wtorek, 21 stycznia 2014

Okołochrzcielne wpadki i tęsknota

Tak naprawdę zaczęło się w piątek, kiedy z mamą piekłyśmy ciasta.
Mama robi mi spód pod sernik z nowego przepisu, ja robię ser.
M: - A ta śmietana to 12%?
J: (patrząc, co ma w ręce) - To jogurt jest.
Jogurt już był wylany na mąkę, został, smak też bardzo dobry ;)

Ja, czytam przepis na ser, placek już w piekarniku:
- Cztery żółtka, dwa całe jaja i jak mówiłaś, że taki ser ma być płynny, jak u Gabikowego sernika, to ja tak jak tam jest, bym te białka ubiła i pianę na placek... zaraz, cztery żółtka, szlag, dałam na odwrót, to dlatego takie lejące mi wyszło...

W innym cieście brakło mi jednej delicji. Nie pojechałam po nową paczkę, zostało tak.

Kryształek, czyli ptasie mleczko z kawałkami galaretki na biszkopcie wyszedł mi z formy. Dobrze, że był wysoko papier.

Chrzest. Aniołkowi z poprzedniej notki trzeba wrzucić pieniążki, by kiwnął główką. Ale pieniążki się skończyły, potrząsanie nie pomogło, to... Córa najpierw sprawdziła babci kieszenie, a następnie podniosła poły marynarki i bluzki szukając pieniążków. Ksiądz prawie padł, my zresztą też.

Córa chciała do mnie, oddałam więc Syna Osobistemu i ją wzięłam. Wierci się i... trach... Urwała mi ramiączko od sukienki. Dobrze, że miałam bolerko. Potem znów trzymałam Syna i "choćby się waliło i paliło, to Ci go nie dam, bo mi trzyma kiecę". Po odwiezieniu ich na salę pojechałam do domu i podpięłam broszką.

Na samym wejściu Córa zażyczyła sobie ciacho. Z polewą. Plus białe spodnie. Siedziała potem i tarła to miejsce z nieszczęśliwą miną, bo "plama", ale chusteczki mokre działają cuda. Na przebranie miałam ubranie, też białe... Spasowałam.

Gdzieś w trakcie imprezy Córa chciała na ręce, Osobisty ją wziął i... zasnęła. Położyliśmy ją w nosidle Syna, takiej wkładce do wózka, nogi wystawały, ale co tam.

Wracałam do restauracji, żeby zabrać mamę i całe jedzenie, które zostało. I tak mi jakoś ciemno... No drogi nie widzę... No pewnie, skoro się jeździ na pozycyjnych to nie widać...

A teraz... Ma ktoś ochotę? Dodam, że torcik w każdym fragmencie wykonany ręcznie. Nie, nie przeze mnie.


I obiecany rudy blond, choć zdjęcie mało oddaje kolorek.




Osobisty leci dziś do Anglii. Jutro w nocy mam go odebrać z drogi powrotnej. A ja już tęsknię.

9 komentarzy:

  1. Ślicznie wygladasz :) ładny kolor włosów i cera taka rześka ... a płaszczyk to ten, o ktorym kiedyś pisałaś? Fuksja? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, strasznie mi miło....
      Tak, choć tu wygląda na baardzo różowy

      Usuń
  2. No i zmusiłaś mnie do odejścia od komputera i zabrania się za jakieś jedzenie ;)))

    Kolor ładny, ale w życiu nie wpadłabym na to, że to rudy blond. Zaczęłabym pewnie kombinować, że jakiś odcień brązu. Co nie zmienia faktu, że bardzo fajny :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie strasznie przekłamuje, a ustawienie monitora też. Na każdym moim wygląda inaczej, generalnie jest bardziej złocisty.
      No nie można samym pisaniem żyć, jeść też trzeba :)

      Usuń
  3. Tort piękny. Takie chwile nadają to coś:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ślicznie wyglądasz! I kolorek fajny, sama się zastanawiałam ostatnio, czy czegoś nie zrobić z tą moją czernią na wiosnę, ale jakoś tak się przywiązałam do tego koloru, że nie wyobrażam sobie do końca takiej rewolucji na głowie;)
    Torcik to małe arcydziełko;)

    OdpowiedzUsuń