piątek, 12 grudnia 2014

Miastowa

Moje poprzednie miejsce zamieszkania to była wieś, ale taka z kurkami, gdzieś krowa, jakiś zagon marchewek. Żadne wielkie pola, gospodarka i tak dalej. Potem przemianowali na osiedle, kurki zostały, krowy nie uświadczysz, chodnik, high live. Tu jest wieś, co z tego, że gminna, ale wieś. Od domu mam pobocze, o chodniku nie ma mowy, dalej, tak, ale pod domem nie mam. I krowy są i gospodarstwa wielkie. I kombajn do kukurydzy. Ale po kolei. Jedziemy my sobie do Krakowa, a tu stoi jakaś machina przy drodze. Pytam Osobistego, co to, czy coś do przewiertów, bo takie cosik z tyłu miało, jakby wiertła. A ten patrzy na mnie, jak na zjawisko rzadkie zgoła i mówi, że kombajn do kukurydzy i jak mogę tego nie wiedzieć. No nie wiem i już. Stwierdził, że zabłysnęłam. Odpowiedziałam mu ze śmiechem, że przecież dawno mówiłam, żem miastowa i wziął sobie miastową żonę, niech cierpi :P I rybę pani z miasta chce bez glazury za ponad 20 złotych, a nie pangę za dyszkę, ochhh! I chodników się zachciewa, żeby obcasików nie niszczyć. I psy samopas latające oburzają...
Taki ostatni nasz żart rodzinny, żem miastowa się tworzy i dobrze się ma. Zresztą, mnie też on śmieszy wybitnie.

11 komentarzy: