niedziela, 13 lutego 2011

Pani domu vs pieniądze

    Ostatnie dwa tygodnie na L4 i chora cała rodzina nakłoniła mnie do przemyśleń. Miałam całe dnie na prace domowe, nie byłam ograniczona czasem na pracę, powrót do domu i dopiero obiad. Spokojnie mogłam sobie rozplanować sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie. Nie musiałam robić wszystkiego na raz, bądź odkładać na weekend. I pomyślałam sobie wtedy, że miło by było tak sobie żyć. Prowadzić dom, zajmować się ogrodem, w przyszłości dzieckiem, mieć czas na wszystko. Spokojne, ustabilizowane życie bez ciągłego pędu, bo czegoś nie zdążę, a coś z kolei się przypala. A potem przyszła jeszcze inna refleksja. To wszystko zadziałoby się kosztem pracy zawodowej. I już nawet nie chodzi o rozwój osobisty, bo w domu też się można na wiele sposobów rozwijać, a to jakiś kurs, a to ciekawa książka niekoniecznie obyczajowa. Ale nie umiałabym prosić o pieniądze na wszystko. Wiem, że praca w domu, to praca de facto 24 na dobę, daje wymierne korzyści i bez tej pracy nic by nie było w porządku, ale jednak nie jest pracą zarobkową, nie przynosi mi moich pieniędzy. A przecież muszę zatankować, naprawić auto. Chcę czasem iść do fryzjera, czy kosmetyczki. Chcę kupić sobie książkę czy perfumy. I upokarzające byłoby dla mnie ciągłe proszenie męża o pieniądze. Na moje potrzeby i wydatki. I doszłam do wniosku, że mogę w domu siedzieć. Na urlopie wypoczynkowym, macierzyńskim, wychowawczym, bo dziecko potrzebuje mamy, ale poza tym chcę mieć własne pieniądze. No cóż, taka cena za równouprawnienie. Swoją drogą, zawsze byłam przeciwna.

4 komentarze:

  1. a_normalia@op.pl16 lutego 2011 14:46

    Zawsze można, mimo siedzenia w domu, robić jakieś prace na sprzedaż (teraz tak w cenie są wszelakie ręczne robótki). Tak, wiem. Nie każdy ma do tego smykałkę. Ale nie wierzę, że nie ma człowieka, który absolutnie nie ma nic w sobie (że tak to, ciut niemiło, ujmę) na sprzedaż.Ja nie pracuję, ale wyszywam i udaje mi się coś sprzedać. Daję korki kilka razy w tygodniu, więc znowu pieniądze wpadają. Tak więc mam swoje pieniądze na drobne wydatki (z większymi czekam aż mi odblokują pieniądze na lokacie).Ale w pełni rozumiem kobiety, które chcą się rozwijać zawodowo i po prostu pracować na pełnym etacie. Póki praca sprawia mi satysfakcję, to mogę pracować i 12h na dobę (jak to robiłam), ale również miło jest mieć czas aby spokojnie wykonać prace w domu. Dla mnie najlepiej by było co jakiś czas tak zmieniać zajęcia, żebym się nie znudziła ani jednym, ani drugim ;) Siedząc miesiącami w domu wpadłabym w depresję nie mając kontaktu z ludźmi, a znowu pracując tak dużo wykończyłabym się fizycznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy dziecku nie ma czasu na takie roboty, zreszta, nie daja tyle, by zatankowac, czy wyjsc do kosmetyczki. A ja kocham swoja robote, daje mi wiele satysfakcji i nie umialabym sie z nia rozstac na dluzej. A nie pracujac nie trzeba siedziec w domu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. lucy@poczta.onet.eu17 lutego 2011 19:40

    W pełni Cię rozumiem,też nie potrafiłam prośic o pieniądze dlatego ciężko pracuje....lecz nie żałuję

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba kwestia dumy. I daje poczucie, ze zawsze sobie poradzimy i nie jestesmy zalezne. A to wiele.

    OdpowiedzUsuń