Zła pani ze mnie, bardzo zła. Podła wręcz i niemiłosierna.
Zamknęłam.
Kota.
W szafie.
Na klucz.
A było to tak. Prasowałam i wyjęłam z szafy przy podłodze, gdzie mam normalne półki, nie wieszaki, spodnie i bluzkę. Szafę zostawiłam otwartą, poprasowałam, schowałam bluzkę, popsioczyłam na kota, który mi część rzeczy wywalił i zamknęłam. Poszłam sobie odgrzać obiad, przyszykować obiad na jutro. Trwało to może z godzinę. Wróciłam, kota nie ma. Na stołkach nie ma, w szafie z pościelą, która robi za schowek na odkurzacz czekający na schowanie nie ma, łóżko puste, fotele też...Pełna najgorszych przeczuć zaglądam do wcześniej wspomnianej szafy. Wyszła kocica. Nie do końca wiem, czy oburzona, czy przerażona. Ciuchy na półce, na której siedziała, przewrócone do góry nogami... A kot przymilny jak nigdy. Takie mi mruczanko puściła, że doszłam do wniosku, że widzi we mnie tylko wybawcę, a nie tego, kto zamknął ją w więzieniu. Choć tyle...
To nie pierwsza bytność kota w szafie. Nie pierwsza za moim pośrednictwem. Ale pierwsza w szafie zamkniętej na klucz, bo z innych umie wychodzić przy wdzięcznym łubudu. Ciekawe, na jak długo ta przygoda ją powstrzyma...
Zła pani ze mnie, bardzo zła... Bo nawet kota nie żałuję.
Ach te koty! Mój też uwielbia do szafy włazić, albo bawić się w "znajdź mnie!"- czyli schować się w jakąś tajną skrytkę domową i udawać, że go nie ma:)
OdpowiedzUsuńDobrze, że stosunkowo szybko zauważyłaś bak kota :)
OdpowiedzUsuńNie taka zła. Mój kot siedział kilka godzin zamknięty w wersalce. Nie wiem jak on tam się dostał, ani ile tam siedział. Fakt faktem, gdy mama rozkładała łóżko - doznała szoku (wszyscy szukaliśmy sierściucha), a kot - jak to kot, był zły, bo przerwała mu spanie. Tak mocno spał, że nawet nie słyszał jak go wołamy:)))))
OdpowiedzUsuńU mnie w kanapie mama mała przybory do szycia, szmatki różne do tego też przeznaczone, firanki itp rzeczy. Poprzedni kot był kotem, który na pole wychodził i czasem go z dzień nawet nie było. Pewnego dnia mama szyła, chwilę kanapa była otwarta. Kot zniknął. trzy dni później mamę tknęło i zajrzała do kanapy. Kot lekko przyduszony wyszedł. Ale nic mu się poważnego nie stało. Uratować się nie mógł, bo nie miauczał, zwyczajnie nie wydawał z siebie dźwięku, więc nikt go nie słyszał.
OdpowiedzUsuńNa szczęście ten egzemplarz umie miauczeć, to w końcu i tak bym ją znalazła
OdpowiedzUsuńTaaa... Coś w stylu "Ja cię widzę, to po co mnie wołasz" :)
OdpowiedzUsuńNormalka. Zamykanie kotów w szafie było niezliczoną ilość razy. Najlepsze było, gdy kotka wlazła z młodymi do wersalki. Póki wersalka była złożona do siedzenia, to wszystko było ok, bo mogła w każdej chwili wyjść przez dziurę z tyłu. Tylko nikt nie wiedział, że tam jest, więc wieczorem zostało wszystko przygotowane do spania. Cały dzień zastanawialiśmy się co się stało z nią i młodymi. Szukaliśmy wszędzie. W końcu, gdy położyłam się na tej wersalce usłyszałam bardzo ciche i żałosne miauczenie. Na początku nie łapałam skąd może ono dochodzić, ale jak trybiki zaskoczyły, tak szybko "postawiliśmy" wersalkę i koty się znalazły. Już nigdy więcej się tam nie chowały ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie;)
OdpowiedzUsuńNo to niźle się kocina usiedział w tej szafie. Ciekawe jak długo te traumatyczne przezycia zostana mu w pamięci i daruje sobie ponowne wchodzenie do niej. Pewnie krótko..
OdpowiedzUsuńBardzo krótko... Jeszcze tego samego dnia tam zaglądała
OdpowiedzUsuńPowyżej napisałam historię zamknięcia kota w tapczanie, który nie był rozkładany do spania ;) ale mojej kocicy to nic nie nauczyło :)
OdpowiedzUsuńJa mam dwa koty a konkretniej kotki i powiem Ci Kochana szczerze, że czasami tak się gdzieś zaszyją w domu, że znaleźc ich nie można.Wtedy cała rodzina poszukuje :)
OdpowiedzUsuńOne mają nadzwyczajną zdolność wciskania nosa w najciemniejszy kąt i bawienia się w "znajdź mnie. Jeśli potrafisz."
OdpowiedzUsuń