sobota, 7 lipca 2012
Wojna
Owszem, nie rozłożyłam im czerwonego dywanu, ani nie przywitałam kwiatami. Stosunek do nich miałam raczej wrogi i pojawienie się ich nie ucieszyło mnie wcale. Ale czy to oznacza, że trzeba mnie atakować? Kto im dał do tego prawo? Wkroczyły w moją przestrzeń życiową i jeszcze się oburzały, jak protestowałam. Bitwę przegrałam, uzbroiły się po zęby, zorganizowały partyzantkę i ruszył na mnie zwartym szeregiem. Tego już nie wytrzymałam. Wytoczyłam im wojnę. Przy radosnym Agugu, dede i meme zwyciężyłam. O czym dumna donoszę z placu boju. Mrówki przegrały.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Znam to:) Teraz mieszkam w mieszkaniu w centrum miasta, więc mrówki chyba już mi nie grożą, ale kiedy mieszkałam z rodzicami w domu na wsi to co roku, przez kilka lat właśnie w lipcu mrówki pakowały nam się do środka i wyżerały cukier i wszelkie słodkości. Walczyliśmy z nimi, ale nie tak zawzięcie. Po jakimś czasie same się usuwały;)
OdpowiedzUsuńA ja nie lubię mrówek, brr...;)
Dlatego Tobie tym bardziej gratuluję :)
Walczę, bo wchodzą do łóżeczka Córy, do jedzenia, na nasze łóżko, koszmar
UsuńHaha, świetnie napisane:) Ja to mam manię wypuszczania wszystkiego, co wpadnie mi do domu: ćmy, biedronek, nawet much, tylko komary unieszkodliwia mój kot:):)
OdpowiedzUsuńMój kot ratuje świat przed zagładą grożącą od każdego stworzenia ;)
UsuńU mnie też nie ma! Monetki i proszek do pieczenia to potęga! ;)))
OdpowiedzUsuńA Ty czym przegoniłaś?
Liśćmi magi i domestosem dolanym do wody do mycia
Usuńproszek do pieczenia ??????? o kurcze...a ja wydalam tyle kasy :P
Usuńhihihih ja tez tak mialam ! ale u mnie dzisiaj uciekly ...ale bross na parapetach i jakies takie cos co tam wlaza pomoglo :P
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze są niedobitki, ale marny ich los
Usuń