środa, 17 listopada 2010

Za marzeniami...

            Doszorowałamdziś ślubne buty. W końcu. Jakoś wcześniej nie chciało mi się za to zabrać. Zresztą,nie nadają się do chodzenia, bo są ewidentnie ślubne. Choć ładnie się doprały. Zostałymi one i dwie pary białych pończoch. Wciąż przekonuje się, że w białych teżmożna chodzić. Na razie leżą w szafie… Obok sukni… Jeszcze niedawno w ferworzeprzygotowań, a już 3 miesiące po. Teraz ciągniemy za sobą inne marzenie, amianowicie dom. Już raz o nim pisałam, nawet projekt można było obejrzeć. Dziśzałatwienia w trakcie. Szkoda tylko, że to się tak wlecze. Dokumenty załatwianesą od roku, mamy dopiero WZ, czekamy na pozwolenie. W wyniku czego niezrealizujemy planu na ten rok, nie wylejemy fundamentów. Są tego złe i dobrestrony. Złą jest przede wszystkim to, że wydłużył się czas czekania na to swojemiejsce, co ciągnie za sobą kolejne konsekwencje. A dobrą jest kasa. Zwyczajniewięcej czasu na jej zebranie. Choć i z tym kiepsko. Owszem, mamy sporą częśćkwoty, ale to nadal kropla w morzu tego, co trzeba do stanu całkowitego. Akredytu brać nie chcemy, bo ciągnie to za sobą oddawanie bankowi ogromnej kwotyw odsetkach. Zresztą, warunki i tak są tak skonstruowane, że najpierw trzebaudowodnić bankowi, ze tego kredytu się nie potrzebuje, a potem oni goudzielają. Dziękujemy, poradzimy sobie bez nich. Choć to powoduje, że MójOsobisty Mężczyzna strasznie dużo pracuje. Ale z każdym dniem bliżej… A potemznów kolejne marzenia… Ogród (na 50 arach to naprawdę wyzwanie), w nim huśtawka,całkowite wyposażenie domu, sala do ćwiczeń…

8 komentarzy:

  1. Zamierzasz sprzedać suknię i wszystkie zbędne akcesoria, czy trzymać bez planu do kiedy? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Suknia, rękawiczki i welon wyglądają jak nowe, buty jednak nie bardzo. Bolerko nie doczekało się miana ślubne, bo było za ciepło, ale zaciągnęłam na ślubie kolegi, tydzień później. Zresztą. Nie zamierzałam ich sprzedawać od samego początku. Kuzynka próbowała sprzedać suknię, przy 300 zł zrezygnowała. Dla mnie to pamiątka. Nie chcę się jej pozbywać za jakieś marne grosze. Może ją kiedyś komuś pożyczę. Na razie wisi i mam zamiar przymierzać w każdą rocznicę ;) W ramach sprawdzania ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie jakaś"wiedząca wszystko" powiedziałaby, ze to przynosi pecha ;)Ale prawdą jest, ze bardzo ciężko sprzedać suknię. Ja swoją zamierzam wykorzystać na maksa przy sesji plenerowej i nie obchodzi mnie czy się zniszczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kupując suknię (zresztą bardzo szybko) wybierałam taką, żeby nie miała na dole tiulu, bo w tym robią się dziury jeszcze w kościele.... Dlatego na plenerze też się nie zniszczyła... No oprócz tego, że była koszmarnie brudna

    OdpowiedzUsuń
  5. Brudu raczej nie da się uniknąć. Klęczenie w kościele, zbieranie grosików na ziemi i kucanie, szaleństwo na parkiecie, potem na plenerze siadanie na trawie itp.

    OdpowiedzUsuń
  6. Samo przejście przez kościół... W trenie... Ręce gości na plecach, wszystko widać...

    OdpowiedzUsuń
  7. bo to się robi tak... buty wywalamy od ręki, bo i tak to zrobimy po jakimś czasie... kieckę przerabiamy na sexy coś tam... potem wywalamy, bo podarte po pierwszym użyciu... męski gajer sprzedajemy jak najszybciej... coś tam się zwróci... tylko czuwaj nad tym, bo chłop to przepije z nabywcą... buty niech sobie zostawi, jeszcze się mogą czasem przydać, w ostateczności do kopania ogródka... i tak z grubsza, to chyba tyle w temacie :))))...

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba Cię proszę, żebyś się nie wypowiadał... Drażnią mnie Twoje komentarze, więc po co ja mam się denerwować i Ciebie opluwać w odwecie?

    OdpowiedzUsuń