Plany mieliśmy zacne. Dzieci co któryś dzień u babci, a my na górze, robimy, ile wlezie, bo przecież większość majówki miało padać.
Oto lista, co poszło nie tak:
1. wełna mineralna i płyty nie przyjechały, bo panu popsuł się samochód
2. babcia dzieci wzięła tylko na jeden dzień pod koniec tygodnia, bo miał być remont z malowaniem lakierami, poza tym mojej mamie sił już nie starcza
3. nie padało
4. nie najlepiej się czułam, bo jakaś chrypa, ból gardła i takie tam, a leczenie szło opornie i z marnym skutkiem.
W związku z powyższym, zrobiliśmy sporo na polu. Ja z doskoku i jak miałam siły, ale i tak sporo. Działka jest wyrównana, posialiśmy więc trawę (leży w nasionkach i czeka na deszcz, bo nie nadążymy z podlewaniem, a przez dzień i tak by je upaliło, zresztą, wody u nas już brakuje). Poprawiliśmy jeden bok kostki wokoło ogródka, Osobisty przywiózł korę i podrzucił pod maliny, chcemy też powiększyć ogród z różami. Z okazji schnięcia na potęgę, przeniosłam jedną rabatkę z kwiatkami na inne miejsce. Wykopaliśmy studnię i na dnie jest nawet trochę wody - zobaczymy na dłuższą metę, czyli jak zacznie padać. No i dokupiliśmy brakujące rzeczy do wentylacji.
Poza tym zrobiliśmy 16 koni na przedstawienie Córy. Trzeba było karton przyczepić do kijka. Klej na gorąco nie dał rady, taker też nie, w końcu Osobisty wziął piankę montażową i to był strzał w dziesiątkę. Po akceptacji głównodowodzącej, czyli pani Ani, nauczycielki tańca, zrobiliśmy tak resztę.
Prócz tego zaliczyliśmy kilka grilli wewnętrznych, czyli sami z sobą, a w sobotę, po tańcach Córy upiekliśmy ziemniaki u moich rodziców. Do tego lody, które nijak na moje gardło nie pomogły i majówkę uważam za zupełnie zmarnowany dobry czas. Zmarnowany, bo nie zrobiliśmy tego, co chcieliśmy, choć Osobisty chwilę był na górze. A dobry, bo jednak sporo rzeczy pokończyliśmy, coś się udało zrobić i przede wszystkim pobyć razem. A to już bezcenne.
A dziś byłam u laryngologa. Zapalenie gardła, krtani, tchawicy i strun głosowych. Czemu tak ostro? Bo nie mam migdałów. Kolejny tydzień lenistwa przede mną ;)
Czyli majówka wcale nie stracona, a nawet na plus. Super, też bym tak chciała boooo... my od piątku w szpitalu. Wątroba nie daje rady i czekamy pod obserwacją na najważniejszy wynik. Jak będzie ok idziemy do domu, a jak nie to kończymy ciążę szybciej
OdpowiedzUsuńO kurczę, znowu plany planami, a życie swoje :( trzymaj się. Który to tydzień?
UsuńDokładnie. Tydzień już 37 więc w razie czego mogę rodzić. Lusia wazy 3 kg wiec jest w miare bezpiecznie
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńU mnie majówka szpitalna :) Działo się :) Dobrze, że choć u Was się częściowo udało :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że już lepiej, ale dbaj o siebie
Usuń