czwartek, 24 sierpnia 2017

Najlepsze wakacje

Coś mi nie pisane napisać tej notki, najpierw zebrać się nie mogłam, teraz prąd wywaliło... Ale do dzieła.
Sobotni Kraków żegnał nas ulewą. Cieszyłam się ogromnie, bo przestałam się bać o nasz ogród, który musiałam podlewać, a tydzień bez wody mógłby być dla niego zabójczy. O pogodę na miejscu starałam się nie martwić. Dojechaliśmy dość późno, bo na drodze ciężko, a jeszcze wstąpiliśmy kupić w końcu okulary przeciwsłoneczne. Sezon się kończy, to najwyższy czas, nie? Spodziewaliśmy się jednego pokoju, a tam dwa plus coś na kształt kuchni z lodówką, mikrofalą i czajnikiem. Przemili właściciele, czysto, blisko centrum. Na obiad jeszcze pojechaliśmy autem, resztę urlopu praktycznie przestało, trochę się powłóczyliśmy i zrobiliśmy zakupy kolacyjne i czas było wracać.
Niedziela przywitała nas zimnem, więc w bluzach i kurtkach poszliśmy do Krynicy, na deptak i Górę Parkową. To początek górskich wędrówek, bo dzieciom się tak spodobało, że w poniedziałek, już w pięknej pogodzie wyszliśmy na Jaworzynę przez Przełęcz Krzyżową. Ja nie chciałam, bałam się, pamiętałam ją jako koszmarną górę, ale weszliśmy w dwie godziny, szlakiem, tylko na chwilę schodząc na rowerowy. Na szczycie obiad i atrakcja sezonu, czyli lis szukający jedzenia.





Ludzie pozwolili mu dojść do takiego malutkiego dziecka, raczkującego, na odległość może 10 cm. Skrajnie nieodpowiedzialne moim zdaniem, ale ich sprawa. Przecież to dzikie zwierze, skrzywdzone na pewno, skoro wcina frytki i wśród ludzi biega, ale dzikie.
Rozłożyliśmy sobie kocyk i powspominaliśmy trochę, świętując na szczycie 7 rocznicę ślubu.
Na dół już kolejką, obiecaną, ale do Krynicy znów Przełęcz. Nam już nogi odpadały, a dzieciaki po powrocie na mieszkanie (kilometr od centrum) na trampolinę wskoczyły.

We wtorek dzieci zażyczyły sobie pass, bo nogi odmówiły posłuszeństwa, więc włóczyliśmy się po Krynicy, karmiąc kaczki na Łabędzim Stawie na górze Parkowej, oglądając fontanny, bawiąc się bańkami mydlanymi i jedząc lody. We wtorek też nastąpiło cudowne spotkanie na Deptaku, z nauczycielką tańca Córy. Jakbyśmy się omówiły, to by się tak nie udało. A potem Syn zobaczył, że idą muzycy i przygotowują koncert. Zasiadł na schodach ze stwierdzeniem, że on zostaje. Ledwo już na nogach stał, powieki siłą woli, ale słuchał. Następnym razem jedziemy bardziej na Festiwal Kiepury, niż do Krynicy ;) Wzięliśmy go po trzech utworach, bo zimno się już robiło, a do domu daleko.






Kaczki, gęsi i łabędź się tak dzieciom spodobały, że poszliśmy tam też w środę, uzbrojeni w sałatę, którą kupiłam w drodze od chirurga, bo musiałam szwy wyjąć. Był to też dzień kolejki na Górę Parkową, dzieciaki koniecznie chciały pojechać, więc wjechaliśmy na górę, pobawili się na placu zabaw i zjechaliśmy na dół, gdzie wysłuchaliśmy kolejnego koncertu i wsiedliśmy do zaczarowanej kolejki obwożącej po Deptaku. Dzieciaki zachwycone, ludzie robili nam zdjęcia. Atrakcja dla wszystkich.

Czwartek to pełen relaks, czyli baseny w Muszynie, tu samochód ruszył się z miejsca, i plac zabaw dla dzieci. Park linowy, dmuchana gąsienica i kule zorbing. Wykupiliśmy im bez limitu czasu i nie żałujemy, bo z basenów lecieli tam i potem znów do basenu. Mieliśmy jeszcze wyjść na zamek, ale już się nie udało, sił brakło.

