wtorek, 20 maja 2014

No i fru...

Osobisty znowu poleciał, a dokładnie to już jest na miejscu. Jak dobra żona go odwiozłam na lotnisko. I wczoraj tak mnie naszło i mówię do niego:
- Nie dość, że muszę Cię zawieźć, do tego oddać obcej babie w ręce (ona się będzie z Tobą użerać, ale cicho, to się wytnie), to jeszcze muszę to zrobić o 5 rano.

Pominę, że wczoraj do 14.40 nie wiedzieli, czy w ogóle lecą, bo góra góry nie wydała pozwolenia. Oczywiście klient był przekonany, że będą. Na ostatnią chwilę bukowali bilety, wynajmowali samochód i generalnie wydawali dużo więcej kasy, niż mogli. Ale co tam, firmie widać nie zależy, czy za bilety się da złotych 600, czy 2 tysiące.

Wróci w czwartek w nocy, do Katowic, skąd nie wiem, jak wrócą, ale to szefowej głowa. Ja po nich na pewno nie pojadę, bo za daleko, przecież nie wezmę z sobą dzieciaków.

Mam tylko nadzieję, że wyjazd za tydzień będzie bardziej z głową robiony.

1 komentarz: