Ostatni rokobfitował dla mnie, dla nas w wesela. W tym jedno własne, więc i doświadczeniez obu stron. Wcześniej też się bywało, więc i zestaw zabaw w pamięci mam spory.Zarówno tych fajnych i integrujących obcych w sumie sobie ludzi, jak i tych, odktórych najchętniej uciekałam do innej sali, czy na zewnątrz. Ale po kolei.
Jedną znajbardziej okropnych i źle wspominanych przeze mnie zabaw jest kółeczko,naprzemiennie kobieta i mężczyzna. Idąc gęsiego, w rytm muzyki oczywiście,łapie się osobę przed sobą za wskazane przez prowadzącego części ciała. Mamswoją dość szeroką strefę osobistą i nie znoszę, jak się mnie dotyka ot tak, a co dopiero„łapiemy się za biuścik”. Koszmar. Nawet z boku przechodziły mnie dreszcze.Zresztą wszelkie rozpoznawanie po kolankach zawsze budziło we mnie ogromnyniesmak.
Innąspecyficzną zabawą, która niekoniecznie przypadła mi do gustu było podawaniesobie przez kobiety wałka spomiędzy nóg. Komentarzy na szczęście nie było, aleparę znaczących uśmieszków się pojawiło. Natomiast nikt się nie śmiał.
A z drugiejstrony są sympatyczne zabawy, które rozbawiają bez głupich i niemiłych dlakogoś podtekstów. Bardzo miło wspominam „test na trzeźwość”. Pan Młody klęczącna jedno kolanko miał zdjąć buta Młodej, położyć go sobie na ramieniu irozłożyć ręce. Jak mu się udało prowadzący skomentował tylko, że tak wyglądamłody mąż pod pantoflem młodej żony.
Samauczestniczyłam za to w zabawie tanecznej inaczej. Rozłożone było prześcieradłoi trzeba było zatańczyć, uprzednio dobierając sobie szybką lub wolną muzykę,tak, by nie dotknąć prześcieradła stopami. Najsprytniejsza para po prostuzarzuciła na siebie białą płachtę.
A u nas naweselu były cebulki przywiązane do pasków panów, którzy mieli nimi przesunąćpod moje nogi, siedzącej na drugim końcu Sali pudełko zapałek. Każdy miałoczywiście swoje. Panowie podglądali strategie i wszyscy świetnie się bawili.
Można więcgości zmusić do obmacania obcych osób, można bardzo wulgarnie i niesmaczniekomentować, ale można też bawić się naprawdę fajnie, nawet z podtekstem.Wszystko w granicach dobrego smaku.
My w ogóle nie chcemy żadnych zabaw oczepinowych.Zobaczymy czy się uda.
OdpowiedzUsuńTo, o czym piszę, to nie były zabawy oczepinowe. Zresztą, oczepiny to coś zupełnie innego, niż się teraz robi. Pisałam o zabawach w ciągu wesela, dla zintegrowania gości
OdpowiedzUsuńŁo jessu! A ja mam wesele we wrześniu! Nie moje, rzecz jasna, ale boję się właśnie tych durnych zabaw. Koleżanka obiecuje, że niczego takiego nie będzie, ale wiadomo to, kiedy towarzystwo się rozkręci? ;)))
OdpowiedzUsuńDla mnie wszystkie te zabawy są głupie, więc unikam weseli ;]
OdpowiedzUsuńMoże koleżanka nie wymyśliła głupich zabaw? Przecież to młodzi ustalają.
OdpowiedzUsuńWystarczy nie brać w nich udziału.. A unikając wesel można młodym zrobić zwyczajnie przykrość...
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od Młodych, bo przecież to Para Młoda ustala z orkiestra, jakie zabawy chcą mieć na swoim weselu - no chyba że orkiestra robi to bez porozumienia z Młodymi - bo i o takich sytuacjach słyszałam niestety:(Ja również nie popieram tych "wcale nie śmiesznych" zabaw i postaram się na swoim weselu ich uniknąc:)Kochana, a Wy jak się czujecie??
OdpowiedzUsuńNa swoim to można faktycznie powybierać, ale zdarza się właśnie tak, że na cudzym ktoś wybrał te "nieśmieszne" jako super zabawę ;)A my sobie rośniemy, mdłości przeszły, leżeć nie muszę, muszę tylko się oszczędzać, więc korzystam z wolnego i ze słońca :)
OdpowiedzUsuńMnie też czeka we wrześniu wesele, i strasznie obawiałam się tych "głupich" zabaw. Zespół na szczęście mamy rewelacyjny, żadna z nich wiejska kapela. Zabawy będą na "poziomie" coś w typie 'kto się w styczniu urodził" bez macanek itp. Nie znoszę tego :)
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że zespół, czy DJ może coś zaproponować, bo czemu nie, ma większe doświadczenie, ale ostateczna decyzja należy do młodych i tylko do nich
OdpowiedzUsuńBo z tymi zabawami to jest tak: nie można nikogo zmusić, żeby brał w nich udział i jeszcze się uśmiechał. Byłam na weselu, gdzie zespół na siłę wciągał do niestety, beznadziejnych zabaw, powiedziałabym nawet: niesmacznych. Ludzie się się ewaukowali, ale i tak kilka osób musiało uczestniczyć w tym, w czym nie chcieli. Ja raczej nie przepadam za zabawami na weselu:) Ale za to mogę niezmordowanie tańczyć, do białego rana:)
OdpowiedzUsuńZabawy integrują i nie można im odmówić uroku pod warunkiem, że są ze smakiem i nikogo się nie zmusza, tak jak napisałaś. Ale to kwestia dobrego zespołu :) Byłam na weselu bez zabaw i... nie pamiętam go, czyli musiało być nudno :P
OdpowiedzUsuńDwa tygodnie temu byłam na weselu [panna młoda to moja dość daleka rodzina]. "Zabawą", a właściwie pseudozabawą oczepinową, która mnie na prawdę dogłębnie zniesmaczyła było coś takiego: najpierw pan młody musiał swej żonie zdjąć podwiązkę. Zębami. Śmiało, na środku sali! Nic to, że wszyscy mogą oglądać jej majtki. Potem młoda pani zdjęła krawatkę młodemu. Odbyło się "tradycyjne" miotanie garderobą w grupkę panien i kawalerów, po czym... Ten, który złapał krawatkę miał nałożyć podwiązkę tej, która ją złapała. Zębami. Takoż na środku sali! Uczciwie? Zemdliło mnie. Po prostu nie wyobrażam sobie, by [tak ja w tym przypadku wyszło] kompletnie obcy facet - kuzyn pana młodego - obmacywał po udach kompletnie obcą sobie pannę - w tym przypadku moją 16 letnią siostrzenicę! Na szczęście chłopak okazał się być na poziomie i zamiast zabierać się do macanek strzelił z podwiązki [przypadkiem, oczywiście] w idiotę, który taką zabawę zaproponował. I to dopiero wzbudziło szczery, serdeczny i gromki śmiech!
OdpowiedzUsuńMnie mąż też ściągał podwiązkę zębami, ale cały był zasłonięty sukienką i niestety widowiska nie było. A atrybuty, choć złapali ludzie biorący ślub tydzień po nas (och co za przypadek ;)) zakładali sami, bo tak było powiedziane.
OdpowiedzUsuńWiesz, jeśli tak było "uzgodnione"... Ale w opisanym przez mnie przypadku ów kuzyn młodego i moja siostrzenica nawet się wcześniej nie widzieli, poznali się dopiero na sali weselnej! Pominę już fakt, że chłopak ma około 33 - 34 lata, a ona 16! Pomysł po prostu niesmaczny - gdy trafi - jak u was - na parę, może i zabawny, ale tak? Poza tym młoda miała wąską, obcisłą suknię, i żeby jej tą podwiązkę mógł ściągnąć, młody nie miał wyboru, jak odsłonić uprzejmie wszystkie wdzięki swej żony. Jak dla mnie - po prostu obleśne! I nie ma znaczenia, że młoda ładna i zgrabna! Pewnych rzeczy się po prostu nie robi i już.
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację, ale to młodzi powinni uzgodnić co i jak. No chyba, że orkiestra robi wolną amerykankę
OdpowiedzUsuńWiesz, podobno młodzi wcześniej uzgadniali z "orkiestrą", że żadnych żenujących cyrków ma nie być, ale [zdaje się] rodzice pana młodego zarządzili inaczej. Więc był wszystko, oprócz wspomnianej powyżej "rozrywki": młoda "musiała" przeprowadzić pod spodniami młodego surowe jajko [wsuwa się w jedną nogawkę, przez materiał popycha do góry, po czym opuszcza drugą nogawką :( ], były straszne, pseudoludowe przyśpiewki w stylu "U mojego teścia są takie zwyczaje, że teściu za córkę furę gnoju daje.", albo "nic mi nie zrobicie jak mnie ożenicie, będę sobie leżał wierzchem na kobicie."... Zapamiętałam tylko te dwie "strofy" [i chwała Bogu, że nie więcej, bo jeszcze by mi zaszkodziło...]... Oczywiście, różne gry i zabawy towarzyskie mogą świetnie integrować obce sobie rodziny! Ale muszą być prowadzone elegancko, dowcipnie i jednak raczej bez podtekstów seksualnych, zwłaszcza, jeśli biorą w nich udział osoby bardzo młode lub też słabo się znające.
OdpowiedzUsuńTo, co opisujesz, jeży mi włosy na całym ciele... Brrr...
OdpowiedzUsuń