W piątek wróciliśmy do pieszych górskich wędrówek, zdobywając Górę Krzyżową, idąc szlakiem od naszego mieszkania, koło dawnej cerkwi, do Krynicy. Po zejściu obiad, potem mieszkanie i Muszyna, zamek. Zabrali się za jego odbudowanie, szkoda, że budowa stanęła, ale i tak fajnie się szło. Widoki niesamowite.











Sobota to był nasz ostatni dzień, ale że właściciele nie mieli nikogo za nami, pozwolili nam zostać nawet do wieczora. Zostawiliśmy auto i chcieliśmy wykorzystać pogodę, ile się dało. Plan mieliśmy pochodzić po Deptaku, nakarmić ptactwo na stawie, pojechać bryczką, więc ubraliśmy sandały. Dzieciaki miały obiecane tą bryczkę od pierwszego dnia, jak będą grzeczne, ale ja nie wiedziałam, gdzie można jechać. A tu... Wchodzimy na Deptak, białe konie, śliczne, bryczka i pan nas zaprasza, że jedzie na Górę Parkową, z powrotem schodzimy sami, a on nam opowie o Krynicy. Plan był zgoła inny, ale wsiedliśmy. Nie wiem, jakie macie zdanie na temat bryczek, o Morskim Oku ciągłe głośno. Sama nigdy nie zaproponowałabym drogi na Górę Parkową, nawet wiedząc, że jadą naokoło. A koniki ciągnęły zdrowo sterowane jedynie głosem. Pan miał bat i lejce, ale chyba zakurzone od nieużywania. Nie jest mi wstyd, że jechałam, koń jest zwierzęciem silnym i dobrze traktowany na pewno da radę.

A na samej górze rajskie ślizgawki. Dzieciaki uznały, że jadą. Ja do tej pory na myśl o najbardziej stromej mam żołądek w gardle, choć przyjemność jechać nią miał tylko Osobisty. Ja zjechałam tylko na falowanej i w rurze, a Syn ze mną jeździć nie chciał, bo mama hamuje i jeździ na tych dla dzieciaków. Jak dobrze mieć Córę :P

Schodziło się ciężko, obuwie w ogóle nie przystosowane, ale o kolejce dzieci słyszeć nie chciały. Jedyny zgrzyt, do góry szła wycieczka dzieciaków/młodzieży. Z telefonami w rękach i muzyką na fulla, każdy inną. Jakbym miała broń, strzelałabym. Potem już tylko staw i pęd na obiad, z trzema zestawami wód po pachą, bo zbierało się na deszcz. Wyjechaliśmy i parę kilometrów później złapała nas ulewa, doprowadzając do domu koło godziny 20.

10 komentarzy:

  1. kocham Krynicę, mieszkałam tam przez rok, uwielbiam jej łagodny klimat i wszechobecność..emerytów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy czwarty raz i nadal nie mamy dość, choć inna, niż 8 lat temu, ale nadal klimatyczna

      Usuń
  2. Piękne wakacje i piękne widoki. Cieszę się, że wypoczęliscie.
    A co do lisa to faktycznie nieodpowiedzialni rodzice. Ja jak widze lisa nawet 100 metrów ode mnie to wieję jak poparzona

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne spokojne wakacje :) I zasłuzony odpoczynek przed bieganiną przedszkolną! Już zaczęłaś wprawki czy jeszcze? Ja już na szczęście kończę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas płaci się za wyprawkę i przedszkole kupuje, co potrzebne. Zostają tylko kapcie ;)

      Spokojne, a jednocześnie wyciśnięte na 1200 obrotów. Z rajskimi ślizgawkami na 1600 ;)

      Usuń
  4. Ja Karolinke rodziłam w Krynicy 😉 wiec takie mam wspomnienia główne. Fajnie że urlop udany i Wy jak i dzieci zadowoleni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie byłam jeszcze w Krynicy, ale jak patrzę na Twoje zdjęcia, to na pewno pojadę ;)

    OdpowiedzUsuń