poniedziałek, 27 grudnia 2010

Bezstresowe (nie)wychowanie dzieci

            Byłamostatnio z Mężem u pewnej rodziny. On naprawiał im komputer, ja byłam dotowarzystwa. Mają dzieci, dwoje, chłopca w wieku lat 11 i 16-letniądziewczynkę. Pamiętam je jako grzeczne, fajne dzieci, ale ostatnio…Rozwydrzone, okropne dzieciaki. Chłopiec do ojca bez poczucia wstydu, żebyliśmy potrafił powiedzieć „Zrób mi pić i mi przynieś.” Spokojnie kopał ojca,dla zabawy, ale już poza granicami dobrego smaku. Tak samo jest z dziećmi moichbraci. Wszystko pod nos, zero samodzielności, o pomocy już nie wspomnę.Przynieś, podaj pozamiataj. Z tego tytułu zaczęłam się bać, jak wychować własnedziecko. Co zrobić, by okazywało szacunek. I nie wpadło mi do głowy nic pozawprowadzeniem zasad i ich przestrzeganiem. Bo nie pomoże wielka miłość, jeślinie będzie ona mądrą miłością. Chciałabym dziecko wychować bezstresowo. Ale niew sposób, jaki reklamują niektórzy. Bo wychowanie bezstresowe nie polega nacałkowitym wyeliminowaniu stresów, co prowadzi do pozwalania dziecku nawszystko. Idea tej metody polega na wyznaczeniu zasad i ich przestrzeganiu, bydziecko nie miało dodatkowych, niepotrzebnych stresów. Nie można żyć zupełnie bezstresu, bo to on motywuje nas do działania. A pozwalanie dziecku na wszystkopowoduje tylko to, że pięciolatek nam przyłoży, a my się tylko będziemy mogliuśmiechnąć. Chciałabym, aby dziecko od nas uczyło się wzajemnego szacunku,miłości i pomocy. Wierzę w naukę przez naśladownictwo i wierzę, że jak mybędziemy sobie pomagać, to uda nam się wychować dobre, grzeczne dziecko. Przy czymnie grzeczne, jak laleczka. Bo dziecko tez musi się wyszaleć, sparzyć bywiedzieć, że nie wolno dotykać ognia i spaść z krzesła, by wiedzieć, że nienależy na nie wyłazić. Nam zostanie ostrzec, a potem zrobić opatrunek. Pozwolićsię wybrudzić w piaskownicy, a potem umyć buzię i pomóc się wyszorować. Bo nicmnie tak nie drażni, jak sterylne mamy, które wygotowywują wszystko i niepozwalają dziecku niczego dotknąć, bo brudne. A potem się dziwią, że dzieckochoruje. Też bym była chora, jakbym nie mogła niczego dotknąć, a potemzaatakowałyby mnie tabuny zarazków, z którymi wcześniej nie miałam styczności,więc się nie uodporniłam.

            Byłamdzieckiem nauczonym zasad. Musiałam przestrzegać. Byłam dzieckiem poobijanym.Byłam dzieckiem brudnym. Byłam szczęśliwym dzieckiem.

10 komentarzy:

  1. Dziecko potrzebuje zasad i wyraźnych granic, aby mogło czuć się bezpiecznie. Dzięki temu wie, że rodzice nad wszystkim panują i mają autorytet.Czytałam, że w pierwotnym zamyślę "bezstresowe" wychowanie znaczyło, że tylko eliminuje się wszelakie kary cielesne/fizyczne. Dziecko ma obowiązki, ale nieposłuszeństwo karze się np odstawieniem do kąta, a nie pasem po dupsku. Obecnie ta metoda tak ewoluowała, że dla większość "bezstresowo" znaczy właśnie bez jakiegokolwiek stresu, a dziecku należy na wszystko pozwalać.Szkoda, że przed narodzinami dziecka każdy rodzic OBOWIĄZKOWO nie uczestniczy w kursie pedagogicznym albo chociaż w zajęciach z psychologii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie o tym piszę. Ja wszystkie metody wychowawcze znam z racji zawodu i trafia mnie, jak ktoś bezkrytycznie przyjmuje coś, o czym nie ma pojęcia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Obecnie ludzie wolą wybierać to, co jest im wygodne i dostosowywać do siebie. A to, że tym samym wypaczają zasady, to już nie ważne...

