Prawie cały weekend został nam darowany. Bo czas dla siebie ostatnio jest ogromnym darem. Zero komputera, zero telefonów, tylko nasza trójeczka, w porywach do dwójeczki, jak Córa śpi. Ładuje akumulatory na cały tydzień. Nawet, jak w poniedziałek o 5.20 budzi mnie telefon: Musisz po mnie przyjechać i zawieźć mnie do pracy. Mam zepsuty tłumik. No i po 7, jak tylko Cór wstała, nawiasem mówiąc, jak potrzeba, to śpi do późna, wsiadłam w auto i natrzaskałam kilometrów. I tyle na temat tego, że może bym sprzedała swoje Lwiątko. Potrzebne jest, choć humorzaste.
Wczoraj Córa zaliczyła pierwszą kąpiel na siedząco i coś mi się zdaje, że to stanie się już zwyczajem, bo tak jej się spodobało. Właśnie, psa miałam wykąpać. Ale to za chwilkę jeszcze. Będzie latała jak oparzona, tak ma, jak jest mokra. Ale brudna już jest strasznie, a ostatnio to ją kąpałam, jak jeszcze w ciąży chodziłam.
Dom ma już okna dachowe. W piątek, 13 kończymy sezon murarski. Spełniło się moje życzenie, by na drugą rocznicę ślubu mieć dach.
Pięknie.
Podsumuj kiedyś jak możesz koszta waszej budowy...jestem ciekawa ile was to wyniosło...
OdpowiedzUsuńO ile oczywiście chcesz i możesz...nie narzucam się.
Marzenia się spełniają:)
Podsumuję, gdzieś to mam nawet napisane :) W sumie teraz jest na to dobry czas.
UsuńŚwietnie, że marzenie się spełniło:) To kolejny dowód na to, że to nie tylko frazes:):)
OdpowiedzUsuńNo nie jest to frazes, choć sporo wysiłku kosztuje
UsuńA my już kończymy płyty do sufitów przykręcać:)
OdpowiedzUsuńSzpachlowanie też już jest zaczęte:)
Miło być przy samym końcu... Ale z tego, co pamiętam, nie budowaliście się, tylko dobudowaliście?
UsuńU nas po spektakularnym tym roku prace staną, choćby dlatego, że mąż sam będzie robił, a poza tym odpada moja wypłata z racji wychowawczego. Ale powoli też się doczekamy końca