Pierwszy raz było tak, że tylko część z nas jechała na wakacje. Wczoraj odwiozłam chłopaków i wróciłam z Córą do domu. Dziwnie mi. I chyba zdecydowanie mi się nie podoba, choć wizja wolnego tygodnia już do mnie bardziej przemawia.
Wczoraj martwiłam się, jak oni sobie tam poradzą, bo to koniec świata. A Osobisty się martwi, jak ja sobie poradzę sama, bo sama. I Syn nie mógł zrozumieć, po co się tak o siebie nawzajem martwimy, zamiast martwić się tylko o siebie. A to właśnie miłość.
Wiesz, ze ja mialam pierwszy raz taka rozlake gdy pojechalam do sanatorium? Nigdy nie spedzalismy urlopu, badz wakacji czy wyjazdu osobno- cierpialam katusze z... tesknoty :)
OdpowiedzUsuńTo jest straszne! Bo autentycznie się cieszę, że pojechali, ale mi źle
UsuńRozumie.... radosc z ich wspolnego czasu- smutek z tesknoty. Kiedys mowilo sie jak dwie polowki jablka- dzis jak awokado- cos w tym jest!
UsuńBardzo mnie cieszą takie komentarze, jak Twoje, szczególnie teraz, gdy tulu ludzi się rozstaje. Zresztą, cały Twój blog to taki plasterek i kakao w zły dzień.
UsuńOjejku...milo mi :) choc to taka normalnosc u nas...
Usuń