sobota, 18 kwietnia 2020

Ale kulek nawarzyliśmy...

Nie miała baba kłopotu, kupiła hydrożel. Ale po kolei.
Dzieciaki chciały mieć gwiazdki na suficie. A że ja rozsądnie do pracy podchodzę, a do swoich zdolności plastycznych jeszcze rozsądniej, to kupiliśmy postanowiliśmy im kupić takie fluorescencyjne plastikowe gwiazdki. U chińczyka tanie, jak barszcz. I ten chińczyk na innej aukcji miał gwiezdny pył zamknięty w słoiku. Normalnie rzecz nazywając odpad produkcyjny, ale na zdjęciu wyglądało magicznie i "chcęęęę". No i przyszło. Ale nijak się miało do tego ze słoika, bo przecież ten pył sam mi się unosić nie będzie. W galaretkę nie włożę. No i wymyśliłam hydrożel. Zamawialiśmy to cudo jeszcze przed wirusem, ale teraz każda paczka chwilę czeka w wiatrołapie, potem się ją myje i dopiero włazi do domu. Ale w końcu przyszła, radośnie odpakowaliśmy kuleczki, wsypaliśmy do słoika gwiezdny pył, trochę kulek i sru wody do tego. Kto by czytał instrukcję... Skoro po chińsku była. Kulki rosły, dolewaliśmy wody... Aż kulki zaczęły uciekać. W efekcie zrobiliśmy zasłonę z papieru, słoik na talerz, kulki pospadały, resztę wyjęliśmy do dużej miski, zalaliśmy wodą i dopiero jak urosło, jak trzeba włożyliśmy do słoika (po odcedzeniu pyłu, dobrze, że to takie milimetrowe kuleczki, to zostały na dnie miski). Efekt oczywiście nijak się ma do tego na zdjęciu, ale to dlatego, że te kulki rozpraszają światło. Jednakże świeci i wygląda dziwnie (przecież nie napiszę, że jak na Halloween :) ) A reszta kulek leży w pudle po żelkach, takim kilowym z lidla i się suszy, bo nie mam na nie pomysłu. Rozważam wrzucić do osłonek storczyków, ale nie wiem, czy im nie odetnę dostępu powietrza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz