środa, 19 maja 2010

Powodziowo

            Nie trzebami wielkiej wody. Jechałam przez nią w poniedziałek do pracy. Nie wiedziałam,gdzie rów, a gdzie jezdnia. Powrotu się bałam, zostałam, a do domu wróciłamdopiero wczoraj. Sytuacja w miejscu pracy dramatyczna. Nie jeździmy do wielumiejsc, bo woda, zakazy, straż, wojsko.

            Jak oglądasię to w telewizji, to jest realne, ale nie takie bliskie. Widzieć to na żywo,jechać z asfaltem zmywanym spod kół, to co innego. Widziałam wały wiślane,stałam dziś na nich i patrzyłam na taki ogrom wody, który do tej pory byłniewyobrażalny. Widziałam ludzi, mieszkających przy maleńkim strumieniu, dziśpłynących łódką od domu do domu. Coraz więcej i więcej wody, z minuty naminutę. Znacznik pokazujący poziom wód z 97 roku dziesięć centymetrów od tafli.Ludzie czekający na kolejne centymetry jak na zbawienie lub na wyrok.Ogłuszający deszcz walący o dach i szyby. Ciemność. Armagedon. To nie doopisania. Przemakające wały, oberwane skarpy, załamany asfalt, hucząca woda nieznajdująca ujścia, wywalone z korzeniami drzewa. Zmęczone, szare twarze ludzi.Worki z piaskiem, z ziemią, z czym się da, prowizoryczne wały z błota. Wężepompujące litry wody. I obraz może 10- letniego chłopca, ubranego w za dużystrażacki mundur ojca i pompujący wodę z czyjegoś domu.

            Dziś jużnie pompowali piwnic, dziś walczyli o wały, o każdy ich centymetr toczyła sięrozpaczliwa walka. Walka relacjonowana z Krakowa. Pominięta w wielu małychwioskach, które siłami wojska i cywilów rozpaczliwie od poniedziałku łatają,umacniają, bez czasu na kawę nawet, bo nie ma kto zastąpić.

            Innegokońca świata nie będzie…

2 komentarze:

  1. ptysiowa@poczta.onet.pl20 maja 2010 19:16

    Nie wiem co powinnam powiedzieć, dlatego najlepiej będzie jeśli nie powiem nic.. Sexowna

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem nie można powiedzieć nic...

    OdpowiedzUsuń