sobota, 19 marca 2016

Robię nic

W poniedziałek jednak nie pojechałam do pracy, bo kierowniczki nie było, umówiłam się z nią na czwartek, tu u mnie w miejscowości. Dla mnie lepiej. No ale jak to tak, że poniedziałek wolny? A jeszcze Córę miał odebrać Osobisty, to rozpusta na całego. Najpierw prasowanie. Przez chorowanie mi się zebrało, godzinę stałam przy moim - nie moim super żelazku :P Pogoda piękna, poszliśmy na pole, patrzę, pograbić można. Z tyłu łąkę kwiatową z uschniętych badyli i trawy i ten nieszczęsny przód z pianki. Wybrałam przód, bo widać. Luzik, niedużo, spoko, dam radę... No... Półtorej godziny później, mokra, jak mysz, skończyłam. Z wydatną pomocą Syna oczywiście. Zasnęłam w opakowaniu.
Wtorek to Kraków, środa szybki rajd do mojej mamy, potem warsztaty w przedszkolu. Cudnie było. Mieliśmy przynieść wydmuszki, skarpetkę, albo styropianowe jajka i robiliśmy ozdoby. Resztę, czyli wstążki, filc, bibuły, tekturki i inne cuda były w gestii przedszkola. Zrobiliśmy koszyczek i parę wydmuszek na patyku. Skarpety nie mieliśmy, ale królik z niej zrobiony mnie urzekł.
Czwartek wyprawa bladym świtem do przedszkola, bo teatr, a ja musiałam zdążyć spowrotem na 9, do kierowniczki. Przed 10 wolna byłam. No to co? Na pole i okna. Że okna na polu? Nooo... Mamy stałe szklenia w 4 wielkich i dwóch małych od garażu, a odsuwanego też się nie da inaczej ;) Obskoczyłam wszystkie, prócz kuchennego i salonowego od strony domu, bo tam sofa stroi i sama nie umiem odsunąć. Potem jeszcze poszliśmy z Osobistym na pole. On zaczął składać dzieciakom plac zabaw z opon, a ja zabrałam się za likwidację chaszczy koło blaszaka. Przy okazji ognisko zrobiłam, choć mało efektowne. Góra chaszczy była spora, ale to suche, to się moment spaliło. Znowu padłam na dziób.
Wczoraj miałam nic nie robić. Tylko rano skończyłam okno w kuchni. A potem miałam robić nic. To to moje nic zamieniło się w okopane truskawki i inne, czyli perukowca, krzewuszki, akację różową i bez. Odpuściłam piwonię japońską i magnolie, bo coś mi się ułamało i nie chcę zniszczyć od korzenia. I dziś naprawdę miała robić nic. Odpoczywać do góry tyłkiem. No i zgadza się to tyłkiem do góry. Osobisty zrył mi kawałek trawnika. Pod kwiatki i warzywa, bo poprzednie miejsce kwiatkom nie służyło. Tuż obok truskawek mi zrył. Więc ja wzięłam i przesadziłam sobie te pińcet narcyzów, pantofelki matki boskiej, liliowce, prymule, floksy, goździki i kilka innych.I co? I padam na dziób. A na fitness nie mam sił iść. Zresztą, po tych moich wybrykach ogródkowych i tak mnie wszytko boli ;)

2 komentarze:

  1. i niech ktoś powie, że nie pracujesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele osób mi to mówi. I pyta, kiedy zamierzam wrócić do pracy. Przecież teraz leżę i pachnę i pieniędzy do domu nie przynoszę, tylko wykorzystuję tego mojego chłopa... Przykre to, ale prawdziwe.

      Usuń