czwartek, 11 czerwca 2020

Kiedy w maskę wsiąkają łzy

Takie pogrzeby ogląda się w telewizji - powiedziała do mnie kobieta idąca obok. Setki ludzi, według szacunków sporo ponad 1500. Przez pandemię z pewnością mniej. Tak, wiem, byliśmy nielegalnym zgrupowaniem, tak, wiem, mogły się posypać mandaty. Ale pewne rzeczy nie liczą się, gdy żegna się pewnych ludzi. Nasz wójt zasłużył na taki hołd, zasłużył na honory, zasłużył na pamięć ludzi. Policja i straż miejska szła z nami ramię w ramię, zabezpieczali przejście salutując trumnie, gdy była obok niesiona. Tak, niesiona. Dawno nie byłam na pogrzebie, gdy całą, nie tak krótką drogę, zmarłego nieśli na ramionach.
W kościele, a raczej przy, bo mało kto wszedł do środka, jeszcze się trzymałam. Szczególnie, jak padło nagłośnienie i nie słyszałam, jak jego kolega spod ołtarza pytał, gdzie on jest, bo wszyscy czekają. Przełknęłam też gulę na kazaniu. Ale na cmentarzu ryczałam otwarcie, łzy wsiąkały w maskę, aż w końcu zdjęłam, bo to było bez sensu, cała była mokra, a ja musiałam wytrzeć nos. A jak strażacy opuszczali trumnę i zawyły wszystkie syreny to rozkleiłam się na dobre.
Tak wcześnie, tak wiele mógł jeszcze zrobić...
Śpij w pokoju i patrz czasem na swoją ukochaną gminę, której poświęciłeś całe życie.

1 komentarz: