sobota, 6 listopada 2010

Cudownie mi...

            Dzieńzaczął się od pysznych świeżych bułeczek i chlebka przywiezionych przez Męża…Mniam… Potem wyjazd i Zakopane. Obiecane od dawna, wyczekane, w końcu dziśzrealizowane. Pogoda wymarzona, ciepło, polska złota jesień, bajecznie…Najpierw jednak góry. Stop, nie krzyczcie, Zakopane to nie góry, ja niebluźnię. Poszliśmy na Sarnią Skałę. Schodziliśmy zmęczeni koszmarnie, alezadowoleni jak świnki w deszcz. Kocham góry. I Jego kocham. Za tą wycieczkęteż. Po wymyślaniu przeze mnie ratowniczki dla niego i ratownika dla mnie(jakby trzeba było wezwać TOPR) stwierdziłam, że nadmiar tlenu szkodzi. Aleuważam, że wyimaginowana blond piękność w obcisłym kombinezonie na ponętnychkształtach to nie powód, aby mi mówić, że zwariowałam ;)

            Potem jużtylko obiado-kolacja w Zakopanym i mała wędrówka po Krupówkach. Za każdymrazem, gdy tam jestem zastanawiam się, co ludzie w nich widzą i próbuję sięprzekonać do ich uroku idąc tam. I nadal nie wiem. Ulica jak ulica… Ja tam wolęszlak…

            Kochamwędrówki…

6 komentarzy:

  1. Ja Zakopanego nie lubię. Za dużo ludzi, za dużo kiczu. Żeby na szlakach było cicho i spokojnie trzeba iść albo o 6 rano albo w najwyższe partie. Dlatego wolę Gorce lub inne mniej znane góry, ale nie mniej piękne szlaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakopane to nie góry.. Zakopane to Zakopane, a góry to góry. Kto nazywa górami Krupówki i Gubałówkę, bluźni... A Gorce to też raczej przedgórze.. A ja lubię każdy szlak, nawet z ludźmi, ja idę dla siebie, a nie dla oderwania się od człowieka. Tak to bym polazła w Alpy czy na Alaskę. Zresztą, trzeba dobrze termin i szlak wybrać i tyle... Jakoś wczoraj nie było prawie ludzi, na Jaworzynie w sierpniu też pusto...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ nie twierdziłam, ze Zakopane to góry. Gdzie ja tak napisałam? Chodzi mi oto, że w Zakopcu i na szlakach jest za dużo turystów. Nie ma ciszy i spokoju, nie możesz obcować sam na sam z przyrodą. Nic tylko dzieciarnia ze słuchawkami na uszach, matki wołające za dzieciakami, które schodzą ze szlaku za borówkami i paniusie w klapeczkach narzekające, że tipsy im się dokleją od tego wysiłku. Ja czegoś takiego nie lubię i zabiera mi to sporo przyjemności z wędrowania. Nie twierdzę, ze jestem taką super ekstra znającą się na szlakach turystką, ale po prostu te nieumiejące się zachować tłumy niedzielnych turystów są zniechęcające w polskich Tatrach.

    OdpowiedzUsuń
  4. w każdych górach /nawet w tych "górach jeszcze nie górach"/ za kryterium zwariowania najlepiej przyjąć rodzaj butów... co owa piękność miała na nogach?... jeśli szpilki, to znaczy że to ona zwariowała /nawet jeśli tylko przechadzała się po Krupówkach/ :)))...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlatego wybieram jakieś takie dziwne terminy ;) Zresztą, ja chodzę w takim tempie (ze względu na moją chorobę), że zazwyczaj nikogo nie ma obok, bo albo za szybko dla emerytów, albo za wolno dla turystów z dziećmi latającymi wszędzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Do tego moja wizja jeszcze nie doszła, ale sądzę, że ubrałabym ją w normalne obuwie...

    OdpowiedzUsuń