wtorek, 4 września 2018

Pierwsze łzy

Wczoraj cała chodziłam. Ale na ustach uśmiech numer jeden i do przodu. Gorzej było w kościele, jak ksiądz zaczął opowiadać o piesku, który wraz z innymi szczeniaczkami był wystawiony na sprzedaż, ale za mniejszą kwotę, bo miał krótszą nóżkę i nigdy nie będzie "normalnym" psem. Na to chłopiec go kupił za wyższą cenę, bo on jest wart tyle samo. A jak jeszcze chłopiec pokazał, że ma protezę nogi i bierze pieska, bo on potrzebuje kogoś, kto go zrozumie, to łzy ciurkiem poleciały. W szkole było lepiej (apel przegadałam z koleżanką, która w tej szkole jest pedagogiem), bo było zamieszanie i na płacz nie było czasu.
Dziś drżałam znów, bo Syn bał się do przedszkola iść ze względu na takiego jednego kolegę dokuczającego i bijącego. Co prawda rozmawiałam i z nim i z wychowawczynią, ale strach został. Odprowadziliśmy Córę, ja ze świeczkami w oczach i ściśniętym gardłem ze wzruszenia, zresztą, ostrzegłam, że tak może być, żeby nie pomyślała, że będzie jej tam źle. I tu znowu płacz. Koleżanka z klasy się rozpłakała. Odchodziłam, jak Córa ją pocieszała, bo Syn chciał natentychmiast wyjść. I chętnie poszedł do przedszkola. Pierwsze koty za płoty.
A, bo przepisaliśmy Córę na rano.

6 komentarzy:

  1. O to fajnie, czyli możesz twój plan wdrożyć w życie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Właśnie za chwilę ruszam po Córę, wysłuchać pierwszych wrażeń

      Usuń
  2. Moja Martyna jak zawsze powie: aaa niiiccc ciekawego :D I weź się tu człowieku czegoś dowiedz ;) Czekam na wrażenia :*

    OdpowiedzUsuń