niedziela, 6 grudnia 2020

O włos

To był normalny dzień. Wstał, ubrał się i ruszył do pracy. Tam przesiadł się na ciężarówkę i ruszył w zadaną trasę. Czas mijał normalnie, aż poczuł, że coś jest nie tak, auto ściąga w prawo, a on nie umie nad nim zapanować. Chciał manewrować, ale nie umiał, aż nagle usłyszał, że ktoś stuka w  szybę...

Potem było szybko. Karetka, która przyjechała ekspresowo, utrata przytomności i obudzenie się w szpitalu. Maksymalnie szybki zabieg. Wiadomość do rodziny. I stąd wie, że ściął barierki, wypadł z autostrady i zatrzymał się na pasie zieleni. Że ktoś znajomy akurat jechał i pobiegł zobaczyć, co się dzieje. Nie uznał, że pijany, czy za szybko jadący. Uratował mu życie, bo to był udar.


Bardzo bym chciała napisać, że to kolejny post z cyklu, żebyśmy nie byli obojętni, że to nie wydarzyło się naprawdę. Bo się niestety wydarzyło. Kierowcą ciężarówki był mój brat. Jest w szpitalu, ma niedowład jednej strony ciała. I kupę szczęścia. Bo ściągnęło go na prawo, bo nie wjechał pod inne auto. Bo to ciężarówka, a nie osobowy. I nie po pracy, gdzie jedzie przez pola. A przede wszystkim ktoś się zatrzymał i pomoc przyszła błyskawicznie, uratowali mu życie. Bo trafił do świetnego szpitala, bo był blisko, do świetnego specjalisty.

Rokowania są pomyślne, choć to nie ujmuje nerwów. Jestem kłębkiem nerwów, uśmiechającym się do dzieci, pocieszającym mamę i próbującym wierzyć.

4 komentarze:

  1. Ooooo....przytulam. zycze zdrowia i nerow, sil ze stali...

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko, bedzie dobrze :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rok temu, na początku lutego moja przyjaciółka dostała telefon - pani mąż nie żyje, zderzył się z tirem jadąc do pracy. Po jakimś czasie okazało się, że jednak żyje, a lekarze nie dawali mu absolutnie żadnych szans i dlatego woleli dzwoniąc od razu powiedzieć, że to koniec.
    Co ona przeżyła nawet nie chcę myśleć... młode małżeństwo, kilka lat starali się o dziecko, po wielu badaniach i leczeniu nareszcie udało jej się urodzić zdrową córkę i tuż przed jej pierwszymi urodzinami taka wiadomość....
    Co potem? Miesiące w śpiączce i kolejny cud - obudził się. Obecnie jest w jakimś ośrodku, bo potrzebuje opieki 24h/dobę i ciągłej rehabilitacji, a covid to rodzina od prawie roku nie może nawet go odwiedzić. Ale są postępy - właśnie zaczął PRÓBOWAĆ mówić i się komunikować. Wszyscy cieszą się jak szaleni ale nikt nie ma wątpliwości - obrażenia mózgu były takie, że on powinien był nie żyć. Tak więc każdy jeden dzień jego życia i tych maleńkich postępów to prawdziwy cud.
    Więc tak, Twój brat miał wielkie szczęście i mimo wielu nerwów, stresu i pytań "co dalej" możecie odetchnąć z ulgą.

    OdpowiedzUsuń