Rzuciłamostrym tytułem. Pewnie zanim parę osób doczyta do końca, zostanę zmieszana zbłotem. Ale wierzę, że ktoś jednak dotrwa. Bo tak, zamierzam wychować dziecko wsposób bezstresowy. Ale nie taki, jak promują niektóre mamusie, niektóre prądywspółczesnego wychowania. Nie chcę wychować bachora, który pluje na wszystkichwokół, kopie i krzyczy, a ja jestem szczęśliwa, bo dziecko dokonało wyboru i jago nie ograniczyłam. Nie. Stop. To jest mały potwór i terrorysta. Piszę to jakopedagog. Permisywizmowi mówię stanowcze nie.
O co miwięc chodzi? Stresu nie da się uniknąć. Pozbawianie go dziecka na każdym krokujest tworzeniem z niego kaleki społecznej, która na pierwszym niepowodzeniustraci cały zapał i dozna druzgocącej klęski. Nie da się żyć bez stresu. Alemożna jego nadmiar eliminować i o to będę się starać. Moje, nasze dzieckobędzie miało stałe zasady, zakazy i w późniejszym czasie obowiązki. Nie będęsię bała powiedzieć „Nie”, „Nie wolno”, „Źle zrobiłeś, -aś”. Bo na tym polegawychowanie. Inaczej dziecko nie odróżni, co jest dobre, co złe, a w jaki sposóbzrobi sobie krzywdę. Jednocześnie przy stałym i cierpliwym powtarzaniu pewnychrzeczy w końcu zrozumie. I wierzę święcie w to, że jeżeli wprowadzi się stałepory kąpieli i pójścia spać, to nie będę czekała, aż dziecko się wyszaleje ipadnie samo. Jeżeli dziecko będzie wiedziało, czego nie wolno, a co wolno ibędę konsekwentna, unikniemy wielu rozczarowań. I w ten sposób odejmę stresusobie i dziecku, które ma coś stałego, na czym może się oprzeć. Zresztą,wystarczy spojrzeć na dorosłych, sami mamy stałe pory na określone czynności.Pozwalanie dziecku na robienie co chce, kiedy chce i gdzie chce, jestrozwalaniem mu świata i zapewnieniem totalnej dezorganizacji.
Pomiędzywychowaniem autorytarnym, narzucającym dziecku wszystko, a źle pojętymbezstresowym, gdzie dziecko narzuca wszystko rodzicom jest cała gama zachowań zustalonymi i przestrzeganymi regułami, które szanują zarówno tego małegoczłowieka, jak i pozwalają mu szanować rodziców, a w późniejszym czasie inneosoby. I tą drogą pójdę, by potem nie wstydzić się za dziecko, które w wersjiA, nie umie podjąć samo żadnej decyzji, a w wersji B jest rozwrzeszczanympotworkiem, któremu nie wolno zwrócić uwagi.
I oby misię udało.
Udało mi się trochę Cię poznać na studiach, wiem że będziesz dobrą mama. Trzymam kciuki i powodzenia :)
OdpowiedzUsuńTylko nie zapominaj, że wychowanie dziecka, to najgorsza, najcięższa i najbardziej niewdzięczna robota świata :))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńI ja Ci tego życzę, by się udało:) Mam podobne zdanie do Twojego w kwestii wychowywania. Nie wyobrażam sobie wrzeszczeć na dziecko z całych sił, jak to czynią niektóre mamuśki, które słychać na pół ulicy, na dodatek nie przynosi to żadnego efektu. Dziecku potrzebne są granice, mądre granice, wynaczone przez rodziców, inaczej ono się pogubi. Dacie radę:) Jestem pewna;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za takie miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńNie łudzę się, że nie :P i tak wyrosną kosmici :P
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jesteś i wiesz o czym piszę :) Bo ja czasem czuję się jak potwór, jak mam ochotę takie dziecko lub matkę trzepnąć. Ale zwykle nie mogę zdecydować które, więc się powstrzymuję ;)
OdpowiedzUsuńLudzie sami wypaczyli tę metodę, a teraz się dziwią, że się nie sprawdza.Dziecko musi mieć jasno nakreślone granice, aby czuło się bezpiecznie. Moi kuzyni tak całkowicie bezstresowo wychowywali najstarszego syna. Chociaż jego dziadkom się to bardzo nie podobało, ale zgodnie z zasadą "nie wtrącamy się do waszego wychowania" nie komentowali. Ale gdy chłopak siedział u nich, to miał całą masę obowiązków i niewiele tak naprawdę mógł, bo dziadkowie jasno określili nakazy i zakazy. I chłopak uwielbiał tam przebywać. Często bez słowa wyjaśnienia pakował plecak i na weekend jechał do dziadków.Niestety, "weekendowa pomoc" dziadków to za mało, bo chłopak się stoczył i mają z nim spore problemy wychowawcze.
OdpowiedzUsuńWytrwałości i cierpliwości:):)
OdpowiedzUsuńZasady określają nasz świat, nie pozwalają się zagubić, a jak ich nie ma, no cóż, sprawdza się kolejną, potem następną granicę, którą można przekroczyć, a potem nie ma już nic...
OdpowiedzUsuńPrzyda się na pewno :) Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńmyślę, że tytułowe słowo "bezstresowo" powinnaś raczej zastąpić słowem "racjonalnie", bo to w mojej opinii ma więcej wspólnego z treścią tej notki :) i całkowicie się pod nią podpisuję obiema rękami :)
OdpowiedzUsuńi znowu bedziesz wisiec ;) Kasieńko mnie się jakoś udaje wytrwać w NASZYM POSTANOWIENIU Studenckim :) Tobie też się uda ;) jako pedagog i MAMA podpisuje się wszystkimi łapkami :)
OdpowiedzUsuńNapisałam tak, bo chodzi o pogląd pedagogiczny, teraz wypatrzony :)
OdpowiedzUsuńTobie to nawet tłumaczyć nie trzeba, więc wiesz....
OdpowiedzUsuńNo i mi opublikowało. Chodzi o wychowanie bez porażek, czyli pokazanie trudnych, konfliktowych sytuacji, z których jest wyjście, zapewnienie harmonijnego rozwoju i oparci się na pedagogice humanistycznej. Tak więc z racjonalizmem, czyli podejściem czysto rozumowym nie do końca ma związek
OdpowiedzUsuńZałożenia teoretyczne często różnią się od praktyki, bo nie da się uniknąć sytuacji takich, że Cię dziecko zdenerwuje, a Ty nie nakrzyczysz, tylko delikatnie wskażesz, że tak nie wolno, bo nie. Nerwy często biorą górę. Najważniejsze to znaleźć umiar w tym wszystkim, zganić, ale też pochwalić, nie widzieć tylko tego co zrobiło źle, a jego starania uznać za coś tak naturalnego, że nie trzeba nawet na to zwracać uwagi. :) Mam podobne założenia co Twoje, niemniej jednak jestem choleryczką i często boję się, że za szybko będę wybuchać. Ale to się okaże dopiero za kilka lat. Powodzenia Ci życzę :)
OdpowiedzUsuńNawet nie śmiem marzyć, że nigdy nie podniosę głosu, czy nie zrobię jakiegoś błędu. Ale właśnie tak jak piszesz, dostrzegać dobre i złe zachowanie i odpowiednio nagradzać i karać, nie fizycznie, to myślę, że fajny cel :)Powodzenia również
OdpowiedzUsuńKochana, ja mam dokładnie tak samo:) Nieraz mnie aż telepie, jak widzę taką mamuśkę na ulicy, w parku, przy czym skutek jej zachowania zwykle jest odwrotny do zamierzonego: dziecko boi się, ucieka, a ona wrzeszczy jeszcze głośniej. Od razu mam ochotę się odezwać.
OdpowiedzUsuńaaa, to o TO chodzi :) to teraz rozumiem ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nieco się najeżyłam po przeczytaniu tego tytułu. Ale doczytałam do końca i chętnie Ci przyklasnę :)))
OdpowiedzUsuńA takich to się boję, bo mnie zakrzyczy :P
OdpowiedzUsuńTytuł fakt, kontrowersyjny
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę z całego serca :) Niestety punkt widzenia zależy od punktu widzenia :) Moja pięciolatka uważa, że cytuję "na nic mi nie pozwalacie". A moja teściowa twierdzi, że to tak nie może być, żeby pięcioletnie dziecko "tyle mogło".Przeczytałam ostatnio fajne zdanie autorki książki "jak słuchać, zeby dzieci do nas mówiły i jak mówić, zeby dzieci nas słuchały".Wiedziałam doskonale jak powinno się wychowywać dzieci, jakie błędy robia rodzice i dlaczego dzieci się tak a nie inaczej zachowują. Wiedziałam, aż urodziłam swoje dzieci i okazało się, że nic nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńPrzeprawy z ludźmi i z samą sobą, bo coś wydawało się inne też biorę pod uwagę :)
OdpowiedzUsuń