poniedziałek, 16 lutego 2015

Paskudny tydzień

Mój paskudny tydzień zaczął się już w tamten weekend. Najpierw kiepska sobota, pominę milczeniem lepiej, potem niedziela... Plan mieliśmy na basen jechać. Ale Syn nam się w drodze uśpił, to Osobisty stwierdził, że sobie kartę wymieni, bo ma nowy telefon, a kartę za dużą. Przy okazji planowaliśmy opakowania z Lubisiów wymienić. I tak. Karty nie wymienią ponieważ gdyż system nie działa, ponieważ gdyż weekend. Zmieniamy operatora, bo to nie pierwszy taki numer. Lubisiów nie wymieniliśmy, bo szukaliśmy w Relay i Inmedio, a tym razem wymienia Kolporter. Na basen pojechaliśmy... Tarara, nie wzięliśmy ręczników. Wróciliśmy do domu, pojechaliśmy później. Mnóstwo zmarnowanych kilometrów.
W poniedziałek Osobisty wrócił z pracy już przed 15, co świętem jest, bo trzepią nadgodziny i najczęściej jedzie na 6, wraca po 19. Ale tym razem musiał wrócić. Ból brzucha, wymioty... Chciałam jechać do apteki, patrzę, nie mam karty. Przetrzepałam wszystko. Zgubiłam, prawdopodobnie w niedzielę. Szybko na stronę banku, transakcji dziwnych brak, ale zastrzec trzeba.... Dobrze, że miałam gotówkę, zapakowałam dzieci, bo Osobisty nie był w stanie się nimi zająć na tą chwilę i do apteki. Poniewierało go do północy, we wtorek urlop na żądanie. We wtorek popołudniu ja się przywitałam z kibelkiem po raz pierwszy, na dwie strony, w nocy dzieciaki. Okupowaliśmy kibelek i wiadro na zmianę. Masakra. Nieprzespana noc, a rano 3 zombie. Wezwaliśmy lekarza, nieżyt żołądka, ostry. Żeby nie było, Osobisty w śniegu pod domem, jadąc po laptopa służbowego, znalazł moją kartę. W niedzielę ją zgubiłam, przysypało, odsłoniła ją odwilż.
Środa to była masakra, ledwo żyłam, dzieciaki też, ale dzieciom minęło do nocy, mnie nie. Baliśmy się, co z czwartkiem, ale udało się. Jaki ryż był smaczny :P najmniej tłusty Tłusty Czwartek w historii mej. Osobisty znów do roboty, znów do 19. Piątek witałam, jak zbawienie, na szczęście w sobotę nie musiał iść do pracy.
Sobota to 18 bratanka, na 17, z dowozem moich rodziców. Ale fajnie było, wróciliśmy po 22, dzieciaki już w aucie się uśpiły, przenieśliśmy, prysznic i spać. O 12 Syn wyjeeee, jak szalony. Przeciwbólowy, Espumisan i w końcu po godzinie padł. Wstał radosny, jak skowronek, o 7 rano. Wnioskuję o drugi weekend.

Opiszę Wam niedługo po pierwsze wyprawę do kina na Paddingtona, a po drugie denko.

2 komentarze:

  1. Kurczę, mam nadzieję, że Osobisty już zdrowy... Nieżyt żołądka potrafi dać w kość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jemu przeszło już we wtorek, nas sponiewierało trochę bardziej, ale też już ok :)

      Usuń