poniedziałek, 14 marca 2016

Normalność i o płonącym aucie

Wszystko wróciło na utarte tory. Po dwóch tygodniach zwolnienia Osobisty pojechał do pracy, a my musimy zająć sobie czas sami. Co prawda Córa już w środę pojechała do przedszkola, jak tylko Osobisty dostał zwolnienie: może chodzić, ale ja siedziałam w domu. No i nazbierało nam się na ten początek, startujemy ostro. Muszę jechać do pracy załatwić pewne sprawy i to do jutra. Chciałam w tamtym tygodniu, mimo choroby, ale auto we wtorek odmówiło współpracy i to dość mocno, bo przetarł się wężyk i płyn hamulcowy był się wylał. Odzyskałam dopiero w sobotę, bo mechanik miał wolne do piątku rana, tuż przed Bollywood dance - booosko mi.
Oprócz tego do jutra mam OC, a do środy przegląd. Jutro też Kraków i lekarz mój, odebrać ubranka, co kupiłam Córze. A w środę warsztaty świąteczne u Córy w przedszkolu, więc muszę kupić jakieś wstążeczki, kwiatuszki i inne tego typu. Dopiero czwartek luźniejszy, bo Córa do teatru jedzie, to dłużej jej nie będzie, choć z kolei wcześniej musimy wstać, żeby na autobus przedszkolny zdążyć, co ich do tego teatru ma zabrać.

A wczoraj... Nadal mam dreszcze, jak o tym myślę. Pojechaliśmy do kościoła, zamknęłam auto, uszłam może 50 metrów. Wyje. Bo mu się coś w drzwiach odpięło i mu się "otworzyły", znaczy czujnik tak pokazywał, to zaczął wyć. I tak siedzę i słucham mszy, a jednym uchem słucham, czy nie wyje i nie jest atrakcją sezonu. Kazanie. Ksiądz mówi nawet całkiem do rzeczy, a tu przerywa mu kościelny, że prosi kierowcę tego i tego auta. Facet wychodzi. Zaraz prosi drugiego kierowcę. A za chwilę wszystkich, których auta są na parkingu. Poszłam, a tam... Auto się pali. Faceci próbują gasić, najbliższe auta odjeżdżają. No to szur do auta, było daleko, w samym kącie, ani straży nie zawadzało, ani nic, więc tylko po gaśnicę pobiegłam.
Nie przydała się. Kilówką to można sobie zapałkę zgasić, a nie płonący samochód. Nawet, jak gasi się trzema na raz. Mojej już nawet nie odpalili. Skończyło się na straży i moim postanowieniu, że chcę czterokilową.
Jeszcze warto wspomnieć rozmowę z parkingu. Podszedł do mnie facet, co parkował koło mnie, starszy gość i zaczął narzekać, że straż ma tak blisko, a jeszcze ich nie ma. Dopiero wyła syrena! Zaczęłam mu tłumaczyć, że oni nie siedzą całą obstawą w strażnicy, że muszą się zbiec, jest niedziela do południa, niech ostatni kierowca przybiegnie to mają opóźnienie. Zdziwił się, że przecież, jak się pali, to byle kto wsiada. No nie, do tego trzeba mieć specjalne prawo jazdy, do specjalnych aut. Może komuś naprostowałam światopogląd. Ludzie, naprawdę, strażacy ochotnicy nie siedzą i nie czekają w pełnym ekwipunku. Oni są najwcześniej, jak dają radę. I pomagają. Jeżeli są pięć minut później, to nie znaczy, że nie chcą, nie znaczy, że mają złą wolę, po prostu coś się stało. Auto nie odpaliło, kierowca się potknął na schodach, czy syrena nie zawyła, a ściąganie telefonami trwa (to tak odnośnie pożaru w innej miejscowości, gdzie jechali 20 minut (olaboga, co za nieudacznicy!). Bo właśnie prądu nie było, a syrena na agregacie nie zadziałała)
Strasznie żal mi tego faceta, bo nie dość, że po aucie, to jeszcze lawetę musi nająć. A OC tego nie pokrywa :(

8 komentarzy:

  1. Dość dawno temu moim rodzicom ktoś podpalił auto na podwórku, gdzieśtak ok. 4 rano ale to miasto i to był kolejny samochód z serii podpaleń to straż przyjechała szybko - całe szczęście, bo w aucie była pełna butla z gazem. Ponoć butle są wytrzymałe ale wiadomo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu też przyjechali szybko, myślę, że podpalenia nie miały z szybkością wiele wspólnego, po prostu szybko się zebrali, albo zawodowi, Ci są na posterunku i zbierają się od razu.

      Usuń
  2. Ups... nie zazdroszcze poszkodowanemu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale numer... Współczuję temu facetowi, serio...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się wydaje takie odległe, jak w filmach, a tu nagle...

      Usuń
  4. Nie wiem o co chodzi i co się dzieje, ale w ostatnim czasie to już kolejny przypadek płonącego auta, o jakim słyszę/czytam. Hm, z tymi samochodami coś nie tak, czy może... Strach wsiadać do pojazdu, kiedy tak człowiek zaczyna rozmyślać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej, że to nie jakieś stare graty zazwyczaj

      Usuń