wtorek, 26 lutego 2019

Koła autobusu kręcą się...

A raczej mojego auta. Zatankowałam w piątek, wracając do domu, czyli wtedy zrobiłam tylko 10 km. Na chwilę obecną mam na liczniku 400. W te i we w te, jak kot. Do tego trzeba doliczyć mnóstwo nowych obowiązków i milion starych, których Osobisty nie może zrobić, np przygotowanie herbaty. Wieczorem pomagam mu się umyć, przebrać i padam. Nic nie czytam, dziś obejrzeliśmy jeden odcinek Star Treka, ale to do południa.
Na szczęście już go nie boli, jest lepiej, choć zmienianie opatrunku nadal działa na mnie rozgrzewająco i po jednej ręce muszę odpocząć. Ale i tak robię to lepiej, niż pielęgniarka, bo po niej to w nocy już mu spadło z dwóch palców. Pominę, że robią byle szybciej i mało delikatnie. A wyczekał się wczoraj ponad dwie godziny, bo zamiast zmienić mu opatrunek, to chirurg wezwał wcześniej ludzi do zabiegów. Taka polityka.
U jednego brata spokój, u drugiego stabilnie. Mama się mniej denerwuje, ale co jej zaserwowaliśmy na 72 urodziny, to jej. Oby się tylko nie odbiło na zdrowiu.
Dziś usmażyłam faworki, tyłek rośnie od samego patrzenia. Nie są tak wybite, jak być powinny, ale trochę mnie zrelaksowały. I dzieciakom smakują.

4 komentarze:

  1. Powiem ci, normalnie pech...
    Czlowiek czesto marudzi, smeci bo cos, bo ktos, bo nudo, bo zapieprz, jednak choroby, prawdziwe problemy otwieraja oczy i..ucza pokory.
    Sil dla ciebie i zdrowia dla reszty!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic nie mów o faworkach, jem pączki od wczoraj ;)

    OdpowiedzUsuń