środa, 31 października 2018

Powoli wracam do siebie

Bardzo powoli, choć w sumie ciągle w biegu, bo tamten tydzień upłynął pod znakiem pasowania Córy, a ten awansu Osobistego.
Ale do rzeczy. W sanatorium było naprawdę dobrze. Owszem, pokoje trąciły PRLem, choć po zmianie już mieliśmy lepiej, nie mylić z więcej miejsca. Ale ludzie nadrabiali, a dla mnie liczy się atmosfera. Dzieci były zaopiekowane, atrakcji cała masa, nie było czasu tęsknić. Do tego fajne zabiegi z przemiłą obsługą. Na jadalni panie po prostu cudowne. Czego chcieć więcej? My nie chcieliśmy, a dostaliśmy pogodę. Było ślicznie, słonecznie i ciepło. Krótki rękaw i bose stopy, bajka.
A teraz trochę informacji praktycznych.
Dzieci były w sanatorium w ramach skierowania NFZ, pisałam podanie, żeby pojechały w jednym terminie. Na decyzję czekaliśmy od końca lutego, wyjazd był z końcem września, więc niedługo. Na miejscu zapłaciłam tylko za siebie i opłatę klimatyczną. Poza tym atrakcje, część atrakcji było płatnych, ale nie były to kwoty zabójcze.
Zdarzało się, że dzieci zachorowały, moje akurat nie jakoś poważnie, ale inne tak. Siedziały w pokoju i było im donoszone jedzenie, więc nie trzeba się martwić, że ktoś coś podłapie. Zresztą, lekarze i pielęgniarki są na miejscu i reagują błyskawicznie.
Dzieci szkolne, z podręcznikami, co rano mogły iść do pani i zrobić, co trzeba. My wróciliśmy bez zaległości, jedynie musiałam z nią robić religię i angielski, bo pani nie prowadziła.
Pobyt wspominamy bardzo miło, dość powiedzieć, że Syn nie chciał wracać, nawet za cenę spania na korytarzu.

4 komentarze:

  1. Sama bym się przejechała na taki turnus ;D A kiedy dodać do tego pogodę i moooorzeeeeee.... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed wyjazdem bałam się bardzo, ale nie żałuję ani minuty

      Usuń
  2. Super ;) Najważniejsze, że było fajnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była fajniej, niż się spodziewałam, choć kasy wydałam mnóstwo ;)

      Usuń