Akcja porodowa zaczęła się wczoraj o 4.46. Od razu oblał mnie zimny pot, ręce zaczęły się trząść, a serce walić, jak oszalałe. Gdzieś w połowie poryczałam się, że nie damy rady, nie poradzimy sobie i w ogóle żałuję. Osobisty przytulił, otarł łzy i zapewnił, że będzie dobrze. No bo co miał zrobić, jak już było w trakcie?
O 6.30 było po wszystkim, radość mieszała się z wątpliwościami, strachem i euforią.
W nocy budziłam się co chwilę i nasłuchiwałam oddechu. Naprawdę jestem za stara na dzieci, jestem zmęczona, wykończona psychicznie i przerażona. A to dopiero początek.
Hello world :) 5. Słownie pięć kociąt. Miałam nadzieję na góra dwa, ale cóż... Bywa i tak :)

już napisałam że zamawiam sobie tego burego ale skasowałam :)))
OdpowiedzUsuńBure są dwa, jeden bardziej rudy, drugi bardziej szary. Na razie wszystkie ukochane, ale będę negocjować, więc jak coś to wiesz, gdzie szukać 😁
Usuń