sobota, 7 maja 2016

Numer telefonu Anna Kucharska

Książkę wybrałam, bo na okładce jest kot. Jego zielone oczy mnie zahipnotyzowały.

Anna Kucharska
Wydawnictwo Videograf
2015 rok
240 stron


Główna bohaterka, Zuzia, dwa lata wcześniej straciła mamę i co dzień dzwoni na jej numer telefonu, choć już nawet nie słyszy jej głosu, bo skrzynka jest pełna. Pewnego dnia ktoś po drugiej stronie się odzywa, dając początek przyjaźni, więzi i zmianom w życiu. Bohaterka opowiada nieznajomej kobiecie o sobie, o kocie z okładki, który należy do sąsiadki i ciągle syczy, doprowadzając Zuzę do szału. Potem się spotykają. Więcej nie napiszę, bo to już będzie spoiler.

Dawno nie czytałam książki, w której główny bohater tak by mnie denerwował. Zuza denerwuje mnie dosłownie wszystkim. Począwszy od narzekania na kota, po jej nastawienie do związków międzyludzkich, nie tylko z mężczyznami, za które sama siebie karze, bo mama... Dziewczyna jest dziecinna, chwiejna, niezdecydowana, absolutnie wkurzająca. Syczałam na nią, jak ten kot zza jej ściany. To czemu czytałam dalej? Bo nie mogłam się oderwać! Książka jest delikatna, jak wiosenny wietrzyk i tak samo budzi nowe. Nowe spojrzenie, nowe emocje. Pokazuje dwie różne postawy po stracie kogoś bliskiego, tak odmienne, tak bliskie każdemu, kto kogoś stracił. I choć bliżej mi było do Jakuba i Teresy, to i Zuzka nie była tak odległa. Czytała, zatapiałam się wręcz w feerii uczuć, którą autorka przekazuje delikatnie, bardzo mądrze i z pewną dozą tkliwości, z jaką matka tłumaczy dziecku skomplikowany świat emocji.

Pod względem technicznym nic nie mogę zarzucić wydawnictwu. Videograf nie przepuścił literówek, mogłam spokojnie skupić się na treści nie denerwując się niedoskonałościami. Jedynie mały zgrzyt miałam z tym numerem telefonu. Bo w jeden dzień jest matki, a w drugi ktoś odpowiada. To chyba tak nie działa, numer wygasa wcześniej. A może on wygasł, dlatego nie mogła się dodzwonić, a ona tłumaczyła to sobie inaczej, bo nie dopuszczała innej myśli? Może... Jednak ten szczegół wcale mnie nie zniechęcił.

Komu polecam? Każdemu, kto pod postacią delikatnej, powolnej wręcz opowieści chce znaleźć morze uczuć i w nie wpaść po uszy. Tym, którzy kogoś stracili i nie mogą się otrząsnąć. I tym, którzy chcą żyć pełnią życia. Tu nie ma wieku, płci, ta książka jest dla wszystkich. I nawet, jak dziecinność Zuzki będzie Was denerwować, nie przestaniecie czytać. Zapewniam na własnym przykładzie.

2 komentarze:

  1. Byłam ciekawa Twojej opinii, bo mnie się źle czytało i poddałam się bardzo szybko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek też miałam trudny. Potem poleciało i mnie przyssało.

      Usuń