środa, 29 marca 2017

Uczulenie na leki? Już mnie dotyczy i coś milszego też będzie

W poniedziałek czułam się dość niewyraźnie, katar załapałam, jakieś dreszcze, więc odstawiłam dzieciaki na obiad do przedszkola, zrobiłam, co zrobić miałam, kocyk, Neosine, Galpirin, wapno i herbatka z miodkiem i cytrynką. Taki standardowy zestawik. Książeczka, chusteczki, żyć, nie umierać. No właśnie...
Za jakaś godzinę, może mniej, zaczęły mnie swędzieć oczy, luz, przy katarze norma. Ale w uszach pulsowanie to już nie. Ciśnieniomierz: 130/80. Dla mnie sporo, bo ja zazwyczaj ledwo 110 na 65 wyciągam. Swędzi nadal, coraz bardziej, więc idę do łazienki, cała jestem czerwona. Ciśnienie 140/80 i rośnie. Ochlapałam się zimną wodą, nic. Ciśnienie 160/80, a ja puchnę tak, że nie mogę ustami ruszać. Piszę do Osobistego, czy jakby co, to odbierze dzieci, bo zażyłam leki i coś mi się dzieje. Dzwoni do mnie, że mam jechać do lekarza. Umawiamy się, że idę pod prysznic, zbić ciśnienie, bo nie dojadę do ośrodka w tym stanie. Swędzi!!! Rozebrałam się, cała jestem bordowa, a skóra w bąblach na 3 mm, calusieńka. Opłukałam się, wodą o temperaturze 30 stopni, bo cieplejsza parzyła, zbiłam ciśnienie do 140 i pojechałam. Od razu mnie przyjęli, dali środek na odczulenie i zestaw leków na dwa tygodnie. Wychodziłam według mnie blada i mniej spuchnięta, Osobisty, który się zwyczajnie zebrał i do mnie przyjechał przestraszył się na mój widok. Według niego nawet w ciąży tak nie spuchłam.
Wczoraj byłam jeszcze na drugim zastrzyku, bo nadal swędziało, choć już nie chciałam zerwać rzęs, brwi i włosów na głowie, bo tam było najgorzej. Wiwat depilacja.
Nie wiem, co mnie uczuliło, zażywałam nie raz w takim układzie. Wiem, że jakbym nie zażyła wapna, byłoby jeszcze gorzej i to mnie przeraża, bo byłam sama. Znikąd pomocy, a nawet, to mogłoby być za późno, jakbym puchła do wewnątrz.

Wczoraj za to, jak mnie pokłuli i tyłek mnie bolał, to zabrałam się za oznaczenie krzaczków i przecięcie róż, co przemarzły. Po powrocie Osobistego wzięliśmy wertykulator, przejechaliśmy przód i trawę zasialiśmy. Od razu się przyjemniej zrobiło i widać lepiej, a nie takie trawy wielkie. Dziś sadziłam kwiaty na tarasie, bo dostałam od sąsiadki, a zaraz wsiadam w auto, jadę po dzieci i do mamy po różę pnącą i jakieś coś jeszcze. Widać, że mama już nie daje rady i muszę się wziąć za dwa ogródki, bo serce jej pęknie, jak jej z ogrodu z prawie setką róż zostanie trawnik. Ogarnę, bo muszę, a ruch się przyda, bo waga jakoś nie chce współpracować ze mną ;)

10 komentarzy:

  1. To tak jak Milka, nigdy nie miała nic po ibuprofenie, a tu nagle taka reakcja straszna :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropność. A niby kontakt z alergenem pomaga, a tu taki efekt.

      Usuń
  2. Jejku jaki horror. Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko.. dobrze, że już lepiej :*
    http://woman-in-the-morning.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Masakra... Moja mamę kiedyś uczuliły... krople do nosa. Wylądowała na laryngologii, w szoku, bo przecież stosowała je od lat. A jednak.

    Całe szczęście, że już OK!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest straszne, że się bierze latami i nagle coś takiego...

      Usuń
  5. Czytalam jak kryminal :O
    nie ma zartow z taka reakcja alergiczna...dobrze, ze juz ok!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napięcie faktycznie, jak w filmie akcji, tylko ktoś mi zapomniał dać scenariusz ;)

      Usuń