środa, 8 stycznia 2020

Powrót w kierat

Ciężko było, oj ciężko, bo jeszcze się okazało, że jest problem z turniejami tańca, na szczęście kryzys zażegnany, ale od soboty do wczoraj ostra nerwówka. Dobrze, że dzieci spokojnie wystartowały. My za to wzięliśmy się za siebie, nie ma marudzenia, codziennie wychodzimy na górę, by coś zrobić. Koniecznie musimy zacząć mieszkać na górze, ob mamy tak ciasno, że ciaśniej się nie da. No dobra, da się, jeden dzień było maksymalnie ciasno, bo przyjechały panele na całą górę. Wnieśliśmy je do domu, ale na górę już nie mieliśmy siły, ani tam miejsca na nie. Piątkowe popołudnie i pół soboty leżały na dole, a my chodziliśmy, jak w labiryncie. Znosilibyśmy to pewnie dłużej, na raty, ale na niedzielę mieliśmy zapowiedzianych gości. Paczka paneli jakoś strasznie lekka nie jest, ale też nie zabójczo ciężka. Przy 20 staje się mocno ciężka, a przy 50 miałam całkiem dość. Wynosiliśmy tak, że ja do półpiętra, a Osobisty dalej, więc ciut lżej, ale i tak czułam w kościach te 62 paczki jeszcze długo. No ale są. Przyjechały i już nam nie wkupią, bo z jednego sklepu już zniknęły.
Co poza tym? Szykujemy się na urodziny dla rodziny. W tamtym roku nie było i już odetchnęłam z ulga, ale Syn stwierdził, że chciałby, żeby babcia przyjechała i ciocia i wujek. No to robimy. Miało być w ten weekend, ale czasu mało, w następny jest turniej i choćbyśmy my nie jechali, to dwójka gości jedzie. I stanęła na ostatnim tygodniu. To niby już ferie u nas, ale początek. Najwyżej, ktoś, kto nie może, przyjedzie innym razem.
Sporo czytam, recenzję też piszę na bieżąco. Portal rozszerzył działalność, staram się mierzyć siły na zamiary, ale tyle dobra...

2 komentarze:

  1. Zawsze po wolnych dniach trudno jest wrócić do rzeczywistości :)

    OdpowiedzUsuń