, a same pingwinki są przepiękne i słodkie. Wyłudzanie przez nie jedzenia przywodziło mi na myśl zwierzątka domowe żebrzące przy stole. Dzieciakom przypadły do gusty małe małpki, irbisy, ich czerwień mnie też uwiodła, pelikany, flamingi, oczywiście koty i pingwiny, a najbardziej zachwyceni wyszli z egzotarium. Nemo, piranie i węże zdecydowanie przypadły im do gustu. Także zwierzęta nocne bardzo im się podobały. Ja jednak z tych dwóch pawilonów wyszłam zniesmaczona. Jest wyraźnie w regulaminie, że nie wolno robić zdjęć z lampą błyskową, nie stukać w szyby i być cicho. Głośno było, jak w ulu i to najbardziej krzyczeli dorośli! Bo zobacz, jakie ładne i tam, tam, tam... Kurczę, ja moim dzieciom potrafiłam to szeptać do ucha, zresztą, sami większość zwierząt potrafili zlokalizować. Jednej dziewczynce zwróciłam uwagę, że nie wolno robić zdjęć z lampą, to usłyszałam komentarz, że w ciemności bez lampy przecież nie wyjdzie. Ręce opadają. W egzotarium jeden taki stukał w szybę i ciągle mówił "move, move, move". Jakbym stała bliżej, bo tam tłok i noga za nogą się szło wczoraj, to bym go sama stuknęła tak, żeby się przestał ruszać. Denerwuje mnie taka dzicz, zwierzęta w ZOO są do oglądania, dla rozrywki, ale na pewno nie mają się zachowywać tak, jak człowiek chce. Gdzieś kiedyś słyszałam, nie wiem, które ZOO, że dzieciaki czymś rzucały na klatki z kotami, bo tygrys i lew spały, a one koniecznie chciały je obudzić. I obsługa ich wyprosiła. Rodzice byli koszmarnie obrażeni wtedy, bo zmarnowana wycieczka. Też jestem oburzona postawą obsługi. Przecież trzeba było dzieciaki do klatek wpuścić, niech poobcują z naturą.

Nie mogę się zdecydować, jaki mam stosunek do ZOO. Bo z jednej strony ograniczona powierzchnia, warunki zbliżone do domowych, a nie dzikich, a jednak dzięki ZOO część z tych zwierząt ma w ogóle szansę na życie. I sama nie wiem. Oczywiście, lubię obejrzeć zwierzaki, których normalnie bym nie zobaczyła, a na pewno nie wszystkie, nie jestem hipokrytką. Jednak tak ogólnie to nie wiem.

Pingwiniarnia startuje w konkursie na modernizację roku. Jest magiczna, warto zagłosować, podaję Wam linka, jakby ktoś miał ochotę wesprzeć krakowskie ZOO:
http://www.modernizacjaroku.org.pl/plebiscyt/198-krakow.html

A teraz z innej beczki.
Piątek wieczorem, dzieci śpią. Z Osobistym poszliśmy pod prysznic, bynajmniej nie po to, by wodę oszczędzać, bo już dawno wiemy, że prysznice we dwoje zdecydowanie naturze nie służą. Przynajmniej nie w tym wymiarze ;) Wyszłam w ręczniku, na macanego szukam koszulki, wyjęłam taką mocno kusą, szukam majtek, Osobisty w łazience, dzwonek do drzwi. 21.30. Mówię do Osobistego, że ja nie mogę, bo jestem prawie goła, on odpowiada, że jest całkiem i jeszcze mokry. To naciągnęłam pierwsze z brzegu majtki, stringi akurat namacałam, więc tyłek nadal goły i idę do drzwi. Przez szybę widzę auto kolegi, to obciągnęłam koszulkę z przodu i otwieram, a tam... jego tata. Pyta o Osobistego. Tyłem wycofałam się do domu, rzuciłam mężowi szlafrok i sama na siebie narzuciłam. Facet przywiózł nam płytę na ścianę wspinaczkową i nie chciał czekać do rana, bo deszcz się szykował, a nie dało się auta zamknąć.
Grzecznie znieśliśmy płyty, zapłaciliśmy, a po jego odjeździe dostaliśmy napadu głupawki.

Dodałam na blogu etykiety, można ich listę zobaczyć na dole strony. Ułatwi to czytanie. Nie wiem tylko, czemu pod postem nie widać. Niby ustawione wszystko, a nie widać.

10 komentarzy:

  1. Nigdy nie byłam w ZOO i szczerze to nie wiem czy się wybiorę. Mam podobne obiekcje co Ty. A co do takich ludzi... Nie powiem co chciałabym robić i jakie myśli rodziłyby mi się w głowie. Nie znoszę głupoty, bezczelności, chamstwa i roszczeniowej postawy.

    Zazdro wspólnych pryszniców. My zrezygnowaliśmy z nich dość dawno temu (bo niewygodnie. Wiem, że dla chcącego, no ale jednak) i jeśli już, to baaardzo rzadko i tylko po to, żeby się umyć. Naprawdę ;D Jedziemy za parę dni do Klisiówki i tam mają problemy z wodą, więc pewnie będziemy się wspólnie kąpać z oszczędności. Totalnie niewinnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. to sobie tata kolegi popatrzył :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż ;) następnym razem będę patrzeć po ludziach, a nie autach.

      Usuń
  3. Kochana, w ustawieniach musisz zaznaczyć, które etykiety mają się wyświetlać :) Może to być zależne też od szablonu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba szablon coś blokuje, bo mam ustawione, a nic się nie zmienia. Tak samo nie mogę dodać np. godziny wpisu.

      Usuń
  4. Jak ja bym poszła do ZOO! :)

    OdpowiedzUsuń