    OdpowiedzUsuń
  4. Według nich tworzą nowe zasady. Przy czym nie wiem, czy zdają sobie sprawę, ze kręcą na siebie bicz, bo kiedyś takie dziecko bezkarnie na nich rękę odwinie

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety, mam takie przykłady w rodzinie. Tylko ciekawe jest, że pomimo świadomości, że ta metoda nie zdała egzaminu to i tak następne dzieci wychowują w dokładnie ten sam sposób. Tego nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja widze juz po porodzie jaka dana matka bedzie..w ciagu tych 3-4 dni pobutu na oddziale polozniczym widac jakie bedzie wychowanie. niestety z moich obserwacji wynika iz mlode mamy lepiej radza sobie z niemowleciem niz te ktore rodza dzieci po 30rz. Oczywiscie nie wszystko jest regula,ale w wiekszosci mlode mamy podchodza do wychowania na luzie,bez zbytniej sterylnosci i 100 proc oddania sie dziecku..ja bylam wychowana wg surowych zasad przez ojca nauczyciela,i z niejednokrotnym klapsem w tyłek.Rodzice pozwalali mi sie brudzic,szalec,wiele razy przyszlam do domu z siniakiem i strupem. I co?I nic mi sie nie stalo,zyje i mam sie swietnie. Tak samo jest w zyciu doroslym,nie slucham sie rodzicow.bo sama musze sie przekonac na swojej skórze o slusznosci decyzji. Czesto rady rodzicow sa bezcenne. Tak samo bede wychowywala swoje dziecko,ale wiadomo,wszystko wyjdzie jak ono sie urodzi. Moj maz jest osoba bardzo surowa i wiem ze sobie na glowe nie da wejsc.Pozdrawiamwww.anairda.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie uważam, by po kilku dniach na porodówce można było odgadnąć styl wychowanie, bo potem dochodzi zmęczenie, presja otoczenia itd. Przy czym pewnie masz rację, że wiek coś daje, bo kobiety decydujące się na pierwsze dziecko po 30 naczytały się Bóg wie czego i wchodzą "świadomie" w macierzyństwo. Lub z kolei tak się wyczekały, że teraz chuchają i dmuchają.Jestem absolutnym przeciwnikiem klapsów, ale nie dlatego, że przemoc, tylko dlatego, że to porażka wychowawcza. Rodziców. Bo skoro muszą się udać do klapsa, to oznacza, że ich inne metody zawiodły i okazali się słabsi od dziecka. Psychicznie, emocjonalnie. Nie jestem za twardym, ale za mądrym wychowaniem. A tam, gdzie zaczyna się klaps, kończy się mądrość rodziców, niczego nie ujmując Twoim. Po prostu uważam, że są inne sposoby.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trudno zmienić metodę, bo jak? Jedno dziecko wychowujesz tak, a drugie inaczej? To już lepiej być konsekwentnym niż jednemu dziecku pozwalać na wszystko, a drugie za wszystko karać, bo sądzę, że to poszłoby w drugą stronę.

    OdpowiedzUsuń
  9. ja czasami mam wrażenie, że będę trzymać dzieci na krótkiej smyczy. na drugi raz mam wrażenie, że stanę się ich koleżanką i zatrze się granica dziecko-rodzic. wiem, że najlepiej byłoby zastosować metodę złotego środka. cóż, zostawię sobie te przemyślenia na czas ciąży ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jako przyszła matka jestem przerażona, jako pedagog, pewna... Mam drogę, którą chcę iść. I właśnie nie jest to krótka smycz, ani relacja nazbyt przyjacielska. Chciałabym być towarzyszem, który pokazuje drogi, ale niczego nie narzuca.

    OdpowiedzUsuń