Ostatnie dwa tygodnie na L4 i chora cała rodzina nakłoniła mnie do przemyśleń. Miałam całe dnie na prace domowe, nie byłam ograniczona czasem na pracę, powrót do domu i dopiero obiad. Spokojnie mogłam sobie rozplanować sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie. Nie musiałam robić wszystkiego na raz, bądź odkładać na weekend. I pomyślałam sobie wtedy, że miło by było tak sobie żyć. Prowadzić dom, zajmować się ogrodem, w przyszłości dzieckiem, mieć czas na wszystko. Spokojne, ustabilizowane życie bez ciągłego pędu, bo czegoś nie zdążę, a coś z kolei się przypala. A potem przyszła jeszcze inna refleksja. To wszystko zadziałoby się kosztem pracy zawodowej. I już nawet nie chodzi o rozwój osobisty, bo w domu też się można na wiele sposobów rozwijać, a to jakiś kurs, a to ciekawa książka niekoniecznie obyczajowa. Ale nie umiałabym prosić o pieniądze na wszystko. Wiem, że praca w domu, to praca de facto 24 na dobę, daje wymierne korzyści i bez tej pracy nic by nie było w porządku, ale jednak nie jest pracą zarobkową, nie przynosi mi moich pieniędzy. A przecież muszę zatankować, naprawić auto. Chcę czasem iść do fryzjera, czy kosmetyczki. Chcę kupić sobie książkę czy perfumy. I upokarzające byłoby dla mnie ciągłe proszenie męża o pieniądze. Na moje potrzeby i wydatki. I doszłam do wniosku, że mogę w domu siedzieć. Na urlopie wypoczynkowym, macierzyńskim, wychowawczym, bo dziecko potrzebuje mamy, ale poza tym chcę mieć własne pieniądze. No cóż, taka cena za równouprawnienie. Swoją drogą, zawsze byłam przeciwna.
Zawsze można, mimo siedzenia w domu, robić jakieś prace na sprzedaż (teraz tak w cenie są wszelakie ręczne robótki). Tak, wiem. Nie każdy ma do tego smykałkę. Ale nie wierzę, że nie ma człowieka, który absolutnie nie ma nic w sobie (że tak to, ciut niemiło, ujmę) na sprzedaż.Ja nie pracuję, ale wyszywam i udaje mi się coś sprzedać. Daję korki kilka razy w tygodniu, więc znowu pieniądze wpadają. Tak więc mam swoje pieniądze na drobne wydatki (z większymi czekam aż mi odblokują pieniądze na lokacie).Ale w pełni rozumiem kobiety, które chcą się rozwijać zawodowo i po prostu pracować na pełnym etacie. Póki praca sprawia mi satysfakcję, to mogę pracować i 12h na dobę (jak to robiłam), ale również miło jest mieć czas aby spokojnie wykonać prace w domu. Dla mnie najlepiej by było co jakiś czas tak zmieniać zajęcia, żebym się nie znudziła ani jednym, ani drugim ;) Siedząc miesiącami w domu wpadłabym w depresję nie mając kontaktu z ludźmi, a znowu pracując tak dużo wykończyłabym się fizycznie.
OdpowiedzUsuńPrzy dziecku nie ma czasu na takie roboty, zreszta, nie daja tyle, by zatankowac, czy wyjsc do kosmetyczki. A ja kocham swoja robote, daje mi wiele satysfakcji i nie umialabym sie z nia rozstac na dluzej. A nie pracujac nie trzeba siedziec w domu ;)
OdpowiedzUsuńW pełni Cię rozumiem,też nie potrafiłam prośic o pieniądze dlatego ciężko pracuje....lecz nie żałuję
OdpowiedzUsuńTo chyba kwestia dumy. I daje poczucie, ze zawsze sobie poradzimy i nie jestesmy zalezne. A to wiele.
OdpowiedzUsuń